Jestem królem.

637 41 4
                                    

Kroczyli pewnie, niczym zwycięscy chociaż wojna nie dobiegła końca. Słońce zachodziło, rzucając jedynie pojedyncze promienie na szeroko ulice. Jedyne co można było usłyszeć były krzyki, krzyki nie winnych i winnych. To nie miało znaczenia, tak jak wcześniej zostało ustalone wilki udały się na bagna a wampiry nie zwracając uwagi na ludzi czy nawet dzieci, robili to co najlepiej potrafili. Zabijali, w końcu byli urodzonymi zabójcami. Na czele morderczej grupy stał Klaus wraz z swoim rodzeństwem. 

Wydawało się że czasy w których to każde stworzenie na dźwięk nazwiska Mikaelson wróciły. 

Klaus był najbardziej drapieżny, było to spowodowane jego wilczą naturą ale również determinacją, mu zależało najbardziej. Blondyn rozrywał kolejne gardło niczego nie winnej dziewczyny jej długie blond włosy poczerwieniały a ciało z hukiem opadło na rozgrzany jeszcze asfalt. 

To co się działo bez wątpienia można było nazwać rzeźnia. Krew była wszędzie, wygłodniałe wampiry jak gdyby zapomniały o strachu. Najlepszą obroną był atak. I właśnie tak się działo.Po kilkunastu metrach ulice stały się puste, tłum uciekł, ludzie pochowani w starych kamieniach liczyli na to że uda im się przeżyć. Teraz było słychać jedynie krok, równy krok setki wampirów. Amber rozglądała się dokoła doszukując się kolejnej ofiary. Eljah stał tuz za nią, pozbył się marynarki, jego śnieżnobiała koszula przybrała kolor szkarłatnej cieczy, a on co dziwne nie tracił czasu na pozbyciu się plam. Rebehka z Freya wypatrywała, a raczej to Rebehka wypatrywała. Freya jak gdyby w innym świecie, szukała wskazówek, próbowała wyczuć magie. Kol za to byl w swoim żywiole, z szerokim uśmiechem oblizywał usta. Wciąż było mu mało.  Klaus zmrużył oczy nie miał zamiaru przechodzić obok domu obojętnie. Wiedział że tam znajdują się ludzie, wiec mogą również wiedźmy wiele nie myśląc zatrzymał sie tym samym zatrzymają cały tłum. Obrócił się na pięcie.  Jego oczy stale się puste a on powoli opuścił tłum aby po chwili znaleźć się przy jedynym z zaparkowanych aut bez problemu, siła otworzył bagażnik zaparkowanego auta. Wyjął z niego kanister benzyny po czym pewnie podszedł do jednego z budynków którym okazał się bar. Polał cieczą o specyficznym zapachu taras, dzwi, mury po czym wyjął z kieszeni zapalniczkę i podpalił. Tłum patrzył w ciszy na jego poczynania. Blondyn z uśmiechem przyglądał się jak ogień trawi budynek. W końcu obrócił się na pięcie i krzyknął na całe gardło.

-Spalcie to miasto do ostatniego metra!

Elijaha zaniepokojony poczynaniami brata momentalnie znalazł się tuz obok niego.

-Co ty wyprawiasz? Przecież to nasze miasto, nasz dom.

Mówił spokojnie a raczej próbował taki być, doskonale wiedział że jego brat balansuję na krawędzi stracenia zdrowego rozsądku. 

-Jestem Królem!

Warknął na całe gardło po czym wskazał dłonią na budynki tuż obok siebie.

-To moje miasto, ja tu rządzę i to miasto spłonie!

Warknął pewnie, wszędzie można było usłyszeć krzyki. Budynki trawił ogień jeden po drugim. Kto by pomyślał ze wampiry bede tak posłuszne Klausowi? Myśle że nikt nawet on sam. 

W końcu dotarli do cmentarza. Ciągnęła się za nimi krew i dym. Było gorąco, po mimo ciemności ogień rozświetlał otoczenie.  Blondyn na moment się zatrzymał, zmrużył oczy i wyostrzył swoje zmysły jednka nic nie usłyszał. Mgła unosiła się nad starym cmentarzem, gęsta mgła. Zwykły człowiek z pewnością nic by w niej nie zauważył. Jednak wampiry mieli przewagę. Widzieli doskonale.  Klaus nie był zaniepokojony, chciał w końcu to wszystko skończyć nie ważne czy na jego korzyść czy też nie. Miał dość bycia przegranym, dość bycia ranionym. Jednak Mikaelsonowie nie byli gotowi na  śmierć która mogła na nich czekać. Było to widać na pierwszy rzut oka szczególnie po Bex która nie odstępowała Kola na krok, on również obawiał się tego co może się stać.  

To Hell with LoveWhere stories live. Discover now