Rozdział 16

3K 259 78
                                    

Myślałam, że zaraz zemdleje. Zrobiło mi się słabo i duszno. Osunęłam się na kanapę, głęboko oddychając. Jade podbiegła do mnie i zaczęła wachlować mnie magazynem o modzie. To co przed chwilą usłyszałam, totalnie mną wstrząsnęło. Nie wiedziałam co się w sumie dzieje. Nie wiedziałam, czy to jakiś chory sen lub żart, czy to rzeczywiście się wydarzyło. Na nagraniu ewidentnie był Tony i nie mu tu żadnego "ale".
- Dobrze się czujesz? - Jade spojrzała na mnie, będąc mocno zmartwiona.
- Ty też to słyszałaś? - spytałam ledwo powstrzymując się od płaczu. Dziewczyna przytaknęła niepewnie.
- Przykro mi Ar - powiedziała cicho. Zamknęłam oczy, chcąc jeszcze raz przypomnieć sobie te słowa, wbijające sztylet prosto w serce. Jak się czułam?  Czułam się zdradzona, zraniona, poniżona, a przede wszystkim oszukana. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku i rozbiła się na skórzanej kanapie.
- Możesz iść już do domu Jade. - Zwróciłam się do niej, a ona położyła mi rękę na ramieniu, aby dodać mi otuchy. Jednak w tej chwili i tak nic nie było w stanie zmienić mojego samopoczucia.
- Nie zostawię cię samej.
- Jedź. Ja też już jadę. Pojadę do swojego starego mieszkania. Muszę sobie to wszystko poukładać.
- Jesteś pewna?  Nie powinnaś być teraz sama.
- Tak. Idź już.
- Dobrze. Jak wolisz. Trzymaj się i dzwoń gdybyś mnie potrzebowała. - Przytuliła mnie, a potem opuściła pomieszczenie. Zostałam w nim całkiem sama. Słychać było tylko mój nierówny oddech. Otworzyłam powoli powieki i spojrzałam załzawionymi oczami na trzymany w ręku dyktafon. Nie wierzę. Po prostu nie wierzę w to co się właśnie dzieje. Sytuacja jednak jest na tyle jasna, że tu nawet nie ma co tłumaczyć. Każde słowo było bardzo wyraźne i mówiło samo za siebie. Podniosłam się ociężale z kanapy, a potem wzięłam torbę z krzesła. Zarzuciłam ją niedbale na ramię i po prostu wyszłam. W windzie założyłam okulary przeciwsłoneczne, aby ludzie nie widzieli moich zapłakanych oczu. Nikt nie musi wiedzieć, że moje życie właśnie legło w gruzach. Miało być tak pięknie, a znowu wszystko poszło się chrzanić. Nie mogę zrozumieć po jaką cholerę chciał przyspieszyć ślub. Po co w ogóle mi się oświadczał? Po co całe te szopki i czułe, fałszywe słówka? Sama teraz nie wiem co do niego czuję. Kocham go i to uczucie nie zniknie w minutę, godzinę, tydzień czy miesiąc. Jednak z drugiej strony chyba zaczynam go nienawidzić. Nie wiem jeszcze czy to wściekłość czy faktycznie nienawiść. Wyszłam z firmy i skierowałam się do swojego samochodu. Wyglądam jak robot. Szłam wolnym, ociężałym krokiem, patrząc pustym wzrokiem gdzieś przed siebie. Otworzyłam auto pilotem, wsiadłam do niego, rzuciłam torbę na wolne siedzenie obok mnie, a potem odpaliłam silnik. Ruszyłam z miejsca parkingowego i po prostu jechałam mechanicznie w wyznaczony przeze mnie punkt. Czułam się jakbym była zaklęta. Mój mózg wyparł wszystkie informacje. Co jakiś czas po policzku spłynęła mi tylko pojedyncza łza. Wyjęłam telefon z torebki stojąc na światłach. Napisałam wiadomość do Tony'ego, że wyskoczyło mi spotkanie i wrócę później. Potem wrzuciłam telefon z powrotem do torebki. Ruszyłam dalej gdy światło zmieniło się na zielone. Starałam się dojechać jak najszybciej na miejsce. Kiedy podjechałam pod swój stary blok, chciałam jak najszybciej znaleźć się już w środku. Szłam po schodach na górę, szukając w między czasie odpowiedniego klucza. Stanęłam przed białymi drzwiami z liczbą  144 przyklejoną kawałek nad wizjerem. Wsadziłam klucz w drzwi i przekręciłam go. Weszłam do środka i wręcz automatycznie zaczęłam płakać. Zdjęłam szpilki, mając gdzieś dwa centymetry kurzu na podłodze. Dotknęłam pianina, nakrytego białym prześcieradłem, tak samo jak i reszta mebli. Miałam w planie przewieźć instrument do domu za miastem. Ale teraz to już raczej nie ma sensu. Teraz to już chyba nawet nie jest mój dom. Poszłam do swojej sypialni, gdzie stały kartony z pamiątkami po rodzicach i dziadkach. Otworzyłam jeden i pierwsze co zobaczyłam, to suknia ślubna mamy. Wyjęłam ją i rozkleiłam się jeszcze bardziej. Przytuliłam ją do siebie, czując jak serce pęka mi w pół. Ból jaki teraz czułam, był nie do opisania. Wszystko co złe znowu wróciło. Miałam nadzieję, że wreszcie będę miała szczęśliwe życie u boku mężczyzny moich marzeń. Zamiast tego siedzę w stercie kurzu, wyjąc do księżyca. W tej właśnie sekundzie, cały mój świat się rozpadł. Wolałabym nie czuć nic i nie wiedzieć co to w ogóle jest miłość. Sądziłam, że razem z Tonym będziemy każdego dnia liczyć ten lepszy czas, udowadniając, że miłość może zamazać wszystko co do tej pory było złe. Teraz nie ma już na to najmniejszych szans. Teraz właśnie widzę, że nic nie jest idealne. Nie ma czegoś takiego jak życie wysnute z bajki. Nie każdy ma zapisane szczęście w aktach pisanych przez Boga. Odłożyłam suknię na bok. Otworzyłam kolejny karton i w ręce wpadł mi stary notatnik. Otworzyłam go i zobaczyłam, że jest podpisany. Należał do Howarda. Widocznie mój ojciec musiał mieć go w posiadaniu. Na następnych stornach były notatki, dotyczące jego pracy. Różne projekty, doświadczenia, wyniki badań. Jednak na samym końcu, było coś, co trochę mnie zaskoczyło. Na tylnej okładce, od środka, było przyklejone zdjęcie wujka z około dziesięcioletnim Tonym. Pamiętam, że ten notes Howard miał zawsze przy sobie. Zdjęcie mówi samo za siebie. Nawet w pracy, wujek myślał o synu, a Tony nadal się myli. Ojciec zawsze go kochał, pomimo tego jaki był. Odłożyłam notes na bok i wsadziłam rękę jeszcze głębiej do kartonu. Wyjęłam jakieś "coś", zawinięte w czarny materiał. Rozwinęłam jedwabny skrawek i moim oczom ukazał się zegarek, również należący niegdyś Howarda. Na klapie, tej od środka było wygrawerowane imię oraz nazwisko wujka. Solidny, skórzany pasek, nie był wcale zniszczony. Duża tarcza, chodź trochę stara, nadal była idealna. Wskazówki były zatrzymane na godzinie 17:49. Położyłam zegarek na notesie i wyjęłam album ze zdjęciami. Na pierwszej stronie było zdjęcie moje i Tony'ego. Leżałam w kołysce, a on jako czteroletnie dziecko, gładził mnie po policzku. Na następnym staliśmy jako dzieci, przytuleni do siebie. Najlepsze było trzecie zdjęcie, na którym Tony niósł mnie na barana, przez jakieś błoto. Było to jakoś w liceum. Na jeszcze następnym staliśmy, ubrani elegancko, trzymając się za ręce. To był dzień studniówki Starka, na której z nim byłam jako osoba towarzysząca. Uśmiechnęłam się przez łzy, czując ogromną pustkę w sercu. Nie wiem dlaczego udawał przed mną to wszystko. Nigdy nie zabroniłam mu bycia Iron Manem czy członkiem Avengers. Mało tego, mówiłam mu nieraz, że jestem dumna z tego kim jest. Ani razu nie kazałam zostać mu w domu, aby musiał gotować obiad. Przecież to wszystko co powiedział, w połowie się nie zgadza. Sam podjął takie decyzje, a potem zwalił wszystko na mnie. Dobra, wiem, że wina zawsze leży po środku, ale zamiast ze mną porozmawiać, on wolał żalić się do Bruce'a i to jeszcze w taki sposób. Nie wiem jak teraz będzie, ale na pewno nie tak, jak było do tej pory.

To już ostatni rozdział maratonu na dziś! Mam nadzieję, że wam się podobało!

Powrót Bohaterów cz.IIजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें