39.

557 37 21
                                    

„ It's not the end!"

Delikatna i ciepła dłoń Lively, gładziła włosy spokojnego Nicka. Chłopak wprowadzony przez nich w pewnego rodzaju śpiączkę, wyglądał tak, jakby nic nigdy mu nie dolegało. Poza jasnymi żyłami, które przebijały się blaskiem pod jego cienką skóra, jego twarz wyrażała tylko spokój. Brunetka wzdychając ciężko, po raz ostatni przejechała dłonią po ciemnej czuprynie chłopaka, ucałowała jego czoło i wyszła z pomieszczenia, w którym zamykali go aby był bezpieczny, ale przede wszystkim żeby oni byli bezpieczni. Widok przyjaciela w takim stanie rozdzierał serce dziewczyny na kawałki. Obwiniała siebie za to co spotkało nie tylko Nick'a, ale ich wszystkich i mimo że już dawno powinna pogodzić się z tą myślą, wciąż nie potrafiła. Otarła szybko dłonią łzy, które wypływały od kilku sekund spod jej powiek i popchnęła mocno drzwi prowadzące do kuchni. Pomieszczenie biło ciszą, jakiej Liv już dawno nie spotkała. Był to jeden z niewielu dni, które były nadzwyczajnie spokojne. Dziewczyna czuła jednak, że jest to jedynie cisza przed burzą, bo spokój i cisza to najrzadziej spotykane rzeczy w jej życiu, od długiego już czasu. Kręcąc się po pomieszczeniu, ostatecznie usiadła przy szklanym stole, nie mogą po prostu znaleźć sobie miejsca. Czuła niesamowite zmęczenie, które ogarniało każdą cześć jej wątłego ciała. Przez ostatnie tygodnie jej sylwetka stała się jeszcze chudsza, przypominając dziewczynie o złych latach życia w Blacktown. Obojczyki wystawały spod jej skóry, wyraźnie zakreślając swój kształt, dłonie pokazywały coraz więcej kości paliczków a skóra, pod którą przebijały się jasne niebieskie żyły, wydawała się być zrobiona z cienkiej bibułki. To wszystko wcale się jej nie podobało, straciła swoje prawdziwe ciało, zastępując je nowym, obcym.

- Liv, ty tutaj? - Shannon zamknęła za sobą cicho drzwi i odstawiając puste naczynia, po zjedzonym posiłku, usiadła nawprost brunetki. Lively podniosła jedynie swój zmęczony wzrok i pokiwała delikatnie głową w odpowiedzi.

- Nie mogę znaleźć sobie miejsca - szepnęła cicho.

- Mogę Ci jakoś pomóc? - blondynka ujęła delikatnie dłoń przyjaciółki, leżącą na szklanym blacie i ścisnęła ją.

- Shann już za dużo dla mnie zrobiliście, ciągle robicie.

- Kiedy trafiłaś tu, nie polubiłam Cię od samego początku - Shannon westchnęła po dłuższej chwili, przyglądając się ich zaciśniętym dłoniom. - Nie rozumiałam tego co zrobili chłopcy, dlaczego cię porwali, dlaczego nie zabili cię od razu - po ciele Lively przeszedł nieprzyjemny dreszcz, jednak nie przerywając przyjaciółce, przysłuchiwała się jej dalszym słowom. - Kiedy kazali mi zabrać cie do siebie, nie byłam zachwycona tym pomysłem, ale jednak zrobiłam to o co prosili, z resztą jak zawsze. Byłaś taka naiwna, bezbronna, nie nauczona życia w naszym świecie. Ale byłaś dla Luke'a ważna od samego początku i czułam to po prostu na niego patrząc.

- Shann...

- Poczekaj Liv. Wiesz kiedy dostrzegłam prawdziwą Ciebie? Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam determinację w twoich oczach. Prawdziwą chęć walki i mimo że nie wiedziałaś w co się pakujesz, nie poddawałaś się nigdy i chociaż tego nie rozumiałam, poczułam że jesteś już jedną z nas. Oddałabyś swoje życie by ratować Luke'a, zabiłaś własnego ojca by zakończyć jedną z toczonych przez nas walk. Więc proszę nie broń nam pomagać Tobie, bo zawsze będziemy tu dla ciebie.

Lively milczała, spod jej przymkniętych powiek wypływały tylko krople słonych łez. Nie mogła zaprzeczyć słowom blondynki, oddała by za nich życie nawet w tej chwili, ale dobrze wiedziała, że nigdy by jej na to nie pozwolili. Zacisnęła mocnej dłoń przyjaciółki, gładząc ją delikatnie kciukiem, tylko tak mogła wyrazić wdzięczność za jej słowa i przyjaźń jaką jej dawała. Shannley uśmiechnęła się i wstała od stołu, kiedy drzwi pomieszczenia otworzyły się ponownie.

Revenge | l.h (EIDS cz.II)Where stories live. Discover now