Do zobaczenia w piekle.

568 39 4
                                    

Nie wiele było trzeba aby Klaus przestał sie kontrolować. Śmierć jego ukochanej, jedynej osoby która była w stanie dostrzec w nim dobro i uśpić choć by na mały moment jego morderczą naturę. W okół było czuć dym gęsty dym i swąd palącego się wciąż ciała. Jedyne co można było usłyszeć to skwierczenie ognia i śmiech, przeraźliwy, głośny śmiech Melisy.

-To koniec!

Warknął na całe gardło Klaus odwracając w końcu wzrok od resztek ciała Caroline oraz od płomieni. Bex momentalnie znalazła się obok brata ujęła jego dłoń w pocieszającym geście. 

To zawsze ona była z Pierwotnym najbliżej, Elijah próbował przedostać się przez nie widzialną barierę. Freya stała z boku z zamkniętymi oczami mówiła coś pod nosem, czarowała a raczej próbowała to zrobić. Amber i Kol stali z boku, oszołomieni bez słowa wpatrywali się w stos.

-Skończ to!

Przyznał pewnie Klaus w końcu pewnie wciaż trzymając swoją siostrę za dłoń zbliżył się do wiedźmy ta uśmiechnęła się szeroko. Po czym rozłożyła dłonie tym samy sprawiając ze  wiedźmy które do tej pory stały za nią otoczyli wszystkich zgromadzonych. 

-Tego chcesz chcesz abym cierpiał , chcesz mojej śmierci wiec zrób to!

Krzyknął na całe gardło zbliżając się do niewidzianej granicy po czym uniósł dłonie ukazując ze jest bezbronny. Melisa była zadowolna z takiego obrotu spraw. Pokręciła głową na boki.

-Klaus, Klaus, Klaus.

Przerwała na moment widok zapłakanego Pierwotnego sprawiał że czuła się cudownie właśnie tego chciała.

-Wiec niech tak będzie.

Oznajmiła chłodno po czym odsłoniła swoją długą nogę która do tej pory zakrywała długa peleryna z za podwiązki wyjęła rewolwer po czym wycelowała w Klausa.

-Zabrałeś mi wszystko. Teraz czas na zemstę.

Przyznała po czym wycelował pistoletem w Klausa który jak nigdy wcześniej był gotowy na to co się stanie przynajmniej tak mu się wydawało.

-Przez Ciebie zginęła twoja córka, twoja ukochana i...

Przerwała po czym wszyscy usłyszeli huk, jednak nikt nie spodziewał się tego co po chwili zobaczy. Rebehka. To ona. Melisa dumna z swojego czyny dokończyła.

-Siostra która zawsze były obok.

Przyznała pewnie ciało Pierwotnej padło na zimny beton. Elijah krzyknął, ale były już za późno.

-Teraz!

Wykrzyczała na całe gardło Freya która jak gdyby do tej pory była nie obecna. Klaus nie potrzebował nic więcej w końcu chwycił za szyje rudo włosa i przycisnął ją do ściany.

-Będziesz z tym żyć cała wieczność...

Klaus mocniej zacisnął dłoń na jej szui po czym wyszeptał przez łzy.

-Do zobaczenia w piekle.

Nie czekając na nic więcej wyrwał serce z ciała wiedzmy które już po chwili runęło na ziemie. A wraz z nim wszystkie wiedzmy jak gdyby nieprzytomne runęły na ziemie. Jednak teraz to nie było ważne Klaus zerknął na swoją siostrę. Elijaha do tej pory opanowany  upadł na kolana przy swojej młodszej siostrze, do tej pory opanowany nie mógł się opanować a z jego oczy płynęły łzy.

-Jest Okey..

Szepnęła Rebekha Klaus, kiwał głową na boki, nie chciał na to patrzeć. Nie mógł jej stracić. 

Tego bylo za wiele.

-Jesteś Mikaelson nie umrzesz!

Krzyknął na całe gardło jednak to nic nie dało. Po chwili na ciele wampirzycy pojawiły sie żyły a jej ciało zapłonęło żywym ogniem. Freya jak gdyby dopiero teraz zauważyła co się dzieje. 

Upadła na kolana po czym wtuliła się w Elijaha od tyłu, było słychać szloch, płacz, bezsilność.

W powietrzu można było poczuć swąd palącego ciała . Stos wciąż  płonął. Dym był wszędzie,Kol pokręcił głową na boki otarł łzy po czym wyszeptał.

-Mam dość...

Szepnął i zniknął z pola widzenie pogrążonej w żałobie rodziny.

-To koniec..

Szepeneła  Freya wtulajac się w swojego brata i próbując opanować łzy. 

-Klaus?

Szepneła Amber wpatrując się w płomienie, jednak kiedy nie usłyszała odpowiedzi uniosła głowe i rozejrzała się dookoła. Otarła łzy...

-Klaus...

Powtórzył po czym dodała cicho.

-Zniknął....

 W tym samym czasie Caroline a ciele May wciąż leżała na łóżku przypięta do niego mocno zaciśniętymi pasami. Czekała sama nie wiedziała na co sądziła że na śmierć. Tylko to ją czekało.

Czuła ból który wciąż i na nowo przeszywał jej ciało, próbowała skupić się na czymś innym wyobrażała sobie Klausa, jego uśmiech ich wspólne chwile. Jednak to nie pomagała  była świadoma że już nigdy nie zobaczy, że już nigdy nie będzie taka szczęśliwa. Cisze która przerwał jedynie jej szybki oddech i zaciąganie nosem zgrzyt otwieranych drzwi. Dziewczyna momentalnie spojrzała w tym kierunku. W drzwiach z uśmiechem pojawił się Marco, od niego emanowało szczęście o to nie świadczyło o niczym dobrym.

-Witam słoneczko..

Przyznał przesłodzonym tonem po czym zbliżył się do łóżka.

-Czego chcesz?

Zapytała dziewczyna zachrypniętym i zmęczonym głosem. Marco uśmiechnął się jeszcze szerzej po czym wysunął z pod łózka stary taboret i usiadł na nim.

-To już koniec, plan sie ziścił wszystko poszło po naszej myśli.

Przyznał dumnie a Caroline nie była w stanie już powstrzymać łez które spływały po jej policzku jedna po drugiej. To nie możliwe! Klaus nie żyje? Nie, nie. To nie prawda. Nie mogła w to uwierzyć jej serce pękło a ona czuła jak by cześć jej duszy umarła. Czuła pustkę tą cholerną pustkę.

-Nie płacz..

Szepnął mulat po czym otarł dłonią  policzek dziewczyny ta się skrzywiła i zaczęła kręcić głową aby uwolnić się od jego dotyku. Nie chciała aby jej dotykał, on zabił jej ukochanego. Czuła do niego nienawiść i obrzydzenie.

-Teraz zostało tylko jedno.

Przyznał pewnie po czym wstał na równe nogi.  I powoli zaczął odpinać pas który  uniemożliwiał dziewczynie ruch dłońmi.

-Zdechniesz tak jak inni.

Przerwał na moment po czym dodał z szerokim uśmiechem.

-Czas na twoją śmierć ..


Mamy kolejny rozdział komentujcie proszę :* kocham was :*




To Hell with LoveOnde histórias criam vida. Descubra agora