Odludki

151 21 10
                                    

Opowiadanie o dzieciństwie Papyrusa i Undyne na prośbę InnaFifi :) Ponieważ są tutaj dziećmi, nie ma wyraźnego wątku romantycznego, zostawiłam przyszłość ich relacji do interpretacji. Mam nadzieję, że to nie problem.


Undyne siedziała naburmuszona na ławce, z całej siły kopiąc leżące na ziemi kamyki.

Odsiadywała karę. Znowu.

Prychnęła wściekle. Nauczyciele niczego nie rozumieli. Musiała skopać tyłek tamtemu dzieciakowi! Nazwał ją głupią wariatką! Nie mogła przecież na to nie zareagować.

Oczywiście ten okropny dzieciak nie miał przeciwko niej żadnych szans – natychmiast znalazł się na ziemi, przepraszając Undyne ze łzami w oczach i błagając o łaskę, podczas gdy ona uśmiechała się z satysfakcją.

Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, gdy nauczycielka złapała ją mocno za ramię i zganiła ją za „karygodne zachowanie". Na nic zdało się wyjaśnianie sytuacji. Nauczycielka była nieugięta i Undyne musiała się poddać. Nie mogła przecież skopać tyłka nauczycielce, choć była to bardzo, bardzo kusząca wizja.

Teraz była tutaj, na samotnej ławce na samym skraju placu zabaw, i mogła tylko patrzeć, jak inne dzieci ganiają się w kółko, rozmawiają lub bawią się.

Westchnęła. Nudziła się niemiłosiernie, prawa noga zaczęła jej się trząść. Zawsze tak się działo, gdy nie było niczego do roboty. Całe jej ciało domagało się ruchu, aktywności, szaleństwa. Nie bezczynności.

- Cześć, Undyne!

Uniosła wzrok i ujrzała małego szkieleta, który stał kilka kroków dalej, patrząc na nią z uśmiechem.

- Cześć, Papyrus – mruknęła.

Papyrus był jej rywalem. Nie takim oficjalnym. Tylko ona o tym wiedziała. Ścigała się z nim po cichu, zawsze starała się być od niego lepsza, mądrzejsza, szybsza. Papyrus o tym nie wiedział, a nawet jeśli wiedział, nie dawał tego po sobie poznać.

W ogóle wielu rzeczy nie dawał po sobie poznać. Był wiecznie radosny i pełen entuzjazmu, a przecież niemożliwym było, by ktoś był taki przez cały czas. Nie w podstawówce. Podstawówka to była poważna sprawa.

- Co się stało? – zapytał teraz Papyrus, siadając na ławce obok Undyne.

- Mam karę – wymamrotała ponuro, zastanawiając się, dlaczego, u licha, on z nią rozmawia. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, właściwie...

Właściwie Papyrus niemal zawsze siedział sam, trzymał się na boku.

Jak Undyne.

- Och. Za co?

- Spuściłam łomot tamtemu dzieciakowi. – Ruchem głowy wskazała na Madjicka, który siedział obok nauczycielki, przytrzymując przy głowie worek z lodem.

Papyrus wydawał się zdumiony.

- Dlaczego?

- Bo nazwał mnie głupią wariatką. – Nie wiedziała, czemu mu to mówi. Nawet aż tak go nie lubiła. Chyba po prostu miło było z kimś normalnie porozmawiać, zwłaszcza że zwykle do komunikacji używała pięści.

- To niemiłe! – stwierdził Papyrus, znów patrząc na pokrzywdzonego, tym razem ze zdegustowaniem. – Nie powinien mówić o tobie takich rzeczy!

- No wiem! – ożywiła się, zadowolona, że ktoś podziela jej zdanie.

- Ale nie powinnaś go za to bić.

Jej entuzjazm natychmiast się ulotnił, jakby ktoś przekłuł balon.

- Zasłużył na to.

- Może i tak – przyznał ostrożnie Papyrus. – Ale zobacz, teraz to ty masz karę, a on nie.

- Przynajmniej mu dokopałam. – Wzruszyła ramionami.

- Niepotrzebnie.

- Ej! – powiedziała ostro, piorunując go wzrokiem. – Przyszedłeś tu, żeby mnie jeszcze bardziej poniżyć?!

- Nie! – odparł natychmiast.

- To po co tu przyszedłeś?

- Wyglądałaś, jakbyś była smutna – wyjaśnił.

Zupełnie ją zatkało.

- Co ty, głupi jesteś? – rzuciła oschle. – Nie jestem smutna.

- Nie jestem głupi! Tak jak ty nie jesteś głupia!

- Czy ja wiem? Może on ma rację. Może jestem głupią wariatką.

- Nie, nie jesteś! – odpowiedział surowo Papyrus. – Jesteś bardzo mądra! I silna! Bardzo cię podziwiam.

- Naprawdę? – Spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Aha! – Z entuzjazmem pokiwał głową. – Jesteś niesamowita! I nie powinnaś się przejmować tym, co powiedział tamten Madjick, bo przecież sama wiesz, że to nieprawda!

Nie mogła się powstrzymać – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

- Dziękuję – powiedziała, czując, jak uchodzi z niej napięcie skumulowane od rana. – I ty też jesteś naprawdę wspaniały!

W jego oczodołach zobaczyła blask czystego szczęścia, co sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Może on miał rację. Może skopywanie wszystkim tyłków nie było tak potrzebne, jak sądziła.

Może powinna zacząć szukać przyjaciół, zamiast przysparzać sobie wrogów.

Może powinna zakończyć cichą rywalizację i spróbować zaprzyjaźnić się z tym małym szkieletem, który był wobec niej miły jak nikt wcześniej.

- Hej, Papyrus – zaczęła niepewnie. – Może pobawimy się razem, jak skończy mi się kara?

- O-o rajciu! – wykrzyknął, podskakując z zaskoczenia. – Bardzo chętnie, Undyne!

Później musiał iść – nauczycielka wyznawała zasadę, że kara powinna zostać odbyta w samotności. Gdy Papyrus odchodził, Undyne patrzyła za nim, wciąż uśmiechając się bezwiednie.

Nawet nie zwróciła uwagi na to, że jej noga przestała się trząść.

Opowiadania UndertaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz