Kapitel 1.

4.5K 165 31
                                    

Każdy kolejny dzień mógłby być lepszy gdyby nie ta szkoła. Siedem godzin siedzenia w klasach i tylko jedna wuefu. Niemieckie szkoły są jednak dziwne i nie do zrozumienia. A no tak... Nie przedstawiłam się. Nazywam się Karolina. Karolina Lewandowska. Pochodzę z Zakopanego lecz od trzech lat mieszkam w Monachium i tutaj kończę swoje nauczenie. Ładna nie jestem co świadczy moje nastawienie do otoczenia. Mam swoją grupkę przyjaciół ale nie ufam im wystarczająco aby powierzyć im swoje sekrety. Odkąd dołączyłam do szkoły to dołączyłam również do szkolnego klubu sportowego.

Chciałabym poopowiadać wam trochę dłużej , ale niestety szkoła. Dopakowałam ostatnie zeszyty i wyszłam z domu , żegnając się z mamą krótkim 'Cześć'. Od ponad roku mam prawo jazdy ale rzadko z niego korzystam. Po prostu mówiąc szczerze boje się wpaść gdzieś do rowu. Szkołę a mój dom dzieliło jedynie dwa kilometry. Dla mnie było to po prostu niczym. W ciągu piętnastu minut doszłam na miejsce. Pomimo ujemnej temperatury tłumy ludzi spędzali ostatnie minuty na boisku przed szkołą. Współczuję im , naprawdę. Jedynej osoby której mi w tym momencie nie jest żal , to Andreasa. Typowy szkolny dupek , a zarazem brat mojej przyjaciółki. Nie przepadamy za sobą , ale szczególnie dla Julii staramy się zachowywać normalnie.

- Szukasz przyjaciół ? – spytał blondyn podbiegając do mnie.

- Słyszałam , że ostatnio zaliczyłeś Suzy , dobra jest ?

Takie teksty zawsze na niego działają. Andreas na imprezach to nie Andreas i tego najbardziej się wstydzi. Kiedy tylko weszłam do środka po całym korytarzu zabrzmiał dzwonek symbolizując początek lekcji. Przebrałam szybko buty , odłożyłam kurtkę i pobiegłam na koniec korytarza do Sali 69. Na szczęście zdążyłam w porę i tym razem nie otrzymałam kary.

Całą lekcję chemii przemilczałam gdyż nienawidziłam tej baby i wolałam mieć z nią święty spokój.

- Karolina , zostań po lekcji. – powiedziała kiedy sekundy dzieliły mnie od drzwi. Nie miałam pojęcia o co chodzi i moje serce biło jak oszalałe. Pani Meyer to najgroźniejsza nauczycielka na całej uczelni.

- Coś się stało proszę pani ? – spytałam podchodząc do jej biurka.

- Chciałabym abyś moja droga pomogła pewnemu chłopakowi z ostatniej klasy.

- Ale oni mają przecież inne tematy. – powiedziałam szybko.

- Tak , ale z tego co wiem ty już to w Polsce miałaś. Tak więc proszę cię abyś mu pomogła. Jeszcze dziś się do ciebie zgłosi , a teraz do widzenia.

No super. Nie dość , że moi przyjaciele narzekają na mój brak czasu to jeszcze mam uczyć jakieś niedoedukowane dziecko z ostatniej klasy... Świetnie. Ten dzień zapowiada się naprawdę nie źle.

Lekcje mijały w zawrotnym tempie z czego naprawdę się cieszyłam. Dziś kończyłam lekcję wcześniej , ale musiałam czekać na mojego 'ucznia'. Nie wiedziałam o nim kompletnie nic , ale przecież rozkazu pani Meyer się nie lekceważy. Po godzinie czasu siedzenie w bibliotece w końcu się pojawił. Wysoki blondyn , o nieziemsko denerwującym uśmiechu. – Wellinger.

- I jest moja nauczycielka. – zaśmiał się chociaż nie było z czego. Zabrałam swoje rzeczy i bez słowa ruszyłam w kierunku szatni a później domu. Blondyneczka ani trochę nie zwalniała tempa.

Z Andreasem nie lubiliśmy się już na początku. On nie lubił przyjezdnych , a ja nie lubiłam jego stereotypowych zachowań. Z tego co słyszałam to nigdy , jak to można nazwać ... Nie puszczał się. Imprezował , jak każdy nastolatek ale nie sypiał z przypadkowymi dziewczynami. Nigdy się tym nie interesowałam , ale kiedy tak o tym myślę to robi się to obrzydliwe. Przecież przez takie coś można złapać jakiegoś syfa! Bleee...

Dwadzieścia minut. – dokładnie tyle musiałam znieść jego bezczelne patrzenie się na mój tyłek. Ale nareszcie doszliśmy do mojego domu. Nikogo nie było w domu prócz mojego piętnastoletniego brata – Kuby. On i tak żyje w połowie. Od 7:30 do 13:30 żyje w szkole , a od 13:55 do 23:00 żyje w świecie gry.

Nie wypadało mi ugościć Andreasa w swoim pokoju bo tam przeszło wieeeeelkie tornado tylko usiedliśmy w salonie i od razu wzięliśmy się za tą nieszczęsną chemię. Blondyn był totalnie zielony w te klocki. Nie umiał kompletnie nic. Zrobiło mi się go nawet trochę szkoda.

Freunde || A.WellingerKde žijí příběhy. Začni objevovat