Nie ma jej.

840 47 1
                                    

Byłem zły, wściekły na Caroline czy ona nie mogła zrozumieć tego że jej bezpieczeństwo było dla najważniejsze. W obliczu zagłady u progu jakiej staliśmy nie mogłem pozwolić sobie na kolejną stratę. Moje metody były osobliwe, jednak sądziłem że lepsze takie niż żadne. Caroline wyszła z domu, nie poszedłem za nią. Nie chciałem aby między nami było jeszcze gorzej. Po za tym na każdym kroku w Nowym Orleanie można było spotkać moich zaufanych ludzi, chociaż czy w obliczu wojny można było ufać komukolwiek? Caroline wróci to było pewna, a tą pewność dawał mi brak jej pierścienia słonecznego na palcu. Wściekły udałem się do Kola który jakby świadomy tego co zaraz się stanie siedział na kanapie i powoli sączył burbon.

-Co jej zrobiłeś?

Warknąłem ostrym głosem.

-To co mi kazałeś nie pozwoliłem jej wyjść.

-Powiedziałem jej za wiele.

Warknąłem a kiedy brunet tylko wzruszył ramionami wyrwałem z jego dłoni szklankę z trunkiem i wrzuciłem ją do kominka w którym ogień momentalnie na ułamek sekundy się powiększył.

-Powiedziałem jej o białym dębie.

Przyznał Kol wstając na równe nogi.

-Co zrobiłeś?

Pojawiłem się tuż przed Kolem po czy rzuciłem nim o ścianę przez którą się przebił.

-To czego ty nie potrafiłeś.

Rzekł brunet strzepując z ubrania resztę tyku i kurzu.

-Ja ją chronię!

Krzyknąłem na cały dom.

-Tak jak nas? Sztylet trumna i wieczna ciemność?

Zapytał lekceważąco zacisnąłem dłonie w pięście.

-Właśnie tam wrócisz.

Warknąłem po czym z kieszeni swojej skórzanej kurtki wyjąłem sztylet, w wampirzym tempie znalazłem się tuż przed bratem.

-Caroline!

Nagle do pokoju wbiegła Amber otwierając drzwi na oścież jednym ruchem. Momentalnie zerknąłem w jej kierunku. Po co ona tutaj wróciła.

-Nie ma jej.

Oznajmiłem i wskazałem jej dłonią na drzwi.

-Miałyśmy się spotkać w lesie, nie przyszła.

-Co?
Zapytałem niedowierzająca.

-Powiedziała że wszystko wie..

Zaczęła Amber jednak Kol jej przerwał.

-Blondi coś się stało.

Zaczął lekceważąco.

-Wiem..

Warknąłem po czym sięgnąłem z kanapy moją kurtkę i wciągnąłem ją na ramiona.Wskazałem palcem na Amber a później na Kola.

-Ty idziesz ze mną, a ty zostajesz tutaj.

Tak jak zarządziłem tak tez się stało. Już po chwili przemierzaliśmy ulice Nowego Orleanu.

-Uspokój się!

Warknęła Amber kiedy to kolejne serce nieznajomego wampira opuściło jego ciało za pomocą mojej ręki.

-Zamknij się, gdybyś nie wyjechała nie byłoby problemu.

-Czyli to moja wina?

-Tak zdecydowanie.

Przyznałem i wytarłem dłonie w chusteczkę.

-Mogłeś jej powiedzieć..

Zaczęła ale jej przerwałem.

-Że przez pięć lat szpiegowałaś dla mnie i nie opuszczałaś jej na krok.

Właśnie doszliśmy do bramy cmentarza, nie rozumiałem jak Amber może twierdzić ze tak będzie lepiej. Nie mogłem powiedzieć tego Caroline ona by mi tego nie wybaczyła.

-Słucham?

Jakby znikąd pojawiła się Caroline tuż za moimi plecami, poczułem ulgę, odwróciłem się do mojej ukochanej i zamknąłem ją w silnych ramionach. Tak dobrze znany mi zapach trafił do moich nozdrzy. Caroline odwzajemniła uścisk, dłonią pogładziła moje plecy.

-Już jestem kochanie, już jestem.

Przyznała łagodnie. A ja naprawdę byłem zaskoczony jej zachowaniem, ale może wszystko przemyślała. Ująłem jej twarz w dłonie.

-Nic Ci się nie stało?

Zapytałem zmartwiony,blondynka wzruszyła ramionami.

-Wszystko dobrze, byłam na spacerze.

Oznajmiła z uśmiechem.

-Amber wybaczam Ci wszystko, Klaus..

Przerwała na moment po czym splotła nasze palce razem.

-A my wracajmy do domu.

Zaproponowała Blondynka aja naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić coś mi tutaj nie pasowało. Gdzie Caroline która chce wiedzieć wszystko za wszelką cenne. Rzuciłem zagubione spojrzenie w stronę Amber, brunetka od razu zrozumiała o co chodzi.

-Ja i Klaus byliśmy kochankami przez setki lat, jak się z tym czujesz?

Blondynce ani na moment nie zniknął uśmiech z twarzy.

-Było minęło.

Przyznała obojętnie.Długo nie myślałem nad tym co robię po prostu zamknąłem Caroline w swoich ramionach, Amber wstrzyknęła w jej żyły werbenę.

-To nie Caroline..

Przyznałem zawiedziony.

-Magia.

Skomentowała jedynie Amber. Uniosłem wątłe ciało mojej blondynki tym samym trzymając ją na rekach ruszyłem w stronę posiadłości mojej rodziny. Byłem wściekły, kroczyłem pewnie i szybko. Gdzie była moja Caroline, na dłoniach niosłem jedynie jej ciało które bez jej duszy znaczyło tak nie wiele. Moja mina była zacięta a ja sam kroczyłem na granicy utraty kontroli.

-Znajdziemy sposób aby ją przywrócić.

Przerwała martwą ciszę brunetka.

-Zostajesz?

-Nie zostawię mojej rodziny w potrzebie.

Skomentowała jedynie,rzuciłem jej łagodne spojrzenie po czym skinąłem głową. Po czym w wampirzym tempie udaliśmy się do posiadłości. Nogą otworzyłem drzwi na oścież.

-Freya!

Krzyknąłem na całe gardło. Ułożyłem ciało Caroline w salonie na kanapie. Moja siostra w mgnieniu oka znalazła się obok nas.

-Co się stało?

Zapytała kucając przy ciele Caroline.

-Znajdź jej duszę.



Komentujcie kochani :* 

Kto zgadnie kim dla Klausa jest Amber ta osoba otrzyma dedykacje :* 

Wiec piszcie :* 

Rozdziały będę dodawane mniej więcej co tydzień:* 

Gniazdujesz, komentujesz, motywujesz :*


To Hell with LoveWhere stories live. Discover now