Rozdział 25

3.4K 255 35
                                    

Wróciliśmy do domu wczoraj około piętnastej. Tony bierze garście leków, ale na razie nic mu nie przechodzi. Mało tego nie chce iść do lekarza, a ciągle ma gorączkę, totalnie zatkany nos, kaszel i niesamowity ból gardła. Zaczynam powoli sądzić, że jedyny objaw choroby jaki jest w stanie zmusić go do pójścia do lekarza to wstręt do alkoholu. Nie mogę także utrzymać go w łóżku. Ciągle łazi po tym domu i kombinuje. Jak nie pseudo spalona żarówka w pokoju, z którego nikt nie korzysta, to kolejna kalibracja Jarvis'a, która nic nie daje i jest zupełnie nie potrzebna. Jakby tego było mało, nawet teraz chodzę i szukam go, ponieważ miał spać, a nie ma go w sypialni. Zeszłam do garażu i co zastałam?  Wysunięte zbroje z gablot, spod ziemia i jedna wisząca na łańcuchach. Tony siedział przed nią i coś skręcał. Stanęłam ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i patrzyłam się na to wszystko z dezaprobatą. Stark kichnął, upuszczając część zbroi. Była to akurat rękawica zakrywająca dłoń. Chciał podnieść części, które rozłączyły się i leżały rozwalone obok niego. Jednak nie miał na tyle siły.
- Zostaw, ja posprzątam - powiedziałam, podchodząc do niego. Ukucnęłam i zaczęłam zbierać palce nowego Iron Man'a.  Elementy zaniosłam na jeden z blatów biurka.
- Dzięki - Tony zwrócił się do mnie zachrypniętym głosem. Podeszłam do niego i lekko przytuliłam od tyłu.
- Nie ma za co, ale miałeś odpoczywać. Chodź stąd.
- Nie, muszę go skończyć. Urwałem mu dłoń, a teraz biedak cierpi. - Wskazał na zbroję wiszącą przed nami.
- Przestań, wyglądasz bardzo źle. Naprawdę zaczynam się martwić.
- Daj spokój, to tylko przeziębienie. - Chciał mnie uspokoić, ale ja wiedziałam swoje. Powinien iść do lekarza i tyle. Dotknęłam jego czoła, co wcale nie pomogło mi w uspokojeniu się.
- Jarv, skanuj - zwróciłam się do komputera, a ten wykonał moją prośbę.
- Temperatura ciała pana Starka wynosi 39,5 stopni Celsjusza - powiedział, a ja westchnęłam.
- Tony błagam cię, jedźmy do lekarza. Zrób to dla mnie i pozwól się tam zawieźć. Kłócę się z tobą o to od wczoraj, teraz już po prostu cię błagam. Chodź, proszę. - Pociągnęłam go za rękę, a kiedy wstał, zachwiał się. Złapałam go za rękę, a on mnie za ramiona.
- Okey, wygrałaś - przyznał mi rację i zaczęliśmy iść w stronę samochodu. Pomogłam usiąść mu na miejscu pasażera. Potem pobiegłam po nasze kurtki i dokumenty.
- Jarvis posprzątaj tu proszę - po raz kolejny wydałam polecenie przyjacielowi, kiedy już wsiadałam za kierownicę.
- Oczywiście. - Wszystkie zbroje zaczęły wsuwać się na miejsce, a ja wyjechałam z garażu, kierując się prosto do szpitala. Siedzieliśmy w tej poczekalni już dobrą godzinę. Chciałam jechać z Tonym na prywatną wizytę, ale mojego lekarza nie ma akurat w mieście, a Stark nie ma zaufanego doktora. Widziałam jego zdenerwowanie kiedy czekał w tej przeklętej kolejce. Mnie samą powoli trafiał jasny szlag. Jakieś dziecko ciągle go zaczepiało. Zaczęłam się śmiać, kiedy Tony pokazał mu język. Chłopiec się rozpłakał, a Tony spojrzał na mnie błagalnie. Jakaś starsza pani wymusiła, aby któreś z nas ustąpiło jej miejsca. Kazałam więc siedzieć Tony'emu i sama wstałam. Zaczął się buntować, do póki atak kaszlu go nie powstrzymał. Potem jeszcze myślałam, że utknął w tym gabinecie na dobre, bo siedział w nim dobre pół godziny. Mnie w tym czasie jakieś kolejne dziecko kopało w bok krzesła, a jego matka gadała przez telefon tak, że pół korytarza ją słyszało. Coraz bardziej żałowałam, że przywiozłam tu Tony'ego. Było trzeba załatwić leczenie w domu i załatwić pierwszego, lepszego lekarza. Ale tak to jest, jak człowiek, który kupuje nowe Porsche co tydzień, próbuje żyć normalnie jak zwykły obywatel. Jednak to wszystko to i tak było nic. Największym hitem było to kiedy pielęgniarka zawołała mnie do gabinetu, bo Stark nie miał u nich karty, a nie znał swojego PESELU. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy okazało się, że ja znam je na pamięć, a on nie zna nawet początku, co jest prosto mówiąc absurdalne. Jednak kiedy już cały ten cyrk na pogotowiu się skończył, zostało nam tylko wykupić torbę leków i wrócić do domu. Odprowadziłam Tony'ego do sypialni, by położył się wygodnie przed telewizorem, a sama poszłam ugotować bulionu, bo jak to babcia zawsze mówiła, "on jest najlepszym lekarstwem". Kiedy zupa się gotowała musiałam posprzątać jeszcze resztki zbroi w pracowni. Zbierałam metalowe części, śruby i narzędzia, by ułożyć wszystko w miarę na miejsce. Ogólnie rzecz biorąc, był tam straszny pieprznik, ale nie mogłam zbytnio przestawiać rzeczy, bo tamten potem wołałby mnie, albo dzwonił co pięć minut z pytaniem gdzie co jest. Zabrałam więc stamtąd brudne talerze i szklanki. Potem wyniosłam śmieci i posprzątałam całą kuchnie, łazienkę na dole i u nas w sypialni. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz czułam się jak przysłowiowa kura domowa. Jednak, absolutnie nie mówię, że mi to nie pasowało. Wręcz przeciwnie dbając o dom, wiem, że jest mój. Na ogół sprzątają tu dwie panie, które przychodzą co dwa dni rano, kiedy ja jestem w firmie. Jednak nie ma sensu, aby je tu ściągać, kiedy ja jestem w domu, bo spokojnie mogę wypełnić ich obowiązki.
- Aria! - usłyszałam z góry, kiedy zmywałam stół w jadalni. - Kochanie!
- Idę! - odkrzyknęłam, odłożyłam ściereczkę na bok i pobiegłam na górę, wprost do sypialni. Kiedy do niej weszłam, zastałam Tony'ego, który męczył się z pilotem. - Co się stało? - spytałam, patrząc na niego pytająco.
- Wiesz, że nie wolałbym cię bez powodu, bo cały dom obsługuje Jarvis...
- Ale? - przerwałam mu.
- Baterie w pilocie padły. - Pomachał pilotem, szczerząc się przy tym szeroko. Westchnęłam, nie wierząc w to, że naprawdę zawołał mnie z samego dołu tylko po baterie.
- Okey, wymienię. - Wzięłam od niego tego pilota i już miała odejść, kiedy złapał mnie za rękę.
- Słuchaj... Co z tym Vegas?
- Jesteś chory, masz antybiotyki więc jak myślisz?
- No bo wiesz...  Urlop ci...
- Mi się skończy, bo wzięłam go teraz żeby być z tobą w domu. Nie martw się, polecimy do Vegas na minimum tydzień. Jakoś to załatwię, ty robiłeś przekręty, to ja też dam radę.
- Wiesz, że cię kocham nie? - uśmiechnął się do mnie cwaniacko, na co oczywiście odpowiedziałam mu tym samym.
- Wiem. Idę dalej sprzątać. Muszę pojeździć jeszcze trochę na mopie i odkurzaczu - westchnęłam i poszłam w stronę wyjścia.
- Ar?
- Hm? - odwróciłam się do niego, marszcząc pytająco brwi.
- Dasz te baterie? - spytał, wymachując po oraz kolejny urządzeniem w powietrzu.

Powrót Bohaterów cz.IIWhere stories live. Discover now