Rozdział 4

4.1K 280 45
                                    

Stałam na balkonie ubrana w piżamę. Tak w listopadzie stoję w krótkich spodenkach i koszulce na powietrzu i jakby tego było mało, zaczyna padać śnieg. Balkon jest jednak zabudowany po bokach więc nie wieje. Temperatura jakoś mi nie przeszkadza. Wyszłam naprawdę na chwilę, posłuchać szumu oceanu i popatrzeć jak księżyc się w nim odbija. Tęskniłam również za tym widokiem i dźwiękiem, nie tylko za normalnym jedzeniem. Poza tym wdychając świeże powietrze, uspokajam się wewnętrznie. Ten balkon i mała plaża na dole, to moje dwie oazy spokoju, w których jestem naprawdę sama z własnymi myślami. Mogę tu w spokoju pomyśleć i wyciszyć się. Nagle poczułam jak ktoś zakłada mi na ramiona szary, puchaty koc. Otulam się nim, a potem Tony podaje mi kubek z herbatą.
- Dziękuję. - Powiedziałam cicho, a potem spojrzałam na pływający w parującej cieczy, plasterek cytryny. Między nami zapanowała głucha cisza cisza. Nie patrzyłam na Tony'ego, ale byłam pewna, że wsadził ręce do kieszeni czarnych dresów. Zawsze tak robił kiedy się denerwował. Musiał wziąć prysznic na dole, ponieważ miał na sobie czarną bokserkę oraz te spodnie , w których zawsze spał. Lubiłam go w tym komplecie, zawsze wyglądał cholernie seksownie.
- Przepraszam. - Powiedział po chwili, a ja spojrzałam na niego czule. Patrzył gdzieś w ocean.
- Ja też. - Spojrzał na mnie przepraszająco, a potem przytulił lekko, uważając na herbatę. Pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się automatycznie. 

- Co ty tu właściwie robisz? Przeziębisz się. Miałaś teraz na siebie uważać. - Zbeształ mnie, a ja napiłam się herbaty.

- Wiem, chodź. Zimno tu. - Złapałam go za dłoń i pociągnęłam do środka. Weszliśmy, a on zamknął drzwi tarasowe. Złożyłam koc w kostkę i położyłam go na skórzanym fotelu.
- Idziesz już spać? - spytał mnie, a ja odwróciłam się, marszcząc brwi.
- No tak. A ty niby nie?
- Wiesz mam sporo pracy. - Odwrócił ode mnie wzrok, drapiąc się po karku. Westchnęłam słysząc jego słowa.
- Tony proszę cię. Chodź spać ze mną. Nie było mnie miesiąc. Powinieneś odespać to całe siedzenie w szpitalu. Rozumiem, że musisz budować, ale nie rób tego w nocy. I nie zrozum mnie źle, ale po prostu martwię się o ciebie i nie chce spać każdej nocy sama, zwłaszcza teraz po całej tej sytuacji. Do tej pory widzę tą cholerną fabrykę, przerażonego Harley'a i wylatujący w powietrze parking. - Starałam się mówić jak najbardziej delikatnie, aby znowu na niego nie najechać. Pod koniec jednak miałam wrażenie, że zaraz głos zacznie mi się załamywać, na samą myśl o tamtym strasznym wydarzeniu. Tony podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku.
- Jarvis pogaś światła na dole, włącz blokady oraz alarmy.
- Dobrze Sir. - Słysząc rozkaz Tony'ego uśmiechnęłam się szeroko.
- No maleńka chodź spać. Późno już. - Odkleiłam się od niego i podeszłam do łóżka. Odchyliłam pościel i wpakowałam się pod nią. Własne łóżko jest o wiele lepsze niż szpitalne. Wygodniejsze, większe i jeszcze nie pachnie środkami czystości tylko Tonym. On również zajął swoją połówkę łóżka, tą od strony drzwi. Sprawdziłam jeszcze ekran telefonu i odłożyłam go z powrotem na szafkę nocną. Tony przyciągnął mnie do siebie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Rękę zaś umiejscowiłam na jego torsie.
- Jedźmy na te wakacje. - Powiedziałam po chwili, a on uniósł lekko głowę by lepiej mnie widzieć.
- Mówisz serio?
- Tak, ale dopiero na okres świąt i sylwester.
- Jasne. Powiedz tylko gdzie chcesz jechać.
- Gdzieś gdzie jest ciepło, resztę zostawiam tobie.
- Aria.. - Powiedział cicho moje imię, a ja spojrzałam na niego pytająco.
- Tak?
- Weźmy ślub w Boże Narodzenie. - Powiedział,  nagle patrząc w sufit. Zerwałam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Zatkało mnie, po prostu mnie zatkało. Myślałam, że on będzie odkładał ślub, a on chce go przyspieszyć.
- Mówisz serio? - spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. - Spojrzał na mnie czekoladowymi tęczówkami, a ja czułam jak szczęście rozrywa mnie od środka

 - Tak! Jasne! Święta będą idealne! Co cię jednak skłoniło do wybrania tak bliskiej daty? - patrzyłam na niego pytająco, a on cicho westchnął. Zaczął gładzić dłonią moje przedramię.

- Po prostu kiedy patrzyłem na ciebie w tym szpitalu z myślą, że możesz się nie obudzić. Że już nigdy nie usłyszę twojego śmiechu czy marudzenia, albo co gorsza nie zasnę i nie obudzę się już nigdy przy tobie, dotarło do mnie jak cholernie dużo dla mnie znaczysz. Chcę żebyś już zawsze była moja i aby wszyscy o tym wiedzieli. Zwłaszcza ten facet z recepcji firmy, zawsze pożera cię wzrokiem i trochę tego nie rozumiem, bo przecież i tak nie ma ze mną najmniejszych szans. - Tony mówiąc to wszystko patrzył się gdzieś w przestrzeń. gestykulując jedną ręką. Ja natomiast patrzyłam się na niego czuło z lekkim uśmiechem. Spojrzał na mnie dopiero mówiąc ostatnie zdanie. Robił przy tym te swoje dziwne miny, a ja zaśmiałam się z jego wygłupów.
- Od kiedy z ciebie taki romantyk?
- Od urodzenia skarbie. - Prychnęłam słysząc jego słowa.
- Nie w tym wcieleniu Romeo.
- Co za blask strzelił tam z okna! - Tony poderwał się wystawiając jedną rękę w stronę okna z bardzo efektownym wyrazem twarzy.  - Zaczęłam się śmiać widząc jak ten robi z siebie pajaca.
- Cicho Julka psujesz mi scenę. - Zbeształ mnie, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Tony wyglądał przekomicznie z tą jego przejęta miną perfekcyjnego aktora. Złapałam go za wystawioną teatralnie rękę i opuściłam ją.
- Chodź spać, jutro będziesz się wygłupiać. - Kiedy spotkałam się z jego wzrokiem widziałam w nim małego, zagubionego chłopca, który potrzebuje kogoś, kto poda mu rękę i wskaże odpowiednią drogę. Chcę abym to ja była tą osobą. Chcę móc do końca życia troszczyć się o niego, być przy nim i podnosić kiedy on potknie się i upadnie.
- Ar, zostań jutro w domu. - Powiedział to tym swoim błagalnym tonem i użył doskonale wszystkim znanej miny zbitego psa..
- Tony, ale..
- Ze mną. Ja też zostanę. Wyłączę telefon jeśli chcesz. - Po raz kolejny mnie zdziwił i do tego znowu pozytywnie. Nie powiem, jego propozycja była kusząca. Nie pamiętam kiedy ostatni raz spędziliśmy cały dzień sam na sam na luzie.
- Tylko ty i ja? - uniosłam zadziornie jedną brew do góry, a on przytaknął.
-Dokładnie, spędzimy ten dzień tylko we dwoje. Możemy zostać w domu, albo jechać na zakupy, możemy też lecieć na przykład do Miami.
- Dobrze, w takim razie niech będzie, a teraz chodź już spać. - Cmoknęłam go przelotnie w usta i położyłam się z powrotem na miejscu. Kiedy on zdobił to samo, wtuliłam się w jego tors. Objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
- Dobranoc maleńka.
- Dobranoc. - Ziewnęłam ospale i jeszcze bardziej wtuliłam się w jego bok, czując się w końcu w pełni bezpiecznie.

Więc ja może powiem co u  mnie. Wróciłam tu szybciej niż sądziłam, ale to dlatego, że operacja, która wypadła totalnie z dupy, udała się, dziadek po mimo naprawdę pięknego wieku czuje się bardzo dobrze i do piątku wyjdzie do domu :D Jestem więc spokojna i wracam do rzeczywistości. Dziękuję wszystkim za wsparcie, jesteście cudowni. Od razu mówię, że następny rozdział będzie naprawdę chujowy, więc nacieszcie się tym. Myślę, że jeszcze następne będą o wiele lepsze ;) Jeśli ktoś ma gify/zdjęcia Roberta, niech mi wyśle. W moim opisie jest link do grupy na fb, na której mnie znajdziecie ;)

Powrót Bohaterów cz.IIWhere stories live. Discover now