Kapitel 52

1.1K 85 4
                                    

Wczorajszy prolog wygrał Kamil z dużą przewagą nad drugim Stjernenm i trzecim Wellingerem. Cieszył się jak małe dziecko , ale dobrze wiedział , że aby być na podium musi wygrać konkurs.

Od rana była straszna zawierucha. Co prawda nie sypał śnieg , ale wiało jak cholera. Wszyscy byli nastawieni na taką pogodę i od samego ranka ciężko trenowali. Ja nie chciałam nikomu przeszkadzać więc kiedy tylko nadarzyła się okazja , cichaczem zwiałam. Tułałam się po mieście bez celu. Nie mogłam zapanować nad swoim zachowaniem. Z jednej strony chciałam tam wrócić i po prostu tam być , ale zaś z drugiej nie chciałam spotkać Andreasa. Coś... Coś mnie do niego raziło. Przechadzając się w śród tych wszystkich sklepów dostrzegłam jeden. Był taki... wyjątkowy ? Nie był to sklep typowo z ubraniami czy też spożywczy. Był to sklep z pamiątkami. Skusiłam się i weszłam do środka. Było tutaj wszystko. Figurki , obrazy , szaliki dopingujące reprezentację Norwegii , magnesy. Jednak mi w oczy rzuciła się jedna rzecz. Był to foto-obraz. Byłam na nim ja i cała reprezentacja Norwegii. Pamiętam ten moment. Było to we Wiśle. Robiłam sobie zdjęcie z Forfangiem , a później jakoś tak wyszło , że dołączyli wszyscy. Spodobało mi się ten obraz więc postanowiłam go kupić. Był on nieco za duży więc poprosiłam o mniejszą wersję. Pani sprzedająca ciągle się do mnie uśmiechała , ale nie powiedziała wprost o co chodzi. Czy naprawdę ludzie nie umieją wyrazić swoich chęci ? Nie umieją mówić ?

Ty tez nie umiesz.

Po wyjściu ze sklepu nie chciałam jeszcze wracać na skocznię. Podobało mi się tu , co u mnie jest rzadkością. Jedyne miejsce które lubię , cenię to mój dom w Zakopanem. Tam czuję się najlepiej. Mój nabytek wpakowałam do mojego czarnego plecaczka z vans'a i ruszyłam dalej. W 'centrum' Trondheim przeważają sklepy i kawiarenki. Trudno jest znaleźć miejsce , które nie jest związane z modą czy kawą. Jednak prócz sklepów , miasto ma swoje uroki. Najbardziej spodobał mi się park połączony z przystanią. Było tu magicznie...

Przysiadłam na jednej z nieośnieżonych ławeczek i zaczęłam przeglądać zdjęcia , które udało mi się dziś zrobić. Naprawdę gdybym mogła zostałabym w tym miejscu na dłużej. Nadszedł taki czas , kiedy Kamil dostał magicznego olśnienia i nagle sobie o mnie przypomniał. Oznaczało to , że w trybie natychmiastowym muszę wrócić. Zrobiłam ostatnie zdjęcie portu i wróciłam na skocznię. Widocznie sporo czas mnie nie było , gdyż kiedy tylko weszłam na teren obiektu można było zauważyć ten natłok skoczków w kombinezonach. Gdy się tak rozglądałam poczułam lekkie szarpnięcie. Byłam pewna , że to Kamil więc krzyczałam na niego w naszym ojczystym języku. Niestety myliłam się.

- Gdzieś ty była ?! – zapytał rozzłoszczony Wellinger. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nawet kiedy wlałam do jego plecaka jogurt , którego tak bardzo nienawidzi.

- Puszczaj mnie. – syknęłam wyrywając mu się. Był naprawdę zły. Przeskanowałam go szybko wzrokiem i uciekłam. Wbiegając do domku Polaków , rzuciłam swój plecak w kąt i usiadłam na jednym z foteli. Nie miałam czasu na analizę tego co się przed chwilą stało gdyż do środka weszli skoczkowie zawzięcie o czymś dyskutując.

- No nareszcie przyszłaś! – powiedział radośnie Kamil.

Freunde || A.WellingerOù les histoires vivent. Découvrez maintenant