Światło i ciemność (Sixbones)

289 31 13
                                    

Notka odautorska: Nareszcie wyrywamy się z pasma shitpostów, bo napisałam coś w miarę normalnego i poważnego. Załóżmy, że to z okazji dwóch tysięcy wyświetleń :v
Z Sixbones jest tak, że praktycznie każdy fan Undertale przynajmniej coś o tym słyszał. Jeśli nie słyszeliście - gorąco polecam. Jeżeli szukacie trochę Emocji
™, to odsyłam do, oczywiście, oyginalnego komiksu autorstwa Zarli. Jeśli życie wam niemiłe, odsyłam do comic dubów, szczególnie do tego autorstwa Man on the Internet.
Enjoy!

Zlewanie się dwóch umysłów w jeden zdeformowany twór powodowało niemal agonalny ból, jeszcze gorszy niż cierpienie, jakiego przysparzał proces amalgamacji ciał.

Wrzask Sansa niósł się po korytarzach laboratorium.

Papyrus milczał. Nic dziwnego – to on umierał, osuwał się w nicość, nieświadomie ciągnąc za sobą Sansa, którego obecność była tu niepożądana, przypadkowa, dlatego to on cierpiał najmocniej.

Nie wiadomo, ile to trwało – kilka minut, godzin, dni, tygodni?... Zdawało się trwać całą wieczność, bolesne łączenie się kości, które nigdy nie powinny się łączyć, które do siebie nie pasowały, które odmawiały połączenia się – ale amalgamacja była silniejsza, zmuszała je do tego.

Po upływie wieczności proces zakończył się.

Nie było już Sansa.

Nie było już Papyrusa.

Było... coś nowego.

Nowopowstały hybrydowy umysł obudził się do życia – i natychmiast zapanował w nim chaos.

Sans?

Papyrus?

Przez ciemną otchłań świadomości przemknęła słaba, groteskowa wiązka emocji – przerażenia, dezorientacji... ulgi.

Jesteś tu.

Jestem przy tobie.

Jesteśmy razem.

Umysł zadrżał gwałtownie.

Ale tak nie powinno być.

To jest złe.

Wszystko jest nie tak.

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

Ciemność zmieniła się w gwałtowny rozbłysk kolorów i światła, szaleństwo, panikę.

Przepraszamprzepraszamprzepraszam...

Nie chcę tego...

Pomocy!

Sans!

Papyrus!

Boli...

Ja...

Czym jest „ja"?...

My!

Bracie!

Panika ustała. Umysł uspokoił się trochę, skupił się całkowicie na ostatnim słowie.

Brat...

Sans?

Papyrus?...

Imiona odbijały się echem, z każdą chwilą coraz bardziej tracąc znaczenie.

Zresztą, czy kiedykolwiek coś znaczyły?

Teraz na pewno były puste. Zwykłe słowa.

Sans.

Opowiadania UndertaleWhere stories live. Discover now