Lekcje EDB nie poszły na marne (Papyton, Human AU)

303 30 16
                                    

Notka odautorska: Ponieważ sprawdzian z romantyzmu zniszczył mi mózg i złamał serce, w ramach autoterapii piszę sobie bezmyślny, głupiutki fluff (lub coś fluffo-podobnego). Pozbawiony głębi i sensu, choć w zasadzie jakąś funkcję spełnia - małymi kroczkami staram się zarysować charaktery poszczególnych postaci w wersjach ludzkich, przemycając przy tym jak najwięcej moich, zazwyczaj idiotycznych, headcanonów ^^
Opowiadanko poniższe jest rozszerzeniem "Krzyku w pustce", dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach tam opisanych.
Tekst na początku pochodzi z piosenki "Agony" z musicalu "Into the Woods", tłumaczenie Studia Accantus.
I to chyba tyle. Traktujcie to jako wypełniacz.
Enjoy!

Moja królewna jest w wieży zamknięta, więc tonę we łzach... - wymamrotał śpiewnie Mettaton, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w trzymany w dłoni spięty byle jak plik kartek. Zatrzymał się w ostatniej chwili, by uniknąć zderzenia ze ścianą, odwrócił się na pięcie i znów ruszył przed siebie, przez całą długość salonu. – Ona beztrosko wciąż czesze swe włosy, śpiewając to swoje lalala... - Przesunął wzrok niżej, do refrenu, zatrzymał się raptownie, odchrząknął. – Bracie móóój! - zaśpiewał głośno. – Cierpię bardziej niż tyyy! Jak uwolnić ją z wieży mam, skoro nie ma tam drzwi-

Jak na zawołanie rozległo się pukanie do jego własnych drzwi. Mettaton zamarł, wytrącony z rytmu. Westchnął z irytacją, odrzucił scenariusz na pobliski stolik do kawy i poszedł otworzyć.

- Cholera, czy naprawdę wszyscy muszą mi przery... - urwał gwałtownie, gdy uchylił drzwi i zobaczył Papyrusa, który z jakiegoś powodu wydawał się mniejszy niż zwykle. Jakby uszła z niego cała pewność siebie. – Papy, co ty tu ro... - znów nie dokończył, bo jego uwagę przykuło coś innego. Papyrus z całej siły zaciskał palce na swojej prawej ręce, a na szarym wcześniej rękawie kurtki widniały drobne szkarłatne plamki. – O mój Boże, co ci się stało?!

- To nic takiego – odpowiedział natychmiast Papyrus. – Tylko się zadrapałem, ale kiedy szedłem do domu, to z jakiegoś powodu zaczęło krwawić. I to dość mocno.

- Wchodź do środka, skarbie. Już.

- To naprawdę nic takiego – powtórzył. – Po prostu nie chciałem, żeby Sans to zobaczył, więc... uch... masz może jakąś wodę utlenioną? I bandaże? – Wszedł do mieszkania, spojrzał z niepokojem na puchaty biały dywan w salonie. – Może jednak zostanę na korytarzu?

- Nie! Chodź do łazienki, mam tam apteczkę. A jak coś zaplamisz, nie martw się. Jestem aktorem, nie takie plamy już spierałem.

-=-

- Metta, mogę cię o coś zapytać?

- Jasne, skarbie.

- Dlaczego masz fotel w łazience?

Mettaton parsknął śmiechem, przeglądając zawartość białej szafki.

- Zdziwiłbyś się, jak wiele zastosowań może mieć fotel w łazience, Papy. Można na przykład rzucić na niego brudne ubrania. – Papyrus wzdrygnął się i posłał mu znaczące spojrzenie. – No co?

- Nieważne – parsknął tamten i wrócił do prób zmycia choć części krwi z rękawa kurtki.

- Aaa, czekaj, chyba wiem, o co chodzi! – wykrzyknął Mettaton, nareszcie wyjmując z szafki wodę utlenioną i bandaż. Z rozmachem zamknął drzwiczki i odwrócił się do Papyrusa. – O te brudne ubrania... które leżą na tym fotelu, czasem przez kilka dni. – Podszedł bliżej, powolnym, drapieżnym krokiem. – A wiesz co? – wyszeptał, przybliżając twarz do ucha pochylonego nad umywalką Papyrusa. – Czasem nawet przez tydzień. – Papyrus skrzywił się, Mettaton roześmiał się i objął go delikatnie. –Tylko żartuję, mój ty perfekcyjny panie domu.

Opowiadania UndertaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz