Czy odpuściłem? Oczywiście że nie. Caroline żyła nie mogło być inaczej prawda? Magia Freyi nigdy nie zawiodła a ja wierzyłem z całych sił że pierwszy raz tak się stało. Wróciłem do Nowego Orlenu. Droga powrotna była długa a mi tak ciężko było nad sobą zapanować. Wciąż przed oczami miałem ten cudowny promienny uśmiech którym obdarzała mnie blondynka na każdym kroku. Tęskniłem za nią, za kłótniami z nią, za pocałunkami, za wszystkim. Moja siostra nie odezwała się do mnie słowem, kilka razy próbowała złapać mnie za dłoń w pocieszającym geście jednak ja na to nie pozwalałem. Wystarczyło jedno moja warknięcie aby odsunęła się ode mnie na tyle na ile było to możliwe.
W tej chwili lepiej było się trzymać ode mnie z daleko. Nie chciałem rozmawiać, nie chciałem też milczeć, nie chciałem się nad sobą użalać. Chciałem odzyskać Caroline, nie ważne jak, ona miała znaleźć się przy mnie bez niej wariowałem. W gorączkowym nastroju dotarłem do mojej rodzinnej rezydencji w Nowym Orleanie, pewnie przekroczyłem drzwi a pierwsze co zauważyłem to, to spojrzenie. Spojrzenie żalu, współczucia całego mojego rodzeństwa. Nie potrzebowałem tego, to było zbędne. Caroline przecież żyła!
-Nasze straże mają znaleźć się z całym mieście..
Zacząłem jednak przerwałem aby napić się,mój głos był zachrypiały i dopiero teraz to do mnie dotarło ze od kilku godzin nie odezwałem się słowem. Zwilżyłem swoje gardło burbonem, piłem prosto z butelki.
-Chce wiedzieć wszystko, kiedy co i gdzie. Caroline ma się znaleźć ta suka w jej ciele z pewnością będzie coś wiedzieć.
Przerwałem i zacisnąłem dłoń na szklanej butelce.
-Przykro mi z powodu Caroline..
Wyszeptała Rebehka jednak ja to doskonale słyszałem, momentalnie nie wytrzymałem zacisnąłem dłoń i tym samym zmierzyłem butelkę którą rozsypała się w drobny mak.
-Ona żyje, a wy!
Krzyknąłem na całe gardło i wskazałem na każdego z nich po kolei.
-Nie macie prawa sądzić inaczej!
Warknąłem wściekły po czym pewnie ruszyłem w stronę schodów. Chciałem znaleźć się w mojej sypialni, w sypialni mojej i Caroline. Musiałem pomyśleć, znaleźć jakieś wyjście.
-Powinniśmy się zając pociskiem, znaleźć go i zniszczyć.
Do moich uszu dotarł głos Kola.
-Tam gdzie ciało Caroline tam i pocisk.
Skomentował Elijahy jak zwykle nad wyraz spokojny. Zatrzymałem się przed drzwiami zaciskając dłoń na metalowej klamce wsłuchiwałem się w wymiany zdań mojego rodzeństwa.
-Nie prawda, mamy szukać tej tępej nic nie znaczącej blondynki. Są ważniejsze sprawy. Pocisk może być wszędzie. A bez tej blondi nawet jest lepiej, ten jej piskliwy głos działał mi na nerwy.
Wtrącił się Kol a ja przymknąłem oczy, próbując zapanować nad tym co działo się wewnątrz mnie.
-Caroline to kula u nogi dobrze że zatonęła bez nas.
Dodał Kol a ja nie wytrzymałem w wampirzym tempie znalazłem się tuż przed nim. Przycisnąłem jego nic nie znaczące ciało do ściany salonu, i zacisnąłem dłoń na jego szyi.
-Nigdy więcej nie waż sie tak mówić! Nigdy!
Krzyknąłem po czym ukazałem swoje wilcze oblicze i wgryzłem się w jego tętnice. Wiedziałem ze to go nie zabije, ale będzie cierpiał i o to chodziło. Z satysfakcja odsunąłem się od niego i pozwoliłem jego ciału sunąc się po ścianie i upaść na podłogę.
-To dopiero początek!
Krzyknąłem ocierając swoje usta z krwi i obróciłem się w stronę rodzeństwa. Elijah jak zwykle spokojnie wyciągnął w moim kierunku dłoń z śnieżną biała chusteczką, Freya opadła zrezygnowana na kanapę a Rebeka przestraszona jeździła wzrokiem ode mnie do Kola.
-Albo mi pomożecie, albo skończycie z sztyletem w sercu.
-Klauss..
Zaczęła łagodnie Rebeka.
-Caroline nie ma, już nic nie trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Trumny na was czekają
Przerwałem i podszedłem do Rebeki która jako jedyna ośmieliła się do mnie zbliżyć
-Nie zawaham się pozbyć was wszystkich. Ja ją przywrócę z wami lub bez was. Biały dąb nie zagraża wam tak jak ja.
Przyznałem oschle wpatrując się w jej oczy zimnym i wrogim spojrzeniem. Po czym wyminąłem ją i udałem się do sypali. Przywitał mnie zapach Caroline, on wciąż unosił się w powietrzu a to tylko nasiliło moją tęsknotę. Usiadłem na łóżku tylko na sekundę, jeden moment. Miałem dośc tego miejsca.Podszedłem do okna wyskoczyłem przez nie, wylądowałem na nogach po czym ruszyłem w stronę najbardziej zatłoczonych ulic Nowego Orlenu. Nikt nie chciał mi pomóc?
Poradzę sobie sam. Szedłem w stronę cmentarza, nie ma tam Caroline to było pewne, nawet jej ciała. Ale są wiedźmy a to wszystko przez nie. Spale je wszystkie, zabije, wyrwę serce i będę delektował się ich krzykami. Taki był plan który planowałem w głowie jednak zatrzymała mnie Amber która stanęła mi na drodze
-Wiem o wszystkim.
Przyznała pewnie a ja nie zwracając na nią uwagi wyminąłem ją. Kolejna która chciała mnie żałować?
-Gdzie idziesz?
Zapytała doganiając mnie. Ja jednak wciąż milczałem.
-Idziesz na cmentarz?
Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-To misja samobójcza.
Wciąż to ona mówiła.
-Wiedźmy mają pocisk, zabiją Cie a razem z Tobą Caroline i cała twoją linie.
-Trudno nie będzie szczęśliwego zakończenia.
Przyznałem chłodno, było mi wszystko jedno.
-Im o to chodziło, taki był plan, sam do nich przyjdziesz.
-Nie będę czekał z założonymi rękami i liczył na cud.
Przyznałem i przyspieszyłem, nie miałem ochoty na rozmowę. Amber może i miała racje, ale czy to było ważne? W tym momencie zdecydowanie nie.
-Nie zostawiaj mnie.
Szepnęła błagalnym tonem i złapała mnie za ramie.
-Jesteś moją jedną rodziną.
Zrezygnowany zatrzymałem się i zerknąłem w jej przestraszone oczy.
-Jesteś moim bratem, moją rodziną, nie pozwolę Ci się zabić
Przymknąłem na chwile oczy po czym otworzyłem oczy i wysiliłem się na uśmiech.
-Masz Marcela poradzisz Sobie.
-Nie!
Krzyknęła a ja wywróciłem oczami.
-Znajdziemy jej ciało. Przetrząsnę cały Nowy Orlean, zrobię wszystko. Ale nie zostawiaj mnie braciszku.
Witam :D Mam nadzieje ze się podoba dziękuje za wszystkie komentarze i gwiazdki :*
Jesteście moją jedyną i największa motywacją wiec. Komentujcie gwiazdkujcie :DI piszcie jak to możliwe że Amber jest siostra Klausa ktoś się tego spodziewał?
CZYTASZ
To Hell with Love
FanfictionCzy szczęście wampirzycy i pierwotnej hybrydy może trwać wiecznie, tak jak ich życie? Co jeśli demony przeszłości pojawią się znikąd? Czy będą miały wpływ na przyszłość? Co takiego skrywa Klaus? Paranoja strach, śmierć. Ile można stracić w ciągu k...