Rozdział 10

3.5K 293 27
                                    

Obudziłam się o 7 rano i powiem tyle: kac morderca nie ma serca. Nie wiem gdzie jest Tony, nie widziałam go od rana. W nocy jedynie siedział ze mną ciągle i podstawiał miskę. Po obudzeniu się zastałam jedynie tabletki na kaca i szklankę wody na szafce obok łóżka. Oczywiście od razu zrobiłam pożytek z tego zestawu, ale co z tego jak wszystko zwróciłam do klozetu, który aktualnie przytulam. Tak, zdecydowanie nie mogłam niżej upaść. Najlepsze jest to, że pamiętam wszystko. Wiem, że obiłam Potts, ale to akurat jej się należało. Ogólnie wieczór był udany. No może oprócz leżenia pod budą z kebabem. Rozejrzałam się po łazience, a potem powoli wstałam. Czuję się już lepiej, ale i tak głowa mi pęka i jakoś tak mi ciężko. Umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Poszłam do garderoby i wzięłam ubrania. Nie wiem jak ja dam sobie radę na tych zajęciach w T. A. R. C. Z. Y, ale muszę tam jechać. Stanęłam z ubraniami w ręku na środku sypialni, a potem rzuciłam je na łóżko. Dobra, najpierw pójdę coś zjeść. Może tym razem mój żołądek przyjmie chociaż jednego tosta. Skierowałam się na dół, ledwo idąc. Nigdy więcej nie tknę alkoholu. Rozejrzałam się po domu, ale nie było nigdzie Tony'ego. W kuchni jednak znalazłam śniadanie na stole. Stały dwa talerze z jedzeniem po swojej przeciwnej stronie. Usiadłam na krześle i spojrzałam w talerz. Była na niej jajecznica oraz dwa tosty z serem. Napiłam się soku pomarańczowego, który stał obok i podparłam głowę ręką, ciężko wzdychając. Nagle do pomieszczenia wszedł Stark, rozmawiając z kimś przez telefon. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i kiwnął głową w moją stronę.
- Tak, tak. Oczywiście. Pokryje całe szkody. - Podszedł do mnie nadal rozmawiając. Położył przede mną gazetę, cmoknął w czubek głowy i poszedł dalej. Zaczął szukać czegoś po szafkach. Ja natomiast zawiesiłam wzrok na gazecie. Wzięłam ją do ręki i co zobaczyłam?  Siebie na pierwszej stronie gazety. Co tam robiłam?  Napieprzałam Potts po twarzy. Prychnęłam pod nosem i odłożyłam gazetę na bok. - Jasne, dzięki. Na razie. - Tony rozłączył się i odłożył telefon na blacie. Podszedł znowu do mnie, położył mi na talerzu białą tabletkę i zajął miejsce na przeciwko mnie.
- Z kim rozmawiałeś? - spojrzałam na niego pytająco, a on zaczął zabierać się do jedzenia.
- Z Pepper, ubłagałem ją żeby nie wnosiła doniesienia o pobicie, zniszczenie samochodu i o zniesławienie. Odchodzi z firmy dobrowolnie. - Słysząc te słowa uśmiechnęłam się szeroko. Punkt dla mnie!  Tą rundę wygrałam ja, ale coś czuję, że to jeszcze nie koniec.
- Nie ciesz się tak. Nie zbyt to pochwalam, ale jestem pod wrażeniem twojego prawego sierpowego. Podbiłaś jej oko i rozcięłaś wargę. A, no i wyrwałaś garść włosów. - Tony starał się brzmieć poważnie i trochę mnie skarcić, ale śmiał się pod nosem. To dobrze, bałam się, że będzie na mnie zły.
- Należało jej się. - Burknęłam pod nosem, a potem wsadziłam do ust jajecznicę.
- Nie mówię, że nie. Jednak następnym razem nie rób tego na oczach świadków. Prasa aż huczy.
- Dobrze, zapamiętam, by ataki terrorystyczne skierowane na nią, przeprowadzać w jej mieszkaniu lub ciemnym zaułku.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Tony spojrzał na mnie pytająco, tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami. Posłałam mu znaczące spojrzenie, a on napił się swojego soku. - Znaczy chodzi o to, co ci powiedziała, że się na nią rzuciłaś.
- Gadała coś tam, że mnie wykorzystujesz i zostawisz mnie jak resztę twoich byłych. - Wzruszyłam ramionami i ugryzłam tosta.
- Chyba w to nie uwierzyłaś prawda?
- Nie jestem nią, nie obrażaj mnie. Słuchaj, a gdzie mój telefon? - Tony w odpowiedzi na moje pytanie, wyjął z kieszeni mojego smartfona od Apple. Potrzymał go w powietrzu, dokładnie pokazując z każdej strony. Był cały potłuczony i nadawał się tylko i wyłącznie do przerobienia na żyletki. Jęknęłam widząc go w takim stanie. Miałam go raptem trzy miesiące. - Ja nie wyjdę z domu bez telefonu, nie mamy czegoś zapasowego?
- W pracowni mam swojego iphon'a, weź go sobie.  Ja wolę swój hologram.
- Okey, możesz zadzwonić do Jade, że ma dziś wolne?  Zanim przełożę kartę do twojego telefony i jakoś skopiuje numery z tego złoma, trochę się zejdzie. A nie będę jej ciągnęła do tej bazy. Niech odpoczywa, pewnie jest tak samo styrana jak ja.
- Dobra, ale ty chcesz tam jechać w takim stanie? - Tony uniósł jedną brew do góry, a ja przytaknęłam.
- Tak.
- Zawiozę cię, nie możesz kierować, procenty do tej porywalą od ciebie na kilometr.
- Dzięki. - Odsunęłam talerz z połową jedzenia na bok, bo poczułam, że jeszcze jeden kęs i znowu wszystko zwrócę. Połknęłam tylko tą tabletkę, popijając sokiem.  Nie chciało mi się już wstawać po wodę. Położyłam ręce na stole, a na nich głowę.
- Nigdy więcej nie puszczaj mnie samej na takie libacje.
- Jak sobie życzysz, ale pamiętaj, że ty to powiedziałaś. - Podniosłam głowę i spojrzałam na rozbawionego Tony'ego, który wskazywał na mnie widelcem.

Podziwiałam las migający za oknem. Miałam na nosie ciemne okulary i sporą ilość makijażu, by zasłonić oznaki mojego "zmęczenia" jednak i tak za wiele to nie dało. Czułam się fatalnie i tak samo wyglądałam. Tony prowadził w skupieniu, trzymając wolną rękę na moim udzie. Po mimo miesiąca jaki mamy, słońce przedzierało się przez chmury, tworząc piękną poświatę. Muzyka leciała cicho z radia, mieszając się z odgłosem silnika nowej zabawki Tony'ego. Nawet nie wiem kiedy dokładnie kupił to cacko, ale było to dosłownie na dniach. Oczywiście musiał jechać akurat nim, by się pokazać.

- Dasz mi go kiedyś poprowadzić? - spojrzałam na mojego narzeczonego, a on uśmiechnął się pod nosem.
- Ten samochód jest tak samo twój jak i mój. Nie wiem w sumie czemu jeździsz ciągle jednym. W garażu stoi ich kilka. - No ta, przepych, lans i jeszcze raz przepych. Te trzy słowa to motto Tony'ego Stark'a.
- Bo nie chcę brać twoich rzeczy bez twojej zgody.
- Kiedy ty się nauczysz, że moje rzeczy to twoje rzeczy?
- Wystarczy mi to, że mamy jedno wspólne konto w banku. - Tia, do tego namawiał mnie prawie tydzień, ale ostatecznie się zgodziłam. Nie chciałam tego dlatego, aby nie wyjść na zwykłą materialistkę, która tylko żeruje na jego pieniądzach.
- Ale to zaczyna być denerwujące. Jesteśmy razem, zaraz bierzemy ślub, więc moja kasa to twoja kasa i masz ją wydawać tak samo rozrzutnie jak ja. Żyje się raz, a nie martw się, z głodu nigdy nie umrzemy.
- W takim razie mogę kupić dom zimowy w Alpach i letniskowy na Filipinach?
- Ostatnio sam nad tym myślałem, jak mam być szczery, tylko wolałbym Hawaje. - Trzymajcie mnie, bo zaraz zwariuję, to naprawdę miał być tylko cholerny żart!

Powrót Bohaterów cz.IIWhere stories live. Discover now