7.

5.2K 453 23
                                    

„ i always missed you „

    Lively głośno trzasnęła drzwiami samochodu przyjaciółki, czując na sobie gromiące ją spojrzenie. Nie chciała zdenerwować blondynki, jednak sama nie panowała nad swoimi emocjami. Była zdruzgotana tym co usłyszała kilka minut wcześniej, tym co znów przeczytała ma małej kartce. Nie rozumiała przedpotopowych metod jej prześladowcy, ani tego po co zadaje sobie tak wiele trudu. Nie miała w głowie najmniejszego przypuszczenia, kto może być tą tajemniczą osobą, chociaż usilnie starała się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, który pomógłby im w rozwiązaniu tej zagadki. Zanim Lively zdążyła się obejrzeć, Shanley już parkowała swój samochód przy chodniku, pod apartamentowcem w którym mieszkały. Blondynka była jednak wyraźnie niespokojna. Lively dostrzegała w jej oczach niepokój, gdy rozglądała się badawczo po ulicy. Shanley sięgnęła do schowka i wyciągając z niego broń, którą założyła za tył paska swoich ciemnych spodni. Zgasiła silnik samochodu i jeszcze zanim zdążyła wysiąść, napisała szybko wiadomość na swoim telefonie.
    - Zostań tu chwilę - Shanley rozglądając się po ulicy, uchyliła drzwi z zamiarem opuszczenia pojazdu.
    - Co się dzieje? - Lively złapała blondynkę za dłoń, zatrzymując ją w środku.
    - Widzisz samochód po drugiej stronie ulicy? - pokiwała głową na znak, że dostrzega czarne audi, zaparkowane naprzeciwko nich - Zniknęło wraz z włamaniem w Blacktown. Zostań tu, ja sprawdzę czy wszystko jest w porządku.
    Mimo protestów, Shannley szybko ucięła dyskusje z brunetką i zamknęła za sobą drzwi. Lively obserwowała już tylko jej sylwetkę, która zniknęła po paru sekundach za drzwiami wejściowymi do budynku. Nerwowo wystukiwała dłonią rytm, lecącej w radio piosenki, o czarną tapicerkę fotela i zagryzała wargi, wypatrując blondynki. Minuty mijały a dziewczyna wciąż nie wracała. Lively nie ukrywała tego, że bała się o nią i kiedy po kolejnych minutach nie zauważyła jej w drzwiach budynku, sama ruszyła w stronę swojego mieszkania. Jednak nie mając nic czym mogła się obronić, wróciła szybko do samochodu i po chwili siłowania się z bagażnikiem, wydostała z jego wnętrza niedługi pręt. Chwyciła go do dłoni i z nadzieją, że pomoże jej on w jakikolwiek sposób, ruszyła w kierunku wieżowca. Miły staruszek, który pełnił funkcje portiera, ukłonił się jej lekko i obdarzył ją szczerym uśmiechem, który dziewczyna odwzajemniła, jednak szybko skierowała się w stronę schodów. Zrezygnowała z windy ze względu na swoje bezpieczeństwo. Kiedy nerwowo pokonywała każdy stopień i zbliżała się do piątego piętra, mogła usłyszeć rozmowę toczącą się na korytarzu. Przystanęła przy drzwiach i uchylając je wejrzała do środka. Tuż przy jej mieszkaniu, Shanley próbowała wyrwać się z uścisku wysokiego mężczyzny, jednak kiedy ten przyłożył do jej skroni pistolet, zamarła w bezruchu. Lively mocniej ścisnęła w dłoni trzymany pręt i odczekała kilka sekund, aby jej oddech chociaż trochę się uspokoił.
    - Kogo tu spotykam - niski głos mężczyzny rozniósł się po całym korytarzu - Teraz wszyscy ją chronicie?
    - Nie wiem o czym mówisz - Shanley starała się z całych sił, poluźnić zaciskany przez niego uścisk na jej szyi, kiedy obejmował ją z każdą chwilą jeszcze mocniej.
    - Przestań udawać, dobrze obydwoje wiemy, że nie przyjechałaś tu sama. Lada chwila twoja koleżanka tu przyjdzie, a to jej potrzebuje. Ty jesteś zbędna - mężczyzna zaśmiał się i poprawił dłoń na trzymanej broni, przytrzymując palec na jej spuście.
    - Do cholery dla kogo wy pracujecie! - blondynka starała się nie pokazać, że boi się broni tuż obok jej głowy, jednak w środku czuła przerażenie.
    - To byłoby zbyt proste, gdybym ci teraz opowiedział, nie uważasz? - mężczyzna nachylił się w stronę dziewczyny a z pod kaptura, który miał naciągnięty na głowę, wydostało się kilka mocno czerwonych kosmyków jego włosów.    
    Lively wykorzystała chwilę jego nieuwagi i najciszej jak potrafiła, przedostała się w kierunku ich dwójki i z całą siłą jaką posiadała w dłoniach, uderzyła wprost w głowę napastnika Shanley. Mężczyzna bezwładnie opadł na podłogę, co pozwoliło blondynce szybko odskoczyć od niego, i wyrywać z jego dłoni broń. Wyciągnęła dłoń, celując w jego sylwetkę. Lively przyglądała się całej sytuacji przerażona,drżącymi dłońmi jeszcze mocniej obejmując metalowy pręt.
    - Chyba go nie zabiłam prawda?
    - Nie, jest tylko nieprzytomny - Shanley sprawdziła puls na jego szyi, jednak kiedy mężczyzna poruszył się nieznacznie, odsunęła się od niego gwałtownie i chwyciła za dłoń Lively. - Zabierajmy się stąd! Nie możemy tu teraz zostać.
    Razem wybiegły z budynku, ale gdy przy ich samochodzie zauważyły czyjąś sylwetkę, Lively ponownie mocniej zacisnęła dłoń na trzymanym pręcie, wiedząc że jest to naprawdę skuteczna broń. Kiedy okazało się, że osobą tą jest Calum, Shanley wyprzedziła ją i rzuciła w bruneta bronią, która zabrała swojemu napastnikowi.
    - Co się dzieje do cholery?!
    - Jak się domyślam, skradzioną ją z Blacktown - brunet przyjrzał się szybko trzymanej broni i wsunął ją do tylnej kieszeni, kiedy jeden z mijających ich przechodniów, zaczął zbyt intensywnie się im przyglądać.
    - Skąd to masz?
    - Gdybyś wszedł do środka, sam byś się dowiedział. Nie mogłeś chociaż raz pomyśleć? -  Shanley nie ukrywała swojej irytacji, gdy po raz kolejny Calum nie rozumiał wiadomości, którą wysłała do niego przed wejściem do budynku.
    - Przecież nic wam nie jest - chłopak rozłożył ręce, wskazując na dziewczyny, nie rozumiejąc nagłego wzburzenia blondynki.
    - Dzięki Bogu, Liv chociaż nie umie posługiwać się bronią, dobrze jej to wychodzi z tym patykiem - Shanley z lekkim uśmiechem odebrała od oszołomionej wydarzeniami Lively, owy patyk i wrzuciła go na tylne siedzenie samochodu. - Zabierz ją do Carringhton, tu nie może zostać.
     -A Ty?
    - Dojadę do was, mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - kiedy tylko Shalney odjechała, Lively ruszyła za Calum'em i już po chwili zajmowała miejsce pasażera w jego samochodzie.
   
   Carringhton Lively znała jedynie z nazwy, nigdy nie dotarła tak daleko poza Newcastle. Kiedy Calum zwolnił i po chwili zatrzymał swój samochód przy dużej czarnej bramie, byli spory kawałek poza miastem. Dziewczyna rozglądała się po okolicy, jednak na próżno mogła dostrzec coś poza przerośniętymi drzewami. Dookoła ciężko było znaleźć inny dom czy chociażby jakikolwiek sklep. Po wpisaniu kodu do alarmu, brama przed nimi otworzyła się a oni ruszyli długim podjazdem, na którego końcu mieścił się spory, ciemno brązowy dom. Wysiadła z auta tuż za brunetem, czekając aż chłopak wprowadzi ją do środka. Przy drzwiach również znajdował się alarm, który Calum szybko odblokował podając hasło i przepuścił dziewczynę, żeby pierwsza mogła znaleźć się w środku. Znaleźli się w holu, z którego prowadziły trzy różne korytarze, ale tylko z jednego Lively mogła usłyszeć stłumioną przez ściany rozmowę. Zaciekawiona głosami, nie czekając na bruneta ruszyła przed siebie, z każdym krokiem mogąc rozróżnić już pojedyncze słowa.
    - Dobrze wiesz, że Turner nie odpuści, będzie się starał dopóki nie osiągnie swojego celu! - Lively od razu rozpoznała głos Ashton'a, który był wyraźnie zdenerwowany.
    - Odpuść, dobrze wiesz że to tylko auto. Myślę, że nie jest zdolny do niczego więcej - Luke, który był drugą osobą, nie był tak przejęty sytuacją jak jego przyjaciel. Lively łącząc fakty domyśliła się, że Turner to nazwisko Elyas'a, którego poznała jeszcze tego samego dnia w kawiarni. Jej przeczucia co do jego osoby, znów okazywały się słuszne. Był niebezpieczny i upewniają się tylko, ze powinna trzymać się z dala od niego.
    - To nie w jego stylu! Nie pamiętasz już co zrobił ostatnio? - meżczyzną kontynuowali swoją rozmowę, nie zwracając uwagi na jej pojawienie się w pomieszczeniu. Lively odchrząknęła głośno, i weszła wgłąb dużego ciemnego pomieszczenia, a tuż za nią pojawił się Calum.
    - Co Ty tu robisz? - Luke nawet nie starał się ukryć swojego zaskoczenia, spoglądał w jej kierunku mrużąc oczy.
    - Ktoś czekał na mnie przed mieszkaniem, zaatakował Shan.
    - Wszystko z nią w porządku? - Ashton gwałtownie podniósł się z czarnej sofy i zacisnął dłonie w pięści.
    - Tak, przyjedzie tu - blondyn odetchnął.
    - Co to za miejsce? - Lively spytała, przyglądając się wszystkim meblom i dodatkom. W idealnym porządku przeszkadzał tylko bałagan, panujący na stoliku tuż przy sofie. Ashton widząc jej zainteresowanie dokumentami, z powrotem usiadł do otwartego laptopa i nerwowo podrapał się po karku.
    - Miałem wam powiedzieć o tym jutro, ale skoro już jesteście - zaczął niepewnie, spoglądając na przyjaciół.
    - Powiedz, że coś w końcu znalazłeś - Luke uśmiechnął się, co wydało się Lively niedorzeczne. Nie potrafiła pojąć, jak blondyn może cieszyć się z informacji, które mogły im wcale nie pomóc, lecz jeszcze bardziej zaszkodzić.
    - Nie do końca - Ashton wstukał coś w klawiaturę komputera i odwrócił w ich stronę jego ekran. - Pamiętacie listę nazwisk, która była ukryta w naszyjniku Lively? - brunetka odruchowo złapała dłonią zawieszkę w kształcie koniczyny, która nadal znajdowała się na jej szyi. Wszyscy jednocześnie odpowiedzieli ciche "tak", i wyczekująco spojrzeli na Ashton'a, ponaglając go w jego odpowiedzi. - Ostatnio ją przeglądałem i zauważyłem, że kiedy znaleźliśmy ostatnie dwa ciała, to właśnie ich nazwiska znajdowały się pod ostatnimi skreśleniami.
    - Myślisz, że ktoś kontynuuje dzieło Blackthorn'a? Zabija wszystkich jego wrogów? - Luke przyjrzał się liście, na której mógł odnaleźć również swoje nazwisko.
    - Tak właśnie myślę - Ashton pokiwał zgodnie głową. - Pamiętacie dzisiejszą wiadomość, Lively ma zginąć jako ostatnia i to ona znajduje się na końcu tej listy.
    - Czyli teraz wiemy kto zginie kolejny? - Calum klasnął z uznaniem w dłonie, ciesząc się jednocześnie z odkrycia przyjaciela. - Kto to?
    - Jamie Evans, pamiętacie go? Jeden z byłych radnych miasta Sydney, pomagał za czasów Davidsona w sprawie z lewym towarem. Pracuje teraz w Newcastle.
    - Musimy go obserwować, może dzięki temu uda nam sie dowiedzieć coś więcej.
    Lively starała się nadążyć myślami nad całą tą rozmową, ale jej głowa skutecznie wypierała myśl, że jest ktoś jeszcze na tyle chory, by dorównywać ambicją i pomysłami, jej ojcu. Nie zareagowała nawet kiedy Luke po raz kolejny wypowiadał jej imię, dopiero gdy jego dłoń dotknęła jej ramienia, spojrzała przez zamglone oczy na jego twarz. Mogła dostrzec na jego twarzy, dziwny grymas. Nie potrafiła go rozszyfrować, bo zaledwie kilka chwil wcześniej, patrzył na nią z obojętnością, a teraz wydawało się jej, ze widzi w nim niepokoju.
    - Pokaże Ci gdzie będziesz spać - nie protestowała. Ruszyła za blondynem w kierunku korytarza, którym dotarła do tego pomieszczenia. Luke szedł przed nią, odwracając się co kilka chwil, sprawdzając czy aby napewno brunetka wciąż idzie za nim. Kiedy znaleźli się na wyższym piętrze, chłopak otworzył przed Lively jedne z pierwszych drzwi i wpuścił ją do środka. Sypialnia nie była duża, jednak nie potrzebowała niczego więcej niż kawałka łóżka i łazienki, aby zmyć z siebie wydarzenia całego dnia.
    - Powiesz mi dlaczego mnie zostawiłeś? - Luke już miał opuszczać pokój, jednak zatrzymał go cichy głos Lively. Spojrzał na nią, ale jej spojrzenie utkwione były w mroku panującym za oknem. Czuła jak atmosfera pomiędzy nimi gęstnieje, a oddech Luke'a staje się płytszy. Nie był to dobry moment, aby rozpocząć tą rozmowę, jednak wiedziała, ze być może nie będzie miała kolejnej szansy, aby być z blondynem sam na sam.
    - Potrzebowałem czasu.
    - Czasu? - prychnęła cicho pod nosem i krzyżując dłonie na klatce piersiowej, odwróciła się w jego kierunku. - Pomyślałeś chociaż raz jak ja się czułam, nie wiedząc czy żyjesz?
    - Lively...
    - Nie dostałam od ciebie nawet jednej pieprzonej wiadomości, czy to tak wiele by cię kosztowało ? Jeśli ja już nic dla ciebie nie znaczę,  po prostu to powiedz - Lively zamrugała nerwowo kilkukrotnie, starając się odpędzić zbierające się w oczach łzy. Mimo że nie do końca była pewna czy chce usłyszeć takiego słowa, były one jej potrzebne. Może dzięki nim przestałaby łudzić się, że jeszcze istnieje nadzieja, aby odbudować to co było między nimi. Czuła że Luke wciąż jej się przygląda, jednak kiedy po jej słowach nadal milczał, spuściła głowę, pozwalając łzom już swobodnie wypłynąć spod jej zamkniętych powiek. Wstrzymała oddech, kiedy ciepła dłoń Luke uniosła jej podbródek, a jego gorące wargi mocno przywarły do jej. W tym jednym pocałunku poczuła wszystko. Tęsknotę, strach, ból i uczucie, jakie kiedyś było między nimi. Nie liczyła ile czasu trwali w tym jednym pocałunku, który znaczył więcej niż słowa. Luke odsunął się od dziewczyny niechętnie i nie spoglądając w jej oczy, ucałował jej czoło i opuścił pomieszczenie. Pozostawił po sobie chłód metalowego kolczyka na jej rozgrzanych wargach i nadzieję, która niepotrzebnie znów się w niej pojawiła.

A.N.

Za wszystko dziękuję!

Revenge | l.h (EIDS cz.II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz