1. Young Folks

35.8K 1.4K 9.6K
                                    


Jesień jest bardzo melancholijna.

Wychodzę z budynku uniwersytetu, patrząc jak mężczyzna obok mnie napawa się zapachem. Wiem, że każda pora roku ma swój specyficzny zapach, którego nie można porównać do czegoś innego, ale jakoś na mnie to nie działa. Nienawidzę jesieni, naprawdę jej szczerze nienawidzę. Niewyobrażalny chłód, wilgoć i częste deszcze zmuszają do wyciągnięcia z szafy ciepłych ubrań. Najchętniej nie wychodziłabym wtedy z domu.

Na szczęście dzisiaj nie jest zimno, wręcz przeciwnie, pogoda jest bardzo przyjemna. Bez większego wiatru czy chłodu, a przez chmury przebija się słońce, które swoim światłem nadaje temu miejscu ciepła.

Nagle mężczyzna obok mnie się zatrzymuje. Robi to tak nagle, że mnie udaję się zwolnić dopiero krok później. On bierze głęboki wdech i zatrzymuje się, patrząc dookoła, jakby podziwiając to miejsce. Rozumiem, że dziedziniec może być uważany za ładny. Ma prostokątny kształt, otaczają go drzewa, przy których znajdują się ławki. Do tego liście na drzewach są już pomarańczowe, część z nich spadła, ale można  zauważyć kilka brudnozielonych, które ostatkami sił trzymają swój kolor, przypominając o lecie. Jednak mój towarzysz uśmiecha się sam do siebie i wygląda na niesamowicie zadowolonego. Patrzę na niego, marszcząc brwi, kiedy on spogląda na mnie tymi swoimi niesamowicie niebieskimi oczami.

– Te liście – mówi bardzo spokojnym głosem. Głos ten niesamowicie uspokaja i nieco różni się do tego, którego używa na co dzień. Nie jest taki oficjalny i wydaje się być wyższy. – Są niczym ludzie, nie sądzisz?

– Ludzie? – powtarzam bez przekonania, kiedy on entuzjastycznie kiwa głową.

– Niektórzy próbują wiecznie unikać odpowiedzialności, zachowywać się jak nastolatki, inni zaś chcą dojrzeć, co jest nieuniknione. Jak opadnięcie liści na jesień.

– To trochę smutne, że myśli pan tak o ludziach.

– To nic negatywnego! – broni się.  – Też tak kiedyś uważałem. No, ale cóż, czasy się zmieniają, liście spadają, a ludzie mądrzeją.

– Niektórzy – dodaję z przekąsem.

– Inni jak te zielone liście kurczowo trzymają się swoich przekonań – dokańcza profesor. – A teraz chodźmy, moja droga, bo czeka nas długa rozmowa.

Jak to się stało, że teraz właśnie idę z moim profesorem literatury angielskiej na „długą rozmowę"?

Cóż, wszystko zaczęło się od tego, że postanowiłam studiować dziennikarstwo. To nie znaczy, że marzę o tym zawodzie. Chcę być pisarką, a to po prostu coś, co może mi w tym pomóc. No i zadowolić moich rodziców, którzy uznali, że muszę iść na studia. Wszystko zapowiadało się całkiem dobrze, dopóki nie poznałam profesora – pana Tomlinsona.

Może nasze relacje potoczyłyby się całkiem normalnie gdyby nie fakt, że podczas naszego pierwszego spotkania wzięłam go za studenta i byłam nieco wybuchowa. Okej, może przesadziłam z tymi krzykami, bo on tylko wpadł na mnie na schodach, ale miałam zły dzień i postanowiłam nad nim odreagować. Gdy w końcu odkryłam, że uczy mnie literatury miałam nadzieję, że zapomniał o całej tej sprawie. Niestety, Tomlinson był pamiętliwy, ale na szczęście nie wydawał się mieć do mnie jakichś pretensji. Trochę pożartował z tego, a jedyną konsekwencją było to, że często kazał mi odpowiadać na różne pytania.

Mężczyzna miał w sobie coś, co sprawiało, że studenci go lubili. Był bardzo młody, jak na profesora, bo jego wiek oszacowałam na trzydzieści parę lat. Do tego miał mocny, brytyjski akcent. Znajomy, który pochodził z Wielkiej Brytanii, mówił trochę inaczej, więc gdy zapytałam go o tę różnicę, uświadomił mnie, że mężczyzna ma dokładnie akcent z okolicy Yorkshire. Wszystkie moje koleżanki były tym zafascynowane i zastanawiały się, jak długo mieszka w USA i czy od początku był to Nowy Jork.

Come On Mess Me Up ✨LARRY✨Where stories live. Discover now