Nie jesteś sam

1.3K 65 85
                                    

OSTRZEŻENIE: Opowiadanie zawiera opisy przemocy.

Flowey zawsze nazywał Papyrusa swoim przyjacielem.

- Boisz się mnie? Przecież jestem twoim przyjacielem! – śmiał się, gdy Papyrus kulił się w splotach pnączy.

- Ooo, przyjacielu, nie płacz! – mówił łagodnie, gdy Papyrus łkał rozpaczliwie, przyciskając złamaną przez Floweya rękę do klatki piersiowej.

- Pomagam ci! Tak właśnie robią przyjaciele, prawda? – uśmiechał się radośnie, rozluźniając pnącza i pozwalając, by Papyrus uderzył mocno w ziemię, nie mając nawet czasu wyciągnąć rąk, by zamortyzować upadek.

W myślach jednak nigdy go tak nie nazywał.

Myślał o nim „moja zabawka".

Albo „moje narzędzie".

Albo „mój ulubieniec".

Lubił go – tak jak można lubić ulubioną zabawkę, szmacianą lalkę, którą można bawić się do czasu, aż się zepsuje.

Papyrus był o niebo lepszy od szmacianej lalki. Ba, był o wiele lepszy od wszystkich innych zabawek zamieszkujących Podziemie. Tamte były nudne, wszystkie zachowywały się tak samo, prędzej czy później buntowały się, sprzeciwiały, obrażały się i zamykały w sobie, a nawet zabijały się, zanim zdążyły zginąć z metaforycznej ręki Floweya.

Ale nie Papyrus.

Papyrus wybaczał. Papyrus znosił wszystko. Papyrus rozmawiał z Floweyem jak gdyby nigdy nic, nawet jeśli chwilę wcześniej cały jego umysł skupiony był na bólu miażdżonych, łamanych i roztrzaskiwanych kończyn. To nie było tak, że był bezmyślnie posłuszny – zadawał pytania. Całe mnóstwo pytań.

- Czy jesteś szczęśliwy, Flowey?

- Zrobiłem coś nie tak?

- Może mogę ci jakoś pomóc?

- Tak, możesz mi jakoś pomóc – odpowiadał wtedy Flowey, szczerząc w uśmiechu ostre zęby.

- Jak? – rozpromieniał się Papyrus, gotowy do działania, do niesienia pomocy.

- Po prostu dalej bądź moim przyjacielem, głuptasie! – śmiał się Flowey.

- Zawsze będę twoim przyjacielem! – wykrzykiwał raźno Papyrus.

Chwilę później jego czaszka była miażdżona przez ciasne sploty grubych, kolczastych pnączy, a Flowey bezrefleksyjnie przyglądał się drobinom prochu opadającym w całkowitej ciszy na śnieg.

A później wczytywał punkt zapisu.

Miał ich kilka, wybierał je w zależności od nastroju. Czasem cofał się aż do swojego pierwszego spotkania z Papyrusem, zazwyczaj jednak przenosił się do losowych etapów ich znajomości, sprawdzając wszystkie możliwości.

Co by było, gdybym zaatakował Papyrusa już po kilku dniach znajomości?

Co by było, gdybym wtedy złamał mu obie nogi?

Czy byłby przerażony, gdybym tamtego dnia zmiażdżył mu kręgosłup?

Wszystkie te pytania, próby i testy na pierwszy rzut oka zdawały się prowadzić donikąd. Flowey wykorzystywał je jako drobne rozrywki, mogące choć odrobinę uśmierzyć straszliwą nudę, która była dla niego niemal zabójcza. Bardzo szybko się nudził. Każdy jego projekt, każda nowa zabawka i każdy nowy pomysł rozpalały iskrę zainteresowania jedynie na kilka nic nieznaczących chwil, szybko jednak wyczerpywały się, stawały się przewidywalne, schematyczne. Potwierdzały, że wszystko w Podziemiu zawsze będzie takie samo, że potwory zawsze reagują tak samo na działania Floweya.

Opowiadania UndertaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz