Idealnie nieidealni (Papyton, Human AU)

352 30 70
                                    

Wiecie, co jest ogromną zaletą pisania? To, że kiedy mam doła i problemy z samooceną, mogę to przelać na postacie fikcyjne. Najlepiej OTP.
Zatem oto opowiadanie o Papyrusie i Mettatonie pocieszających się nawzajem w najgorszych chwilach - bo uznałam zwierzanie się ze swoich słabości za ważny krok w ich związku, w dodatku to dobry pretekst, żeby opisać ich różne sposoby przeżywania trudnych momentów ^^
Fragment śpiewany przez Papyrusa pochodzi z musicalu "Heathers", z piosenki "Meant to be yours". Przepraszam wszystkich, którzy nie są musicalowymi nerdami, nie mogłam się powstrzymać :v
(Do sensownej fabuły tego AU wrócę, poniższe opko to tylko odskocznia)
Enjoy!

- Brachu, jeśli nie masz zamiaru odbierać tego telefonu, to chociaż go wycisz – rzucił Sans. Rozciągnięty na kanapie Papyrus spojrzał na niego pustym wzrokiem, westchnął ciężko, sięgnął po telefon i wyłączył dźwięk. Znów oparł się wygodnie i zamknął oczy. – Wiesz, że on tak łatwo nie odpuści, prawda? Dzwonił już jakieś dwadzieścia razy.

- Trzydzieści jeden – mruknął Papyrus.

- No właśnie. Jest jeszcze bardziej zawzięty niż Undyne. – Sans wpatrywał się w rozświetlony wyświetlacz telefonu. Kolejne połączenie. – Rozumiem, dlaczego to robisz, ale on w końcu tu przyjdzie. Myślisz, że stać nas na kolejną wymianę drzwi? – Papyrus mimowolnie parsknął śmiechem. Sans też się uśmiechnął, ale szybko spoważniał. – Słuchaj, Paps, żaden ze mnie psycholog, ale może powinieneś po prostu mu to wyjaśnić?

- Nie ma nic do wyjaśniania – powiedział szybko Papyrus.

- Niby nic, a nie jesteś w stanie nawet odebrać telefonu.

Papyrus tylko prychnął w odpowiedzi i wbił wzrok w sufit.

- Mówiłem ci milion razy, że to normalne, Paps, i że nie musisz się tak przejmować. On naprawdę cię za to nie znienawidzi. Po prostu odbierz ten telefon albo...

Przerwał mu natarczywy dzwonek do drzwi, powtórzony kilka razy. Bracia drgnęli niespokojnie, Papyrus usiadł gwałtownie na kanapie, na jego twarzy pojawił się wyraz paniki. Sans spojrzał na niego, uniósł brwi i uśmiechnął się ze zmęczeniem.

- To co? Ty uciekasz do pokoju, a ja mówię, że nie ma cię w domu i zapomniałeś telefonu? Jak zwykle?

Papyrus zawahał się, skrzywił, wyraźnie ze sobą walczył. Podskoczył, gdy znów usłyszał dzwonek, jeszcze głośniejszy niż wcześniej. Spojrzał w stronę drzwi z wyrazem kompletnego zagubienia, w końcu westchnął cicho.

- Otworzę – wymamrotał.

- Rany, brachu, jestem z ciebie dumny! – powiedział Sans, poklepując go po ramieniu. – To ja spadam.

Natychmiast zniknął za drzwiami swojej sypialni, zostawiając Papyrusa sam na sam z dzwonkiem, który brzmiał, jakby miał odejść z tego świata od zbyt mocnego przyciskania.

Papyrus z ociąganiem wstał z kanapy, podszedł do drzwi, otworzył je powoli, próbując jak najszybciej przywołać na twarz swój zwykły uśmiech.

- O mój Boże, ty żyjesz! – usłyszał tylko, zanim został prawie zmiażdżony w uścisku.

- Tak, uch... przepraszam – mruknął, przytłoczony nagłą świadomością, że naprawdę będzie musiał się wytłumaczyć.

Co go nakłoniło do otworzenia tych przeklętych drzwi?

- Dzwoniłem do ciebie z trzydzieści razy!

- Telefon mi się rozładował, Metta.

- Byliśmy umówieni! Rozładowany telefon nie sprawia, że automatycznie zapominasz o spotkaniu, prawda? – syknął Mettaton. – Zwłaszcza, że kto jak kto, ale ty nigdy o niczym nie zapomniałeś!

Opowiadania UndertaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz