Kapitel 61

1.1K 75 4
                                    

Byłam wściekła na mojego kuzyna i rodziców , za to , że wysłali mnie na drugi koniec Niemiec. Równie dobrze mogłabym pojechać do Polski i tam na pewno czułabym się lepiej. Kołnierz i gips to nie najlepsi towarzysze do snu. Robert osobiście odwiózł mnie do samego Dortmundu , twierdząc , że woli mieć pewność , że nic mi nie jest. Czasami mam wrażenie , że to Robert jest moim ojcem , a ten drugi to mój kuzyn.

- Dzięki , ale sama bym sobie poradziła. – burknęłam wysiadając z samochodu , gdy podjechaliśmy na podjazd wielkiego domu Piszczków.

- Oj nie dąsaj się. – powiedział Robert podając mi moja torbę z ciuchami. – To tylko na kilka dni.

Pożegnałam się z moim kuzynem i ruszyłam do drzwi. Gdy miałam już wcisnąć dzwonek , drzwi automatycznie się otworzyły.

- Witaj Łukaszku. – zaśmiałam się widząc blondyna. Wchodząc do środka przywitałam się również z żoną Łukasza – Ewą i ich córką , - Sarą. Mała naprawdę odziedziczyła urodę po swoim ojcu. Chociaż tak naprawdę nie wiem czy kiedyś Ewa była blondynką. Mogła się przefarbować i ja o tym nie wiem. Szatynka pokazała mi mój pokój i dała czas abym mogła się rozpakować. Było mi to wszystko obojętne , ale nie chciałam zrobić ze siebie ofiary losu. Rozpakowałam się , przebrałam i zeszłam na dół. Już na schodach czuć było aromatyczny zapach spaghetti.

- Ale ładnie pachnie!

Po obiedzie , który przygotowała Ewa postanowiłam pospacerować po mieście. W kołnierzu i w gipsie wyglądam jakbym spadła z trzeciego piętra , ale skoro mam tutaj mieszkać kilka dni to warto te dni wykorzystać. Gdy byłam tutaj na turnieju , nie miałam tyle czasu. Mała dziewczynka bardzo chciała iść ze mną , więc musiałam obiecać Łukaszowi i Ewie , że nie spuszczę jej z oka. Będzie bardzo trudno bo jest ona o wiele niższa ode mnie , a mi trudno jest spojrzeć na dół... Dziewczynka szybko ubrała swoje różowo – białe buciki i czekała na mnie przy bramie. Ustaliłyśmy , że to ona oprowadzi mnie po mieście. Złapałam jej małą rączkę i razem szłyśmy ulicami Dortmundu. Ludzie , którzy nas mijali patrzyli na mnie ze współczuciem. Czułam ,że gdzieś tak któryś z tych ludzi pomyślał sobie 'Ale ją ten facet załatwił'.

- Ciociu , a pójdziemy na ten duży stadion ? – spytała mała blondynka. Signal Iduna Park to jeden z niewielu obiektów , który jest otwarty na treningi. Łukasz wspominał , że dzisiaj mają trening więc razem z Sarą obrałyśmy nowy kurs. Na stadion weszłyśmy bez żadnego problemu , ale tylko dzięki dziewczynce. Gdybym przyszła sama , ochroniarz pewnie by mnie nie wpuścił. Usiadłyśmy na trybunach i obserwowałyśmy piłkarzy , którzy trenowali przed kolejnym meczem. W grupie piłkarzy dostrzegłam Piszczka , który kiedy tylko nas zauważył zaczął do nas machać. Poznałam również Aubamayanga i Bartrę. Ci dwaj ciągle mi się przyglądali i nie wyglądali na szczęśliwych , a przecież podobno umiem rozweselać ludzi nawet nic nie mówiąc.

- Ja chcę do taty! – jęczała blondynka wiercąc się na swoim miejscu. Tak , irytowało mnie to więc zabrałam dziewczynkę za rękę i zeszłam z nią na murawę. Ochroniarze próbowali nam to utrudnić , ale ich okrzyczałam.

- Odwal się koleś. – warknęłam. – Nie widzisz idioto , że dziecko chce iść do swojego taty ?!

Po naszej stronie stanął trener Tuchel. Doskonale znał dziewczynkę i pozwolił nam wejść na boisko. Sara , gdy jej buty dotknęły murawy od razu pobiegła do Łukasza.

- A tobie co się stało , jeśli można wiedzieć ? – spytał pewien chłopak. Wysoki , umięśniony blondyn , z błękitnymi oczami i cudownych dołeczkach.

- Wypadek w parku. – uśmiechnęłam się.

- Erik jestem.

- Karolina , miło mi cię poznać.

Z Durm'em miło spędziłam trening. Był nie wiele ode mnie starszy i szybko złapaliśmy kontakt. Był miły i zabawny , ale i poważny. Takie idealne połączenie. Polubiłam go i umówiliśmy się na kolejne spotkanie.

Freunde || A.WellingerWhere stories live. Discover now