31.

1K 102 13
                                    

„He did this to me!"

    - Do cholery jak to zaginęła? - Elyas rzucił kolejnym krzesłem o ścianę, sprawiając, że rozpadło się w drobne kawałki. - Jak to możliwe, że mając ten narkotyk we krwi sama stąd uciekła? Powiedzcie mi jak?! - wszyscy spojrzeli po sobie, spuszczając wzrok, nie próbując nawet spoglądać na rozwścieczonego chłopaka.

- Ty! - wymierzył groźnie palcem w Johnego, podchodząc bliżej i zacisnął mocno wargi. - Miałeś jej tylko pilnować.

- Nie jestem pieprzonym psem warownym i nie mogłem stać przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę - mężczyzna jako jedyny nie bał się spojrzeć chłopakowi w oczy. Znał go zbyt dobrze i wiedział, że okazując przed nim słabość sprawi, że Elyas uzna swoją wyższość.

A co miałeś innego do roboty? - Elyas warknął, popychając mężczyznę.

- Dlaczego sam nie mogłeś jej pilnować, skoro tak bardzo zależało ci aby nie uciekła?

- Nie wiesz kto tu jest górą - chłopak wyciągnął dłoń z bronią i wycelował nią w Johnego. - Chyba zapominasz kto tu rządzi!

- Niczego nie zapominam, ale chyba ty zapominasz że nie jesteś pępkiem świata.

Elyas zmrużył brwi i zacisnął szczękę, wpatrując się w Johnego. Zacisnął mocniej dłoń na broni i przeładował ją, wciąż celując w mężczyznę. Johnny wpatrywał się w bruneta bez żadnych emocji, nie pokazywał strachu, bo tak naprawdę  od miał go już w sobie ani trochę. Każdego dnia myślał o tym jak skończy się jego życie tutaj, jak długo wytrzyma nie sprzeciwiając się Elyas'owi. Poznając Lively, nie zdawał sobie sprawy jak ta niewinna dziewczyna wywróci jego poglądy o sto osiemdziesiąt stopni. Nie myślał o tym jak bardzo bierny jest na całe zło, którego dokonuję brunet, w którym on sam bierze czynny udział. Nie chciał tego więcej, nie mógł już tego znieść i nie chciał pozwolić aby chłopak skrzywdził kolejną niewinną osobą. Zacisnął mocno dłonie, czując jak złość buzuję w jego żyłach, kiedy Elyas nieprzerwanie przyglądał się mu, nie opuszczając wycelowanej w niego broni. W tej jednej chwili myślał o rodzinie, którą tak dawno stracił. Nienawidził Elyas'a ale jeszcze mocniej nienawidził jego ojca. W tym momencie zrozumiał jak bardzo zatracił się w tym brudnym życiu i jak szybko zapomniał o bólu, który miał w sobie. Cieszył się jedynie, że zdążył pomóc Lively, że chociaż ją jedną uratował.

- Jeszcze się przydasz - Elyasz po długiej ciszy opuścił broń i zabezpieczając ją schował do pokrowca. - Znajdziesz ją! Nie interesuję mnie jak to zrobisz, ona ma tu wrócić!

***

- Obudziła się?

- Calum, byłeś tu piętnaście minut temu i pytałeś o to samo - Luke przetarł zmęczoną twarz dłonią i poprawił się na mało wygodnym fotelu. - Nie, jeszcze się nie obudziła.

- Nie mogę patrzeć na nią kiedy tak po prostu leży, ale nie mogę usiedzieć też w miejscu - chłopak westchnął przymykając powieki. - Jeśli przez to gówno, które Turner jej podał jej się coś stanie, zabiję go osobiście.

- Nie ważne czy jej się coś stanie czy nie, i tak go dorwiemy! - Luke napiął mięśnie, na samą myśl o tym co chciałby zrobić Elyas'owi. - Za to co jej zrobił, należy mu się o wiele więcej niż zwykła śmierć!

- Proszę cię Luke, tylko nie rób niczego na własną rękę! - Shannon wychyliła się za drzwi stając obok Calum'a. Oboje przyglądali się blondynowi, widząc jak wiele kosztuję go to wszystko co się dzieje. Każdy z nich był zmęczony m wydarzeniami, które narastały w zastraszającym tempie. Jednak tym co zrobili,  pogorszyli swoją sytuacje jeszcze bardziej. Odbijając Lively nie tylko narazili się Elyas'owi, ale wystarczająco rozwścieczyli go, aby spodziewać się najgorszego.

- Wiesz, że nie mogę ci tego obiecać Shann. Zbyt wiele przez niego i jego ojca już straciłem, żeby nie myśleć, co mogę mu zrobić kiedy go dorwę! - W oczach Luke znów pojawiły się małe iskry, którymi chłopak wręcz zabijał. Uspokoił się jednak, kiedy poczuł lekki, ciepły dotyk na swojej dłoni. Zerknął odruchowo na nieprzytomną Lively, która teraz delikatnie i powoli trzepotała rzęsami, otwierając spokojnie oczy. Zmrużyła mocno powieki, kiedy światło zapalonej w pokoju lampki, poraziło jej zmęczone i przekrwione tęczówki. Luke odetchnął głęboko, ściskając mocno jej dłoń, ciesząc się że dziewczyna się obudziła. Calum widząc, że Lively poruszyła się, w jednej chwili znalazł się przy jej łóżku, uśmiechając się szeroko.

- Chyba mi się to nie śni, prawda? - Lively szepnęła cicho, z trudem próbując podnieść się z łóżka. Luke pomógł jej usiąść na rogu, tak że delikatnie dotykała bosymi stopami zimnej podłogi.

- Nareszcie jesteś z nami - brunet ścisnął jej drugą dłoń i skrzywił się, czując jak zimne jest jej ciało. Lively odruchowo zerknęła na swoje dłonie, widząc jak uśmiech Calum'a znika z jego twarzy, zmieniając się w lekkie przerażenie. Zakryła dłonią usta, widząc pod skórą rysujące się jasno niebieskie żyły, które mogła teraz w całości policzyć.

- On mi to zrobił! - w oczach dziewczyny pojawiły się pierwsze łzy. Wyrwała szybko dłoń z uścisku Calum'a, odsuwając się od niego jak i zarówno od Luke'a, podciągając mocno koc, którym była przykryta i otuliła dłońmi kolana, które przyciągnęła do klatki piersiowej. - Nie zbliżajcie się do mnie! - niemalże krzyknęła.

- Lively - Luke próbował znów przysunąć dziewczynę bliżej siebie, jednak ta mocno wyrywała się mu.

- Luke nie rozumiesz! Ja mogę wam zrobić krzywdę! Nie widziałeś co robił im wszystkim Nick, co robił nawet mnie, kiedy Elyas podał mu to do świństwo! - Lively wpadła w szał, jeszcze mocniej starając się bronić przed każdym dotykiem ze strony chłopaków. Luke w ostatniej chwili mocno otulił jej drobne ciało swoimi dłońmi, przyciągając dziewczynę do swojej klatki piersiowej i po porostu przytulił. Czekał aż dziewczyna uspokoi się i unormuję swój przyśpieszony oddech.

- Liv, nie jesteś taka jak Nick, nic nam nie zrobisz, wiem to.

- Ale Luke, ja widziałam...

- Nie Lively. Zwalczymy to, nie będziesz i nigdy nie byłaś taka jak Nick, nie pozwolę by Elyas tobą kontrolował - blondyn gładząc dziewczynę po ramieniu, delikatnie ucałował jej czoło, czując że brunetka uspakaja się. Spoglądała na niego swoimi zapłakanymi brązowymi tęczówkami, w których widział nadzieję. Chciał aby czuła, że nie jest sama, żeby miała w sobie uczucia, które pozwolą jej zwalczyć strach. Chciał aby poczuła to, czego on nigdy sam nie mógł poczuć.

- Ktoś podjechał na posesje, chce dostać się do domu! - Shanon wbiegła do pokoju, spoglądając przerażona na obu chłopaków.

- Zostań tu - Luke odsunął od siebie Lively, wybiegając za blondynką. Dziewczyna rozejrzała sie po pomieszczeniu, które doskonale pamiętała. Znów znajdowali się w Clovely, gdzie zaczęły się wszystkie ich problemy. Podniosła się delikatnie z łożka, słysząc wszystko co działo się za drzwiami, podeszła do nich, odchylając je ciężko.

- Chce ją zobaczyć! - poznała głos mężczyzny. Nie myśląc wiele wydostała się na korytarz, wolnym krokiem dochodząc do salonu. Za otwartymi drzwiami ujrzała Johnego, który z uniesionymi dłońmi, próbował przekonać resztę, aby odłożyli wycelowaną w niego broń.

- Johny - brunetka podeszła do wszystkich wolnym krokiem, zatrzymując się tuż za plecami Luke'a, który zmroził ją wzrokiem, szeptając że miała zostać w pokoju. Jednak zignorowała jego słowa, przypatrując się tylko mężczyźnie stojącemu w drzwiach.

- Czego tu chcesz? - Luke zwrócił się groźnie do siwego już mężczyzny, który z podniesionymi dłońmi, czekał aż wpuszczą go do środka.

- Chce wam pomóc póki jeszcze żyje!

___

Przepraszam że znów po tak długiej przerwie!

Revenge | l.h (EIDS cz.II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz