Rozdział 2

4.1K 274 20
                                    

Minął tydzień od mojej pobudki. Na szczęście dziś już wychodzę. Tony właśnie pakuje moją torbę, a ja stoję przed lustrem i kończę się malować. Schowałam puder do kosmetyczki i odwróciłam się. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł lekarz.
- Mam pani wypis. - Przekazał Tony'emu kartkę papieru schowaną w koszulkę. 
- Bardzo panu dziękuję. - Podeszłam do nich, schowałam kosmetyczkę do torby i posłałam lekarzowi miły uśmiech.
- Nie ma pani za co. Co do uwag związanych z pani zdrowiem, to nie może się pani przemęczać. Musi pani uważać na siebie i najlepsze by były wakacje. Mamy październik, słońce by pani dobrze zrobiło.
- Dobrze, dziękujemy panu za wszystko. - Tony odpowiedział dźwięcznie, podał lekarzowi dłoń, którą tamten ujął, a potem doktor poszedł mówiąc krótkie "do widzenia".  Założyłam swój czarny płaszcz, podszyty od spodu na szaro i złapałam Tony'ego za rękę.
- Chodźmy stąd. Chce być już w domu. - Pociągnęłam go w stronę wyjścia. Wziął więc moją torbę i ruszyliśmy do drzwi. Zobaczyłam pełno dziennikarzy i fotoreporterów. Tony wyciągnął kieszeni kurtki okulary przeciwsłoneczne i podał mi je.
- Załóż i się nie zatrzymuj. - Przytaknęłam i założyłam okulary na nos. Od razu po przekroczeniu progu drzwi, tamci rzucili się na nas niczym sępy. Tony ścisnął bardziej moją dłoń i przyciągnął do siebie. Na szczęście samochód był bardzo blisko zaparkowany. Tony wrzucił torbę na tylne siedzenie, a ja zajęłam miejsce pasażera. Dzięki Bogu wszystkie jego sportowe auta mają przyciemniane szyby. Zdjęłam więc okulary i podał mu kiedy zajął miejsce obok mnie. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą i opadłam bezwładnie na fotel. Tony odpalił samochód i odjechał z parkingu szpitala.
- To co?  Hawaje, Karaiby, a może Dominikana?
- O czym ty znowu gadasz? - spojrzałam pytająco na Starka, a ten przerzucił oczami.
- Sama słyszałaś, jedziemy na wakacje.
- Ja nigdzie nie jadę. Firma na mnie czeka. Nie było mnie ponad miesiąc. Muszę ogarnąć wszystko od nowa. 
- No chyba sobie żartujesz. - Tony prychnął pod nosem, a ja przerzuciłam oczami.
- Czy wyglądam jakbym żartowała? - spojrzałam na niego z wyrzutem, a on westchnął.
- Lekarz powiedział, że masz odpocząć po tym wszystkim.
- Wyleżałam się już wystarczająco długo. Dobra pójdę na kompromis.  Pojadę do firmy dopiero jutro. Zadowolony?
- Tak!  Co!?  Nie!  Nie ma mowy! Lecimy na wakacje! - krzyknął na mnie, a ja zamknęłam powieki, licząc w myślach do 10. On myśli, że po tak długiej nieobecności nie wrócę do firmy czy co?  Było minęło i czas wracać do rzeczywistości.
- Przestań!  Dorośnij w końcu!  To, że jesteś nieodpowiedzialny, nie oznacza, że inni też są. Ktoś musi sprzątać twój bałagan Tony! Latasz sobie w tym żelazku to lataj, ale ja wracam do normalności!
- O co ci teraz chodzi?! - ponownie krzyknął, patrząc na mnie w wyrzutem. Dopiero wyszłam ze szpitala, a ten już zaczyna kłótnie. Fajnie, po prostu zajebiście!
- Mi?!  To ty ciągle ustawiasz wszystkich po kątach!? Dopiero co przekroczyłam próg kliniki, a ty wszczynasz kłótnie!
- Ja ustawiam wszystkich po kątach?!  Odkąd jesteśmy razem wszystko jest ustalane pod ciebie!
- Czyli to teraz moja wina tak?!
- Zaczynasz zachowywać się jak Pepper! - krzyknął, uderzając ręką w kierownicę. Zabolało. Uderzył w mój czuły punkt.
- Zatrzymaj się. - Powiedziałam stanowczo, ale on nie zareagował. - Zatrzymaj się do cholery! - dopiero kiedy krzyknęłam zjechał na zajazd dla autobusów. Wysiadłam bez słowa, trzaskając drzwiami. Odeszłam nie patrząc się za siebie. On stał tam na dal. Złapałam więc taksówkę i wsiadłam do niej jakby nigdy nic. Podałam adres pod który chciałam jechać i taksówkarz ruszył. Gdzie właśnie jadę?  Do Stark Tower. Chce posiedzieć w gronie ludzi, którzy nie będą wszczynać awantury o byle pierdołę. Naprawdę nie rozumiem dlaczego on tak zareagował. Staram się jak mogę żeby utrzymać w pionie to co on sam porzucił. Gdyby nie ta firma jego budżet spadłby o dobrą połowę, albo i  więcej. Przesadził z porównaniem mnie do Pepper. Ja go nie wykorzystuje i nie żeruje na jego pieniądzach. Nie zabraniam mu być Iron Manem i jeszcze sama nie raz latam w tej jego zbroi. Nie kontroluje go, nie robię awantur i nie czepiam się o to kim jest, bo doskonale wiem z  kim się związałam. Przecież zrobiłam to, bo kocham go takiego jaki jest.  Nie wiem, mam dziwne wrażenie jakby nie chodziło mu tylko o sam mój powrót do firmy. Coś chyba musi za tym iść, bo nie możliwością jest aby za to tak bardzo się wkurzył. Przecież on nigdy nie podnosił na mnie głosu. Nie wiem o co tu naprawdę chodzi, ale prędzej czy później wszystko samo wyjdzie na jaw.
- Ario, dzwoni Pan Stark. - Rozległ się głos Jarvis'a, wydobywający się z mojego zegarka.
- Nie odbieraj.
- Pan Stark nalega.
- Jarv, wiesz gdzie ja to mam?  Nie odbieraj i wyłącz nadajnik. Nie chce aby wiedział gdzie jestem i co robię.
- Jak sobie życzysz, ale Pan Stark nie będzie zadowolony.
- I tak jest wściekły, bardziej już być nie może.
- Masz rację.
- To pani jest tą dziewczyną Starka, o której się teraz tak dużo mówi? - kierowca w średnim wieku spojrzał na mnie w lusterku, a ja przytaknęłam.
- Jeszcze jestem.
- Co, zdradził  panią?
- Nie, oczywiście, że nie! - Powiedziałam z oburzeniem odwracając głowę w stronę szyby.
- Przepraszam, tak tylko zapytałem.
- Nie ma sprawy. - Burknęłam pod nosem i zobaczyłam, że podjeżdżamy pod Stark Tower.
- Jesteśmy na miejscu.
- Ile płacę?
- Niech da pani spokój. To był zaszczyt panią spotkać.
- Cóż w takim razie bardzo dziękuję. Do widzenia i miłego dnia. - Odpowiedziałam szybko, a potem wysiadłam. Weszłam do budynku i od razu skierowałam się do windy. - Jarvis na samą górę, do głównego salonu.
- Oczywiście. - Drzwi zsunęły się, a winda ruszyła do góry tak delikatnie, że prawie nie czułam żadnego ruchu. Kiedy tylko drzwi otworzyły się spostrzegłam całą ekipę prócz Stark'a.  Siedzieli na okrągłej kanapie, dyskutując nad jakimiś planami rozłożonymi na stoliku. Byli tak pochłonięci pracą, że nawet nie zwrócili na mnie uwagi.
- Cześć wam! - krzyknęłam w ich stronę i nagle wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie. Zerwali się ze swoim miejsc i nim się obejrzałam byłam ściśnięta z każdej strony.
- Co ty tutaj robisz?  Nie mówiłaś, że dziś wychodzisz. - James spojrzał na mnie pytająco, a ja nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ Wanda zadała kolejne pytanie.
- A gdzie Tony?  Przyszłaś tu sama po wyjściu ze szpitala?! 
- Tak jakoś wyszło. - Wzruszyłam ramionami z wymuszonym uśmiechem na ustach.
- No nie, co tym razem? - James założył ręce na torsie, a ja zaczęłam bawić się swoimi palcami u rąk.
- Tak jakby się pokłóciliśmy, ale nie chce o tym gadać. Po prostu przyszłam tu aby spędzić z wami czas, zbyt długo nie było mnie wśród żywych.


HEJ HEJ! Tak pomyślałam, że dam ten kolejny rozdział, już ostatni w tym roku. 2k16 był dla mnie jednym z najgorszych i najcięższych roków, nie raz wystawiał mnie na próbę i podkładał nogi. Dzięki wam udało mi się go przetrwać z pełną satysfakcją za co ogromnie dziękuję! Spędziłam z wami cudowne chwile na wattpadzie, których nigdy nie zapomnę. Samo to, że pierwsza część tego opowiadania uzyskała ogromny sukces jest dla mnie czymś nie do ogarnięcia i to także dzięki wam! Mam nadzieję, że nowy rok będzie o wiele lepszy i każdy z nas dziś o tej 12 w nocy powie "2k17 bój się, nadchodzę". Ja właśnie takimi słowami zamierzam go powitać ;) Życzę więc wam wszystkiego co najlepsze w nowym roku! Kocham was i do zobaczenia za rok :P

P.S. Mam taką maaaałą prośbę. Na moim profilu jest książka pt"Queen". Lipnie mi z nią idzie. Gdyby osoby piszące mogły ją u siebie podlinkować byłabym dozgonnie wdzięczna. Wiadomo, że nie chce wymusić na was czytania jej, bo co to, to nie, ale może jakiemuś waszemu czytelnikowi wpadnie w oko ;)

Powrót Bohaterów cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz