Czas minął.

635 44 2
                                    

Klaus.


Przeszukałem całe miasto wzdłuż i wrzesz i nigdzie nie znalazłem mojej Caroline. Byłem pewny że nie przeszedłem obok niej obojętnie, z pewnością gdybym ją zobaczył wiedział by o tym. Czas uciekał a ja bez żadnych wiadomości od Freya przemieszczałem się po tak dobrze znanych mi ulicach Paryża. Szukałem igły w stogu siana, jednak nie mogłem przestać. Czas mnie gonił, każda minuta zbliżała mnie do utraty Caroline na zawsze. W końcu po całym dniu wróciłem do hotelu z nadzieją ze moja siostra będzie miała dla mnie dobre wieści, kiedy tylko przekroczyłem próg naszego apartamentu do moich nozdrzy  dostał się silny zapach ziół. 

-Masz coś?

Zapytałem udając obojętnego, nie chciałem nawet teraz kiedy balansowałem na  granicy zdrowego rozsądku aby ktokolwiek o tym wiedział. Freya siedziała na środku pokoju w kręgu z świec. Kiedy usłyszała moje słowa momentalnie uniosła głowę do góry jakby dopiero co wybudziła się z transu.

-Nie mam nic, próbowałam wszystkiego. Ktoś mnie blokuję.

Przyznała pewnie po czym sięgnęła po jedną  starych ksiąg i zaczęła je wertować. W końcu jednak zatrzymała sie na jednej ze stron nie pewnie spojrzała na mnie i westchnęła.

-Mam zaklęcie, dzięki niemu możemy sprawdzić czy dusza Caroline wciąż żyje.

Przyznała niepewnie, jak gdyby bała się mojej reakcji i dobrze. Zacisnąłem usta w wąską linie, zmarszczyłem czoło i próbowałem nie wybuchnąć

-Ona żyje nie ma czego sprawdzać.

Wysyczałem przy zaciśnięte zęby.

-Czas minął.

Wyszeptała moja siostra i wyciągnęła w moim kierunku dłoń.

-Upewnijmy się.

Zaproponowała a ja sam nie wiedziałem co mam zrobić w końcu jednak wkroczyłem do kręgu chwyciłem Freya za dłoń i zamknąłem oczy.

-Upewnijmy się.

Przyznałem sam nie wierząc w to co robię. Musiałem zobaczyć iskierkę nadziei musiałem wiedzieć że Caroline, moja Caroline wciąż gdzieś jest. Potrzebowałem tego jak niczego innego.

-Będziesz widział to co ja, jeśli Caroline żyje zobaczysz ją jeśli jednak nic dostrzeżesz ciemność. Potrzebuję jakiejś jej rzeczy.

Przyznała jak gdyby mówiła o czymś normalnym. Ona mówiła o mojej Caroline! Wyciągnąłem z kieszeni bransoletkę i wręczyłem ją siostrze. Nie czekając na nic więcej wgryzłem się w nadgarstek siostry.  Już po chwili do moich uszu dotarły jej słowa, zaklęcie. 

Które powtarzała wciąż coraz głośniej.

-Phesmatos Tribum, Nas Ex Veras, Raverus En Phesmatos Ex Sonos. Resistamus Et Veram Vatus. Raverus Phasmatos Ex Sonos.

Zamknąłem oczy poczułem ból w Okalicach czoła. Widziałem ciemność, próbowałem dostrzec cokolwiek. Jednak nic takiego się nie stało.

-Phesmatos Tribum, Nas Ex Veras, Raverus En Phesmatos Ex Sonos. Resistamus Et Veram Vatus. Raverus Phasmatos Ex Sonos

Krzyk Freya roznośił się echem po całym pomieszczeniu, piłem wiecej, szybciej. Sądząc że jeśli sporzyje wiecej krwi zobacze ją, zobacze moją ukochaną. Jednak tak się nie stało. Freya zamilkła odciągneła swoją dłoń od mooich ust.

-Przykro mi...

Wyszeptała w końcu otworzyłem szeroko oczy.

-Spróbuj jeszcze raz!

Zażądałem nie znoszącym sprzeciwu głosem.

-Klaus...

-Zamilcz!

Krzyknąłem i pociągnąłem Freya za rekę aby już po chwili ponownie poczuć jej szkarłatną ciecz w swoich usta.

-Motus!

Tylko tyle dotarło do moich uszu i już po chwili moje ciało odbiło się o jedną ze ścian tym samym niszcząc  szafe.

-Ona nie żyje..

Wyszeptała blondka odsuwajac się jak najdalej odemnie.

-Nie waż sie tak mówić! To nie prawda!

Warknąłem wciekły.

-Przykro mi..

Wyszeptała a do mnie dotarł że straciłem Caroline na zawsze, że moja Caroline odeszła i już nie wróci. To było nie możliwe. Przełknąłem głośno śline i zamrugałem kilka razu czując jak moje oczy wypełniają  się łzami.

-Wracamy do Nowego Orleanu.

Zamilkłem na moment po czym pewnie dodałem.

-Przywrócimy ją z powrotem. 

Mój plan byl prosty odzyskać moją Caroline nie ważne jakimi sposobami. Kol miał zając się ciałem mojej ukochanej miał wydobyć z duszy która zajmowała jej ciało jak najwięcej. Jednak jak zawsze zawiódł. Jednak ja nie miałem zamiaru się poddać. Caroline była dla mnie wszystkim Freya mogła mówić co chciała. Caroline żyła, chciałem tak myśleć. Nie mogłem się poddać. 

Caroline 

Zamknęłam się w tym cholernym pokoju nie wiedziałam co mam dokładnie zrobić, jednak musiałam wydostać się z tego przeklętego mieszkania. Przebrałam się łyknęłam tabletkę przeciwbólową którą znalazłam. I byłam gotowa aby zacząć ucieczkę. Z księgą w dłoni otworzył dzwi na ościerz i ruszyłam pewnie w stronę drzwi wyjściowych. Andre nigdzie nie było, rozglądałam sie dookoła zaniepokojona wszechobecną ciszą.

-Nie pozwolę Ci na to abyś zniszczyła wszystko!

Krzyknął Andre pojawiając się tuż przed mną i mocno przyciskając mnie do ściany.

-Zostaw mnie.

-Maya poświeciła się aby zniszczyć Pierwotnych jej ofiara nie została oddana na marnę!

Krzyknął głośno do mojego ucha.  Szarpałam się wyrywałam się.

- Motus!  Motus!

Krzyczałam na całe gardło z nadzieją że to magia mi pomoże. Andre wybuchł głośnym śmiechem.

-Twoja magia na mnie nie działa.

Warknął przyswujać swój policzek od mojego po czym wyszeptał obrzydliwym głosem do mojego ucha.

-Pierwotni upadną a ty razem z nimi. 


Chcieliście next wiec macie:D

Proszę:D Kiedy komentujecie to mnie motywujecie i aż chce sie pisać:d Wiec jeśli chcecie rozdziały częściej to to pokażcie:*










To Hell with LoveWhere stories live. Discover now