Rozdział 11

3.4K 255 25
                                    

Zatrzymaliśmy się na podjeździe przed tym ich centrum szkoleniowym. Budynek był duży, nowoczesny i widać było, że jest nowy. Wysiadłam, rozglądając się dookoła. Tony podszedł do mnie i skrzyżował ręce na torsie, opierając się o bok samochodu.
- Bierz ich maleńka. Pokaż im kto tu rządzi. Niech się boją przyszłej pani Stark. - Tony uśmiechnął się zadziornie, a ja spiorunowałabym go wzrokiem, gdyby nie moje okulary przeciwsłoneczne.
- Przestań, dobrze wiesz, że czuję się i wyglądam jak gówno.
- Oj maleńka, dla mnie nawet taka jesteś najpiękniejsza i wyjątkowa. - Objął mnie ramieniem za szyję i przyciągnął do siebie, całując w czoło. Wtuliłam się w jego bok, wdychając zapach jego drogich perfum.
- Jesteś najlepszy. - Wyszeptałam w jego szyję, składając na niej delikatny pocałunek.
- Wiem o tym. - Powiedział z dumą, a ja prychnęłam rozbawiona, prostując się.
- I do tego skromny.
- O to cały ja. - Rozłożył ręce szeroko, posyłając mi ten swój najpiękniejszy uśmiech, który tak bardzo kochałam.
- Dobrze, jedź już. - Pocałowałam go czule w usta, a on podał mi kluczyki od auta. Wzięłam je, patrząc na niego pytająco.
- Dasz radę wrócić sama do domu?  Muszę pomóc Jamesowi z jego zbroją. Coś mu się spieprzyło i sama rozumiesz.
- Tak jasne, nie ma problemu.
- Ale wiesz, że jak coś, to masz natychmiast dzwonić? Przylecę najszybciej jak będę mógł. - Posłał mi znaczące spojrzenie,  a ja odwróciłam głowę w bok.
- Tak, wiem. - Powiedziałam przerzucając oczami.  Tony zrobił z ust wąska linię i przytaknął.
- Jasne, do zobaczenia wieczorem. - Pocałował mnie jeszcze raz w usta, a potem odsunął się wyciągając rękę przed siebie. Patrzyłam z zaciekawieniem jak zbroja pokrywa jego ciało. Zostawił tylko otwarty hełm. - Nie siedź długo.
- Spokojnie  nie zamierzam. - Podeszłam do niego i  uwiesiłam mu się na szyi. Nie wiem dlaczego nie mogłam się z nim rozstać. Miałam jakieś dziwne i złe przeczucie. Nie wiem, pewnie to moja wyobraźnia i alkohol jeszcze do końca ze mnie nie wyparował. Jeszcze raz złączyłam nasze wargi, a on cicho zamruczał, przyciągając mnie do siebie. Wolę jednak czuć jego ciało, a nie lodowatą stal.
- Przestań mnie kusić, bo przewinę cię zaraz przez ramię i zabiorę do domu. - Powiedział kiedy odkleił się ode mnie. Zaśmiałam się i odeszłam w stronę akademii.
- Ej no gdzie idziesz?! - krzyknął, a ja odwróciłam się z uśmiechem na twarzy.
- Do pracy. - Wskazałam kciukiem budynek, a on pokiwał głową z dezaprobatą i zamknął hełm. Odwróciłam się i ponownie zaczęłam iść w swoją stronę. Po chwili Stark znalazł się parę metrów nade mną, machając mi. Odmachałam mu, uśmiechając się szeroko, a on wystrzelił w górę, stając się małą plamką na niebie, która po chwili i tak zniknęła z pola widzenia.  Szłam w stronę głównego wejścia, dokładnie obserwując otoczenie. Zauważyłam, że kawałek dalej biegnie grupa kadetów z Rogersem na czele. Stanęłam, krzyżując ręce na piersiach.
- Stop, zbiórka w szeregu!  - Steve zatrzymał się przede mną, a chłopcy wykonali jego polecenie  stając na baczność w totalnej ciszy.
- Witaj Ar.
- Cześć. - Przywitałam się z nim szybkim całusem w policzek.
- I jak ci się tu podoba? - Kapitan zadał mi pytanie, a ja rozejrzałam się dookoła. - Byłabym bardziej zachwycona, gdyby nie pozostałości po kacu.
- Ładna akcja, nauczysz mnie tego swojego prawego sierpowego? - Rogers spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechając się pod nosem.
- Gazeta?
- Jakże by inaczej.
- Pogadamy o tym potem, pokaż mi lepiej moich ludzi.
- Stoją przed tobą. - Rogers kiwnął głową w stronę stojących na baczność mężczyzn.
- Oni? - Podniosłam nieco okulary palcem, patrząc to na nich, to na Kapitana.
- Owszem.
- To dlaczego mi ich męczysz durnym bieganiem w kółko?! Mają pracować głową, nie nogami!  Za 10 minut widzę was w głównym laboratorium. Rozejść się.
- Tak jest! - krzyknęli chórem i zaczęli biec w stronę budynku. Steve patrzył na mnie zdezorientowany, a ja wzruszyłam ramionami i ruszyłam do głównego wejścia. Tam od razu zatrzymał mnie Fury. Czekał na mnie, stojąc z założonymi rękoma na torsie i tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.
- Sądziłem, że nie zjawisz się po wczorajszym.
- Jakoś dałam radę zwlec się z łóżka.
- Może powinnaś też uczyć samoobrony albo ataku z zaskoczenia?
- Proszę cię daj spokój. Wiem, że dosłowne każdy już wie, ale bez przesady. - Spiorunowałam go wzrokiem, a on objął mnie za ramiona i zaczął prowadzić w głąb budynku.
- Spokojnie. Dobrze wiesz, że kogo jaj kogo, ale ciebie darzę ogromnym szacunkiem. Pomijając jednak ten temat, mam prośbę.
- Wal śmiało.
- Możesz dziś w ramach zajęć zamaskować jeden z naszych myśliwców? Prosiliśmy o to Tony'ego, ale on nie chciał pomóc.
- Nie ma problemu. Zasmakuje go tak, że nikt go nie wykryje. Co do Tony'ego to postaraj się go zrozumieć. On...
- Aria ja wiem. Facet ma już dość i wcale mu się nie dziwię. Sam najchętniej rzuciłabym to wszystko w diabli. Niestety nie mam wyboru jak on. - Fury wszedł mi w zdanie, nie dając dokończyć myśli. Stanęliśmy na chwilę, patrząc na siebie znacząco. Pokiwałam znacząco głową i odwróciłam wzrok. Między nami zapanowała chwila ciszy.
- Dobrze to ja już pójdę. Pewnie czekają na mnie.
- No jasne. Gdyby coś, to będę się tu kręcił. - Przytaknęłam i poszłam dalej korytarzem. Poprawiłam okulary na czubku głowy i spojrzałam na szklane drzwi. Widziałam za nimi grupę kadetów. Śmieli się między sobą i wygłupiali. Kiedy weszłam od razu zamarli, stając w szeregu na baczność.
- Spokojnie, wyluzujcie trochę. Nie jestem Rogersem. Ubierzcie kurtki, bo idziemy na zewnątrz.
- Tak jest! - ponownie krzyknęli wszyscy razem, a ja aż się skrzywiłam. Za głośno, zdecydowanie za głośno jak na mój dzisiejszy stan.
- Jeszcze raz to zrobicie, a będziecie cisnąć okrążenia do rana. No już, chodźcie. - Kiwnęłam na nich głową i wyszłam z pomieszczenia kierując się do tylnego wyjścia, przed którym już stał nowy myśliwiec.
- Macie godzinę na pokrycie go panelami. Jest was około dwudziestu więc zdążycie.
- Proszę pani? - jeden z nich zwrócił się do mnie, a ja spojrzałam na niego pytająco.
- Tak?
- Wczoraj go pokryliśmy. - Słysząc jego słowa podeszłam do maszyny.
- Widzę, ale to według ciebie jest zrobione dobrze? - wskazałam palcem, kawałek odstającego metalu, a potem kopnęłam w niego od góry tak, że cała płyta odpadła z hukiem. Chłopcy popatrzeli po sobie z lekkim wstydem, nic nie mówiąc. - No właśnie. Pięciu wraca ze mną, reszta zostaje. - Odwróciłam się napięcie i skierowałam z powrotem do środka. Powiesiłam swój czarny płaszcz na wieszaku w laboratorium i rozsiadłam się na obrotowym stołku.


Powrót Bohaterów cz.IIWhere stories live. Discover now