Rozdział 3

3.8K 285 50
                                    

Siedzieliśmy wszyscy na kanapie, śmiejąc się. Nie wypytywali więcej o Tony'ego, po prostu szybko zajęli moją głowę przyjemnościami. Uwielbiałam ich wszystkich, zastępują mi rodzinę, za co jestem im ogromnie wdzięczna.
- Ar, możemy porozmawiać? - Steve spojrzał na mnie pytająco, a ja odstawiłam szklankę soku pomarańczowego na stolik, po czym wstałam.
- Tak, jasne. A z wami się od razu pożegnam. Dochodzi 19, będę się zbierać. - Wzięłam swój płaszczyk z kanapy i podeszłam do Rogers'a.
- Odwieźć cię? - James spojrzał na mnie pytająco, a ja pokiwałam przecząco głową.
- Nie, spokojnie. Wrócę taksówką.
- Jesteś pewna?
- Tak, dam sobie radę. Do zobaczenia. - Spojrzałam na każdego z nich po kolei posyłając im miłe uśmiechy.
- Trzymaj się Aria. - Clint rzucił w moją stronę, kiedy wsiadaliśmy z Rogersem do windy. Puściłam mu oczko, kiedy drzwi zaczęły się zasuwać.
- O czym chciałeś pogadać? - spojrzałam na Kapitana, kiedy on ewidentnie bił się z własnymi myślami. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak zacząć.
- Przepraszam. - Wypalił, patrząc na mnie z wyraźną skruchą. No teraz to totalnie zbił mnie z tropu, zmarszczyłam brwi, starając się coś wyczytać z jego twarzy.
- Za co niby?
- Za ukrywanie prawdy o śmierci rodziców Starka. - Patrzył na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami, przepełnionymi  bólem. Westchnęłam, a potem przytuliłam się do niego, wieszając mu się na szyi. Objął mnie i przyciągnął do siebie.
- Nie przepraszaj i nie obwiniaj się. Sprawa jest zamknięta, u mnie odkupiłeś swoje winy tym, że mnie uratowałeś. Nie chce mieć cię teraz za wroga. Zapomnijmy o tym, tak będzie najlepiej. - Powiedziałam cicho i czułam jak po moich słowach jego ciało się rozluźniło.
- Dziękuję ci. - Wyszeptał, a ja się od niego odkleiłam, posyłając czuły uśmiech. Winda się zatrzymała, a my z niej wysiedliśmy i poszliśmy na główny hol.
- Rozmawiałeś z Tonym?
- Nie chce mnie znać. Nawet kiedy przychodziłem do ciebie do szpitala, musiałem robić to wtedy kiedy od jechał na chwilę do domu. - Zrobiłam z ust wąska linię i pokiwałam głową.
- Rozumiem. Przejdzie mu. Wiesz jaki on jest. Teraz ma do ciebie urazę, ale za parę tygodni wszystko wróci do normy. Porozmawiam z nim kiedy przestanie się na mnie obrażać.
- Dobrze, jeszcze raz bardzo ci dziękuję i przepraszam.
- Naprawdę nie masz za co. Przepraszam, ale ja muszę już lecieć. Zobaczymy się niedługo. Na razie Steve. - Pocałowałam go w policzek na pożegnanie i ruszyłam do wyjścia. Było już ciemno i zimno. No w końcu mamy początek października. Zimny wiatr rozwiał moje włosy, a ja zasunęłam płaszcz, który do tej pory miałam rozpięty. Rozejrzałam się za taksówką i złapałam pierwszą lepszą. Podałam adres domu i z opartą o szybę głową, patrzyłam na uliczne światła. W radiu leciała jakaś spokojna muzyka, a ja czułam dziwny ciężar tam w środku. Czułam się źle przez tamtą kłótnie w samochodzie. Co? Teraz wejdę do domu i udam, że nic się nie stało, albo wręcz przeciwnie będę go unikać? To bez sensu. Jestem na niego zła, ale nie cierpię cichych dni. Do tego nie wiem jaki będzie teraz jego stosunek co do mnie. Jest uparty i prędzej dałby się pociąć niż przyznać do błędu. Kocham go najbardziej na świecie, ale czasem to mam taką ochotę złapać za ten jego głupi łeb i tłuc nim o ścianę do póki nie zmądrzeje. Z drugiej strony wiem, że on ma bardzo ciężko. Już od dzieciństwa miał przesrane. Spoczywa na nim bardzo duża odpowiedzialność. Ten cały Iron Man, kosmici i inne świry robią duże dziury w jego psychice. Samo to, że dorobił się stanów lękowych o czymś świadczy. Codziennie igra z życiem dodatkowo starając się chronić też mnie. Nawet gdy przestaje sobie radzić, stara się być silny dla mnie, abym to ja miała oparcie w nim, a nie on we mnie. Jak tak teraz na to patrzę, to może rzeczywiście powinniśmy lecieć na wakacje? Nie dla mnie, ale dla niego. To on powinien odpocząć od tego całego zamętu i szybkiego trybu żucia. Tak, dopiero teraz to do mnie w pełni dotarło. Muszę z nim porozmawiać zaraz po powrocie do domu. Myślę, że najlepszym terminem na wyjazd, byłby okres świąteczny, no ale dopasuje się już do niego. Wakacje naprawdę mu się należą. Najlepiej na jakimś zadupiu, po to, żeby nie musiał używać blaszaka. Teraz jednak mam nadzieję, że dojadę do domu w przeciągu godziny, a nie dwóch. Ja swoim białym audi R8 dojeżdżam w około 20-25 minut, nieźle dociskając pedał gazu. Wiadomo, że taksówka nie jeździ aż tak szybko.


Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam. Weszłam szybko do domu, bo cholernie wiało. Zdjęłam buty oraz płaszcz i poszłam do salonu. W domu panowała cisza. Znaczy, że Tony jest u siebie. Zbiegłam po schodach, prostu do jego pracowni. Grzebał coś przy zbroi, a po pomieszczeniu krążyło trzech facetów w garniturach. Wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie, przez co lekko się zawahałam.

- Przepraszam, nie wiedziałam, że masz gości. Przyjdę potem. - Wskazałam kciukiem na schody i wróciłam się na nie. Tony chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Wróciłam na górę. Widać było, że ci ludzie są dość ważnymi osobami i naprawdę nie chciałam przeszkadzać. Poszłam więc do kuchni i otworzyłam lodówkę, w której był obiad. Tony ewidentnie  już jadł, ponieważ była tylko jedna porcja jedzenia, odłożona dla mnie. Wyjęłam talerz z lodówki i włożyłam do mikrofali. W między czasie nalałam do szklanki coca-coli i postawiłam ją na blacie, przy którym miałam zamiar zjeść. Kiedy mikrofala zapikała, wyjęłam talerz z dwoma kawałkami pizzy hawajskiej i usiadłam na krzesełku barowym. Napiłam się coli i zabrałam się za jedzenie. Tak, to właśnie za tym smakiem tęskniłam. Uwielbiam hawajską i naprawdę brakowało mi jej w szpitalu.  Teraz będę cały tydzień żyć na niezdrowym żarciu, do póki nie zacznie wychodzić mi ono bokiem. Dzięki Bogu mama dała mi takie geny, przy których mogę jeść za trzech, a ważyć tyle co nastolatka. Tony specjalnie zamówił tą pizze dla mnie. On nie nienawidzi ananasa i zawsze brał tą pizze tylko i wyłącznie ze względu na mnie.  Uśmiechnęłam się blado sama do siebie. Dokończyłam jeść, wstawiłam talerz do zlewu i wróciłam na poprzednie miejsce. Spojrzałam na swój zegarek. Dochodzi 20:30. Ciekawe jak długo tamci będą siedzieć u Tony'ego. Chciałabym iść normalnie spać, a nie oddzielnie, bo tamten będzie siedział do późna, albo w ogóle nie pójdzie spać. - Jarv, kim są tamci ludzie? - ciekawość jednak wzięła nade mną górę. Skoro nie znam tematu rozmowy, to chociaż chce wiedzieć kim oni są. Wyglądali naprawdę poważnie.
- To są agenci T.A.R.C.Z.Y.. Nie masz powodu do zmartwień.
- Dziękuję Jarvis. - Powiedziałam miło, a potem wstałam i poszłam do sypialni. Skoro są od Fury'ego, to na pewno ich rozmowa będzie trwała bardzo długo.


A JA MAM PYTANIE DO WAS. CHCECIE WIĘCEJ AKCJI CZY ROMANSU?

Powrót Bohaterów cz.IINơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ