Rozdział 27

2.3K 172 26
                                    

Las Vegas, czyli inaczej Miasto Grzechu, Hazardu lub Drugich Szans. Wszędzie pełno świateł, muzyki i rozrywki trwającej do białego rana. Panowie pod krawatami grają zawzięcie w pokera, a skaczące obok nich damy na szpilkach śmieją się zalotnie na wieść o kolejnej wygranej, wybranej przez nich ofiary. Czym dla mnie jest Las Vegas?
- Jeszcze jeden! - Tony postawił na barze szklankę po whisky, prawie ja rozbijając. Barman przytaknął i zaczął spełniać jego prośbę. No właśnie, tym dla mnie jest Las Vegas. Tony, alkohol i przepraszanie ludzi za jego zachowanie.
Kiedy barman postawił przed nim szklankę z alkoholem, ten pochłonął trunek w błyskawicznym tempie.
- Jeszcze je...!
- Temu panu już dziękujemy! - zabrałam Tony'emu szklankę z ręki i oddał delikatnie facetowi za barem. Tony obrócił się w moją stronę na stołku obrotowym. Spojrzał na mnie pytająco, lekko się chwiejąc.
- A to czemu? Nie jestem pijany.
- Nie chce cię taszczyć na plecach do pokoju. Pij ale z umiarem. - Przeczesałam palcami jego włosy a on oparł głowę o moje piersi. Cmoknęłam go w czubek głowy i zaczęłam głaskać po policzku. Nagle podniósł się z krzesła i wziął mnie za rękę.
- Masz rację, wracajmy do pokoju, jestem zmęczony. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie, co odwzajemniłam. Zaczęliśmy przeciskać się przez tłum, kierując  w stronę głównego holu. Odetchnęłam w głębi duszy na wieść, że ten wieczór się kończy. Jedyne o czym marzę to ciepła kąpiel, łóżko i sen.
- Oo albo tu! - Tony ucieszył się na widok stołu z ruletką. Pociągnął mnie tam zadowolony niczym dziecko. Oczy zaświeciły mu się niczym brylant na mojej szyi. Jeknęłam zrozpaczona na ten widok. A niech to! Nie wyjedziemy stąd do rana.
- Aria tylko raz!

- Panie Stark kolejna wygrana.
- Boże ile jeszcze? - Powiedziałam sama do siebie siedząc na krześle i obserwując grę mojego narzeczonego. Raz przerodził się w dziesięć razy, a moje zmęczenie sięga juz zenitu. Czuję, że zaraz usnę tu na siedząco. Tony jednak za dobrze się bawił, żeby teraz przerwać grę. Tym bardziej, że miał wyjątkowo dobrą passe. Pierwszy raz odkąd pamiętam nie przegrał prawie nic.
- Przepraszam, czy mogę się przysiąść? - usłyszałam męski głos nad sobą. Uniosłam głowę wyżej i spojrzałam na bruneta w średnim wieku. Nie przypominam sobie, żebym gdzieś go wcześniej widziała. Był ubrany oczywiście w garnitur, lekki zarost pokrywał jego kwadratowa szczękę. Włosy miał starannie zaczesane do tyłu.
- Tak proszę - odpowiedziałam miło. Było mi naprawdę wszystko jedno czy będzie siedział ktoś koło mnie czy nie. Mam nadzieję, że nie zacznie tylko mnie zagadywać. Nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Dziękuję. Miło mi, jestem Stanley Adams. - Wyciągnął w moją stronę dłoń. Jezu tylko nie to. Spojrzałam na niego z niechęcią i tak samo niechętnie podałam mu dłoń, a on ją pocałował. Niech ktoś mnie stąd zabierze.
- Ariana Dejvies - rzuciłam oschle i znów zaczęłam oglądać poczynania Starka. Chciałam iść już spać, ale to nie znaczyło, że mu nie kibicowałam. Cieszyłam się tym, iż dobrze się bawi.
- Bardzo się cieszę, że mogłem Panią poznać. Jestem właścicielem firmy Buisness International. Próbowałem umówić się z Panią na spotkanie i to wielokrotnie, ale sekretarka mówiła, że ma pani napięty grafik. Chciałem wyjść z propozycją współpracy. - Kolejny gość, który próbuje wybić się na współpracy z kimś znanym. Nie ma mowy. Nie będę robić sobie dodatkowej roboty tylko po to, żeby facet bił na naszej firmie miliony.
- Również mi miło, ale nie jestem zainteresowana żadną współpracą. - Ucięłam mając nadzieję, że facet da sobie spokój. Ten natomiast objął mnie nie ręką i nachylił się w moją stronę. Nie powiem, bo czułam się cholernie niezręcznie. Facet był stanowczo za blisko mnie.
- A może omówilibyśmy to na kawie, drinku lub w pokoju hotelowym. - Wyszeptał mi do ucha, lekko je przygryzając. Moje ciało przeszła fala obrzydzenia i zażenowania.
- Nie dziękuję. - Podniosłam się szybko, wypatrując Tony'ego. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Ten cały Stanley wstał jednak za mną. Złapał mnie za rękę, uniemożliwiając mi odejście.
- Posuwa się Pan stanowczo za daleko. Proszę mnie puścić. - Szarpnęłam ręką by ją uwolnić. Jednak na próżno. Facet był silniejszy ode mnie.
- Daj spokój, tylko jedno szybkie spotkanie sam na sam. Obiecuję, że na pewno będzie przyjemnie. Nie pożałujesz. - W tamtym momencie nie wytrzymałam i wolną dłonią uderzyłam go w twarz, zostawiając mu tym samym czerwony ślad. Zdezorientowany dupek uwolnił moją dłoń, a ja odwróciłam się zrozpaczona, mając nadzieję, że znajdę Tony'ego. Nie wiem nawet kiedy zniknął mi z oczu. Nagle poczułam na swoim tyłku pieczenie i czyjąś rękę. Bezczelny oblech mnie klepnął.
- Ej! Co to ma znaczyć?! - usłyszałam głos mojego narzeczonego i podążyłam za nim wzrokiem. Szedł w naszą stronę oburzony. Złapał mnie za ramię, patrząc prosto w oczy. Było widać jak bije od niego zdenerwowanie.
- Nic takiego. - Stanley rzucił szybko, lecz Tony nadal patrzył na mnie. Czekał na odpowiedź.
- Chciał żebym się z nim przespała więc dałam mu w twarz, ale facet nie rozumie słowa "nie". - Nie wiem nawet kiedy, ale Stark odwrócił się i uderzył gościa pięścią prosto w nos. Patrzyłam na to mocno zdziwiona z szeroko otwartymi oczami.
- To też nic takiego. - Tony zwrócił się w stronę leżącego faceta z zakrwawionym nosem. Adams złapał się za bolące miejsce patrząc na nas z pogardą.
- Chodź. Nic się nie stało. - Tony objął mnie ramieniem i zaczął kierować w stronę wyjścia z sali. Jednak nagle ktoś go pociągnął do tyłu. Przewrócił się, a ja ledwo zachowałam pion. Odwróciłam się i zobaczyłam jak zbiera się z podłogi, a obok stał jego przeciwnik. Zaczęli się szarpać i uderzać nawzajem. Kiedy Tony popchnął go na stolik, który oczywiście się  połamał, tamten zaraz nie pozostawał dłużny. Nie mogłam na to patrzeć. Cała ta sytuacja była przeze mnie. To moja wina, że Tony się teraz bije z obcym typem.
Stark nagle zabrał z baru coolera na szampana, wysypał lód na podłogę, włożył go facetowi z impetem na głowę, a potem przeciągnął Adams'a bo blacie barowym, aż do samego końca aż facet z niego spadł. Nie podniósł się już, chodź próbował. Tony otarł krew z rozwalonej brwi i ust mankietem marynarki. Cała sala ucichła. Wszyscy patrzyli się na niego nie wiedząc zbytnio co tak naprawdę się stało.
- Szkody doliczcie mi do rachunku, pokryje wszystko. - Tony zwrócił się do barmana, który tylko przytaknął. Mój wybawca podszedł do mnie, pocałował w czoło i znowu objął ramieniem.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym już poszedł spać.


W końcu doczekaliście się po tak długim czasie :D Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle jak myślę :P

Powrót Bohaterów cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz