Nie poddawaj się - 1/4

674 48 52
                                    

<przydługi_wstęp>

Poniższe opowiadanie jest zdecydowanie jednym z najdziwniejszych okazów w mojej radosnej twórczości. Jest też dobitnym dowodem na to, że jestem w planowaniu mojej pisaniny tak dobra jak Mettaton w otwieraniu drzwi, prawda.

Zacznijmy od tego, że poniższe opowiadanie miało w ogóle nie powstać.

Mam aktualnie naprawdę sporo pomysłów na opowiadania, większość skupia się na różnych neutralnych zakończeniach i relacjach między postaciami, o których w grze było powiedziane bardzo niewiele. Szybko jednak okazało się, że "Nie poddawaj się" musi, po prostu musi powstać, z tego prostego powodu, że potrzebowałam tego opowiadania. Naprawdę.

Kiedy już dotarło do mnie, że opowiadanie powstanie, stwierdziłam, że zapewne będzie z tego ot, kolejny one-shot na jakieś dziesięć stron. No niestety. Wyszła kobyła, która aktualnie ma stron dwadzieścia jeden i jeszcze około dziesięć nadejdzie.

Pomyliłam się również co do czasu, jaki na to opowiadanie przeznaczę - kilka godzin zmieniło się w kilka dni dodawania, kasowania i przestawiania fragmentów, co właściwie nadal trwa. Widoczne tutaj kilkanaście stron to jedyna część, która jest już w swojej finalnej, gotowej do wstawienia formie.

OSTRZEŻENIE: Przedstawiony tutaj wizerunek Sansa bardzo mocno odbiega od wizerunku uwielbianego przez fandom, czyli wyluzowanego, badassowego gościa rzucającego co chwilę "YOU'RE GONNA HAVE A BAD TIME" i "GEEEETTT DUNKED ON!". Wielu osobom może nie spodobać się jego osobowość i zachowanie w opowiadaniu, więc po prostu wolę ostrzec. Zachowania innych postaci również mogą się wydać trochę ooc, ale to akurat wynik sytuacji w fabule. Co do innych ostrzeżeń: pojawiają się wzmianki o samobójstwie.

</przydługi_wstęp>


Wydajesz się jakiś nieobecny, Sans.

Wszystko w porządku?

Ostatnio zachowujesz się... dziwnie.

No dalej, uśmiechnij się!

Rany, ale z ciebie ponurak...

Zacisnął mocno powieki i skulił się na łóżku, naciągając kołdrę na głowę. Słowa jego przyjaciół, znajomych, a nawet przypadkowych ludzi i potworów wciąż dźwięczały mu w głowie.

Wszyscy widzieli, że coś było nie tak.

Wyszli na powierzchnię, byli szczęśliwi, celebrowali każdy nowy dzień, każdy wschód i zachód słońca, zachwycali się gwiazdami na niebie, zaprzyjaźniali się z ludźmi, poznawali ich kulturę... A Sans nie był w stanie się tym cieszyć.

Uwielbiał powierzchnię. Każdej nocy spędzał długie godziny przy oknie, po prostu patrząc w niebo, nie mogąc uwierzyć, że nareszcie widzi coś innego niż sklepienie Podziemia. Chodził z Papyrusem na spacery, czytał z Toriel, wymieniał się naukowymi nowinkami z Alphys i pomagał Frisk w lekcjach. Żył normalnie, może nawet całkiem dobrze.

Problem w tym, że nie potrafił czerpać z tego radości.

Patrzył na roześmiane twarze i błyszczące entuzjazmem oczy swoich przyjaciół i odnosił wrażenie, że oni wszyscy wsiedli do pociągu, na który on się spóźnił. Został na peronie, jego dusza pozostała w Podziemiu, a on sam jeszcze nigdy nie czuł się tak pusty.

- Sans?

Papyrus wszedł do pokoju, przez dłuższą chwilę milczał. Sans nie odezwał się ani słowem, odwrócony twarzą do ściany.

Opowiadania UndertaleOnde histórias criam vida. Descubra agora