13.

4.2K 342 19
                                    

" because it's the things that should brake us that makes us stronger"

    Mimo starań jakie Lively wkładała w uspokojenie swoich juz zszarganych nerwów, nie przynosiły one żadnego skutku. Delikatnie zaciskała w dłoni zimną, metalową zawieszkę, w kształcie klucza, która znalazła swoje miejsce tuż obok płatka koniczyny, w zagłębieniu jej szyi. Wciąż ten mały naszyjnik do złudzenia przypominał jej prawdziwy klucz, jednak nie myślała o tym, że mógłby pasować on do jakiegokolwiek zamka. Jedyne czego pragnęła i o czym wciąż nieustannie myślała, to aby wszystkie tajemnice, które zgotował dla nie ojciec wyparowały, a jej życie wróciło na swój zwykły, codzienny tor. Nie ukrywała, że przez ten rok, gdy była z dala od gangów, broni i ciągłego uciekania, czuła, że tak naprawdę żyła. Jednakże zdawała sobie sprawę, jak bardzo w to wszystko jest wplątana, ba, że tak naprawdę to ona jest przyczyną kolejnych ataków. Westchnęła cicho, kiedy Luke gwałtownie skręcił w jedną z mniejszych ulic, wyrywając ją tym samym ze swoich myśli. Spojrzała w stronę chłopaka, na jego nosie miejsce zajmowały ciemne okulary, a on sam prowadził samochód w wielkim skupieniu. Po raz kolejny dała się namówić blondynowi na jeszcze jedną podróż, którą uważała za bezsensowną. Pozostawanie w Sydney uważała za niebezpieczne, nie wiedzieli czy nie są obserwowani i co jeszcze może ich spotkać. Jednak mimo wszystko w małym stopniu czuła się bezpiecznie, wiedząc, że Luke jest obok, gdzieś w środku czuła spokój.

Zatrzymali się przed niewielkim domem jednorodzinnym, który nie wyróżniał się niczym z szeregu innych, które rozciągały się na całą ulice. Znajdowali się ponad godzinę od Sydney i tak naprawdę Lively nie wiedziała dokładnie gdzie się zatrzymali. Wysiadła tuż za Luke'iem z samochodu, kierując się pod bordowe drzwi i wstrzymała lekko oddech, kiedy blondyn zapukał do mieszania. Nie wiedziała co tu robią, ani dlaczego Luke przywiózł ją tu akurat teraz i kiedy już rozchylała usta, by zadać chłopaki nurtujące ją pytania, drzwi uchylił się i spojrzały na nich tak dobrze znane Lively, tęczówki. Kobieta z nie małym szokiem otworzyła szerzej drzwi i wyszła przed nie. Spojrzała oskarżycielsko na zaskoczoną Lively, która kompletnie nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła. Zerknęła na Luke'a, który zdążył zdjąć swoje ciemne okulary i założyć je za przód swojej koszulki. Bez żadnych emocji wpatrywał się w kobietę i mrużył oczy przez rażące go słońce.

- Czego tu chcecie? - kobieta warknęła, nerwowo zaglądając w głąb domu. - Mówiłam, że nie chce was więcej widzieć.

- Nie przyjechaliśmy tu z przyjemnością - odpowiedział szorstko Luke, sprawiając że brunetka przeniosła swoje spojrzenie na niego. - Co wiesz na temat syna Blackthorna? - to mogło być dla niektórych wręcz dziwne, że nikt nigdy nie nazywał Louisa ojcem czy mężem, jednak dla nich było to rzeczą normalną. Słowa te były zarezerwowane dla osób, które coś w życiu dla nas znaczyły, a ten mężczyzna, ani dla Lively ani dla Mii nie znaczył nic więcej, poza wspomnieniami pustego i bezwzględnego człowieka.

- To wy powiedzieliście mi ostatnio, że Jacke nie żyje.

- Nie o tego syna nam chodzi.

Mia zamarła rozchylając usta, jednak zdecydowała się ostatecznie, za nim coś powie, otworzyć szerzej drzwi i gestem ręki zaprosić dwójkę do środka. Pomieszczenie małej kuchni, w której się znaleźli było przytulne, jednak wyraźnie można było w nim zauważyć walające się wszędzie zabawki.

- Maaamo! - Lively rozejrzała się po pomieszczeniu, doszukując się źródła niskiego piskliwego głosu, który rozbrzmiał w całym domu. Po chwili przez drzwi wychyliła się blond główka, która zauważając Mie od razu podbiegła do kobiety, mocno oplatając jej nogi małymi chudymi rączkami. Lively zauważyła w tej małej drobnej istocie małą siebie, z przed kilkunastu lat, gdy to ona uwielbiała zabawy z matką. Mia spojrzała na dziewczynkę w uśmiechem i lekko pogłaskała jej grzywkę.

Revenge | l.h (EIDS cz.II)Where stories live. Discover now