Rozdział 19

2.9K 259 31
                                    

Trwałam w tym uścisku już jakiś czas, ale ani ja, ani Harley nie mieliśmy dość. Tęskniliśmy za sobą i dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo.
- Czemu nie śpisz bohaterze?
- Twój helikopter mnie obudził - wyszeptał mi do ucha, ja trochę się od niego odkleiłam. Spojrzałam w jego śliczne, zielone, pełne radości oczy.
- Przepraszam, musisz wracać do łóżka. Pójdę z tobą i poczekam aż zaśniesz. - Wstałam i poczochrałam go po głowie. - Prowadź. - Harley poszedł przodem, a ja śledziłam każdy jego ruch. Urósł trochę od naszego poprzedniego spotkania.
- Jak długo zostaniesz? - zwrócił się do mnie, kiedy wchodziliśmy do jego pokoju. Tutaj ściany były niebieskie, ale meble były białe jak wszędzie. Pod oknem stało spore łóżko, na które od raz się władował. Położył się od strony okna, a ja od brzegu. Nakryłam go pościelą, a sama położyłam się na niej.
- Kilka dni. Nie wiem dokładnie.
- A Tony czemu nie przyjechał?  Nie chciał się ze mną zobaczyć? - zadał mi pytanie, na które nie wiedziałam co odpowiedzieć. Powiem prawdę będzie źle, skłamię będzie jeszcze gorzej.
- Wiesz.. To nie tak, że nie chciał cię widzieć. Pokłóciliśmy się trochę i chcieliśmy od siebie odpocząć, ale nie martw się. Na pewno niedługo się z nim zobaczysz. - Mówiłam cicho i spokojnie, bawiąc się jego grzywką.
- Nie będziecie już razem? - spojrzał na mnie pytająco, będąc wyraźnie zmartwionym.
- Nie wiem jak będzie, ale pamiętaj, że ja bardzo cię kocham. Obiecuję, że teraz będziemy się częściej widzieć. Pogadam z twoją ciocią, abym mogła zabierać cię do siebie na weekendy jeśli chcesz.
- Byłoby świetnie! Strasznie za tobą tęskniłem - powiedział cicho wtulając się mocniej w mój bok.
- Ja też tęskniłam, naprawdę. W ogóle to masz stąd piękny widok. - Zmieniałam temat, patrząc w okno. Widziałam w nim wielki księżyc oraz gwiazdy. Wyglądało to cudownie.
- Widzisz tą wielką gwiazdę obok księżyca? - chłopiec podniósł się trochę, wskazując palcem białą plamkę na niebie.
- Tak.
- Kiedy jest mi smutno, rozmawiam z nią. Tą gwiazdą jest moją mama. Świeci jasno i mruga do mnie. Tak to sobie tłumaczę kiedy jest mi źle. - Twarz Harleya posmutniała, a ja przytuliłam go do siebie.
- Mama ciągle tu jest. Wystarczy tylko, że o niej pomyślisz. Moi rodzice również nie żyją i też bardzo mi ich brakuje. Jednak nie możemy być smutni, bo ani twoja ani moja mama, by tego nie chciała. - Położyłam podbródek na czubku jego głowy i głaskałam go po ramieniu. Widzę jak on cierpi. Zrobiłabym wszystko, aby w końcu był szczęśliwy.
- Masz rację - westchnął, a ja cmoknęłam go w czoło.
- Śpij już. Jutro będziemy cały dzień razem.
- Dobranoc Aria.
- Dobranoc Harley.

Obudziłam się, kiedy poczułam, że ktoś szarpie mnie lekko za ramię. Otworzyłam zaspane oczy i zdezorientowanym wzrokiem, rozejrzałam się po pokoju Harley'a. Nade mną stała Anne z lekkim uśmiechem, wymalowanym na bladej twarzy. Kiwnęła lekko głową, wskazując nią drzwi. Spojrzałam czule na śpiącego chłopca, po czyn pocałowałam go w czoło i podniosłam się leniwie z łóżka. Nakryłam go szczelnie kołdrą i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Ruszałam korytarzem, idąc zaraz za goszczącą mnie kobietą. Po drodze starałam się, aby podłoga nie zaskrzypiała pod moim ciężarem i nie obudziłam Harley'a. Zeszłam ostrożnie po dość stromych schodach, prowadzących prosto do salonu. Usiadłam wygodnie w fotelu obszytym jasnym, acz stylowym materiałem. Na stoliku obok mnie stała herbata oraz szklana cukiernica. Posłodziłam gorący napój i spojrzałam na wpatrująca się we mnie Anne.
- Wiesz, że jeśli chcesz, to możesz mi się wyżalić prawda? Jestem psychologiem i widzę, że coś cię trapi. Rozumiem to, że nie znamy się zbyt długo, ale możesz potraktować to jako wizytę u specjalisty. - Słuchałam jej uważnie, analizując każde jej słowo. Naprawdę wygląda na ciepłą i przemiłą osobę, ale na razie nie mam ochoty z nikim rozmawiać na temat dzisiejszych wydarzeń.
- Dziękuję, ale może nie dziś. To wszystko jest jeszcze zbyt świeże - odpowiedziałam najmilej jak tylko potrafiłam, aby tylko jej nie urazić. Starałam się odpowiednio dobierać słowa, by nie zrozumiała mnie źle. Ona tylko pokiwała znacząco głową.
- Jasne, nie chcę naciskać. W razie czego zawsze służę pomocą. Tak w ogóle to bardzo chciałam ci podziękować za to nieprzyzwoicie duże wsparcie finansowe, jaki dajecie nam z Tonym.
- A właśnie! - weszłam jej w zdanie, a ona spojrzała na mnie z zaciekawieniem. - Jeśli potrzebujecie więcej pieniędzy, lub pomocy w innej postaci, to wystarczy jeden telefon. Dla nas to żaden problem. - Powiedziałam, a ona spuściła lekko głowę w dół, smutniejąc. Powiedziałam coś nie tak?
- Słuchaj, mam problem i to poważny. - Zaczęła, a ja postarałam się bardziej skupić na jej wypowiedzi. - Wykryli u mnie nowotwór piersi. - Kiedy usłyszałam jej słowa, zalała mnie fala gorąca. - Co prawda czekam na wyniki badań, ale sama rozumiesz.
- Słuchaj, załatwię cię najlepszych specjalistów. Zapłacę za całe leczenie i badania. - Wypaliłam, a ona posłała mi dziękczynny uśmiech.
- Dajecie nam tyle, że stać mnie na to już teraz - odpowiedziała, kiwając przecząco głową. Czułam się mega źle z tym, że kobieta, którą los wielokrotnie przeciągnął po betonie, teraz znowu musi cierpieć. Najpierw jej mąż zginął na wojnie w Afganistanie, potem zabito jej siostrę, a teraz to. - Jednak zaczęłam ten temat ze względu na Harley'a. Zajmiecie się nim, jeśli coś mi się stanie? Jesteście dla niego jedynymi bliskimi osobami, prócz mnie. - Posłała mi błagalne spojrzenie, a ja wstałam i usiadłam obok niej. Przytuliłam ją, aby dodać jej trochę otuchy.
- Nawet tak nie mów. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - powiedziałam, nadal tuląc ją do siebie. Widziałam, że jej oczy zaczęły się szklić.
- Mam taką nadzieję, ale mimo wszystko obiecaj mi, że się nim zajmiecie. - Odsunęła się trochę ode mnie, przeszywając mnie swym bystrym spojrzeniem.
- Nie wiem jak będzie ze mną i Tonym, ale obiecuje ci, że zajmę się nim, nawet jeśli miałabym zrobić to sama. - Ledwo mówiłam, w gardle urosła mi ogromna klucha. Widziałam jak Anne cierpi i boi się. Nie ma w życiu nic gorszego niż choroba. Co prawda medycyna potrafi zdziałać coraz to więcej, ale wiele ludzi po prostu nie stać na leczenie, albo jest na nie za późno. Ja choćby miałabym zbankrutować to i tak zrobię wszystko, by Anne wróciła w pełni do zdrowia. Jeśli jednak nie daj Boże coś poszłoby nie tak, to nie dam nikomu zabrać Harley'a. Wychowam go jak własnego syna i będę kochać  najbardziej na świecie.

Powrót Bohaterów cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz