Rozdział 4

5.2K 551 105
                                    

-Okej. Czyli ze byliśmy razem? -Już niczego nie byłam pewna.

-Żabciu, nie byliśmy tylko jesteśmy. -Spojrzał mi głęboko w oczy. Jeżeli byłaby to miłość mojego życia to chyba w tym momencie powinny obudzić się moje szare komórki...  -Chodź przejdziemy się.

Udaliśmy się w stronę mola. Nie wiedziałam co mam mówić. O co pytać. Przecież nie pamiętam go. Wysoki, ciemny blondyn, ciemne oczy. Przypomina mi kogoś, ale dam sobie rękę uciąć ze widzę go pierwszy raz. Chcąc zachować pozory, starałam się nie panikowac,  jednak reka w kieszeni mocno trzymała gaz pieprzowy.

-Chcesz może mnie o coś zapytać?

-Jak się poznaliśmy?

-Byłaś z przyjaciółmi w klubie Barbados. Zauważyłem Cię przy barze i poprostu zagadałem. -Uśmiechnął się jakby wygrał milion z totka. Zaraz, zaraz... Barbados? Na zdjęciu Wiktoria trzymała szklankę z logo klubu. Byłam w tym klubie! Może faktycznie to prawda. Muszę spotkać się z przyjaciółką i przycisnąć siostrę.

-Taka miłość od pierwszego wejrzenia ta? -Chciałam podtrzymać rozmowę aby dowiedzieć się jak najwięcej jednak mimo świeżego powierza, zapach jego perfum przyprawial mnie o mdłości.

Na deptaku byliśmy my, jakaś zakochana para i dziewczyna z psem, która najbardziej przykula moja uwagę. Rozmawiała przez telefon, cały czas patrząc w moim kierunku. Niestety nie słyszałam co mówi.

Od Rafała dowiedziałam się paru rzeczy, niestety mało co się pokrywalo z tym co mówili rodzice. I nagle mnie olśniło.

-Pokaż mi swoją prawą dłoń.
-Spojrzal jak na wiariatke i zaczął się śmiać.

-Co Cię tak śmieszy?

-Po co mi moja ręka? -Idiota...

-Dobra nie ważne. -Jego pech bo szłam po prawej stronie, a zadzwonił mu telefon, który jak się okazało miał właśnie w tej prawej kieszeni.

-Nie ma korony... - Wyszeptałam w sumie sama do siebie, gdy był pogrążony rozmowa.

-Mówiłaś coś?

-Nie, nie. Coś się stało? -Jego wyraz twarzy nie był zadowalający.

-Coś mi wyskoczylo. Chodź zabieram Cię na przejażdżkę. Może wtedy sobie przypomnisz.

Nie jedź!

Posłucham sumienia.

-Dzięki, ale będę już wracać do domu. Późno już a rodzice się pewnie martwią.

-Daj spokój. Pół godziny i wracamy. Uwielbiałaś jeździć ze mną -Nie odpuszczał.

-Nie, nie chce jechać.

W tym momencie chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę scigacza.

-Zostaw mnie! -Szarpalismy się, kiedy kątem oka zauważyłam dziewczynę z psem idącą w naszym kierunku.

-Szarpie ją. Zrozumiałam. Czekam.

Powiedziała do telefonu, który szybko wsadziła do kieszeni.

-O ile się nie mylę to ta dziewczyna nie ma zamiaru z Tobą jechać...

-Lepiej pilnuj własnego noska laluniu.

Próbowałam się wyrwać, był silny.

-Chłopcze... Nie będę się powtarzać... -Dziewczyna była nie ugieta. Będę jej wdzięczna do końca życia.

-Spierdalaj szmato! - Rafał krzyknął po czym dziewczyna nie wiem skąd wyjela pistolet.

-Puść ją. -Powiedziała spokojnie celujac w niego. Długo nie czekał. Pchnął mnie w stronę dlugowlosej i uciekł w stronę motoru.

-Nic Ci nie jest?

-O matko! Nie! Dziękuję! Dziękuję za pomoc.

-Nie ma za co. Musisz uważać na takich psycholi.

-On twierdzi że jest moim narzeczonym. Jestem po wypadku mam zanik pamięci. -Rozplakalam się jak małe dziecko. W ogóle co ja robię. Zwierzam się obcej osobie w dodatku z pisoletem.

-Spokojnie. Napewno wszystko będzie dobrze. Podrzucić Cię do domu? -była taka miła i troskliwa.

-Dziękuję. Jestem autem.

-To chodź. Odprowadze Cię chociaż. -Odparła z usmiechem.

-Tak w ogóle to Natalia jestem. -Wyatawilam rękę w jej kierunku.

-Oliwia, miło mi...

Księżniczka nie zna ŁobuzaWhere stories live. Discover now