Kapitel 4.

1.9K 121 20
                                    

Dziś od samego rana trwały przygotowania do konkursu. Biegali , krzyczeli a ja chowałam się po łazienkach. Jest dopiero siódma rano a oni już biegają! Przeliczyłam się co do fajnie spędzonych chwil. Niestety musiałam dotrzymać Polakom towarzystwa. Przebrałam się , trochę pomalowałam i poszłam na śniadanie. Jestem wielkim fan wszystkiego co można zjeść i jestem w stanie rozpoznać wszystkie kuchnie. Nasze śniadanie to była jedna wielka komplikacja. Mieszanka kuchni Europejskiej i wegetariańskiej oraz elementy kuchni Marokańskiej . Było całkiem smaczne i to się teraz liczyło.

Po śniadaniu pojechaliśmy pod skocznię. Każda reprezentacja miała swoje pomieszczenie i tam rozpakowaliśmy wszystkie rzeczy a w sumie to chłopaki bo ja wolałam się trochę porozglądać. Ruka to śliczne miejsce.

Polacy bardzo długo się rozgrzewali a ja razem z nimi tylko , że mentalnie. Kiedy oni sobie ćwiczyli , ja przeglądałam 'internety'. Moi przyjaciele nie źle świrowali. Luna myślała ,że na serio umarłam po tej imprezie. Ona jest naprawdę dziwna!

Chwilę temu zaczęła się seria próbna. Nigdy nie interesowałam się sportami zimowymi ale ta sytuacja może się jeszcze zmienić. W końcu całkiem dużo przystojniaków tutaj jest...

Zarówno seria próbna jak i kwalifikacje było całkiem udane dla Polaków. Przynajmniej tak mi się zdaje. Pierwsza seria nie była już tak dobra a druga to była porażka. Dużo upadków i w tym Polaków. Kamil po upadku zajął odległe 22 miejsce , Dawid 23 , Janek i reszta jeszcze dalsze. Dzisiejsze zawody wygrał Słoweniec – Domen. Jednak nie to mnie interesowało. Bardziej niż wygrana i pozycje moich rodaków interesował mnie Andreas. On również się nie popisał , ale wydawało się , że był szczęśliwy.

- Jesteś na dalekim miejscu , więc z czego się tak cieszysz ? – spytałam tuż po zakończonym konkursie.

- Bo widzisz Kaja... - zaczął. – Albo nie ważne.

- Ej no powiedz! – oburzyłam się. Denerwuje mnie jak ktoś zaczyna i za luj nie chce dokończyć.

- Po prostu cieszę się , że nie wydarzyła się sytuacja sprzed trzech lat. – powiedział odchodząc.

Nie do końca zrozumiałam o co mu chodzi. Jaka sytuacja ? Z reguły jestem bardzo obiektywną osobą ale ta sprawa nie dawała mi spokoju. Postanowiłam zapytać o to Kamila. Mój kuzyn chętnie mi o wszystkim opowiedział i nie wiem co było tutaj takiego strasznego. Upadek ? Jest ich milion. Fakt , było niebezpiecznie ale nie warto tego rozpamiętywać.

Długo jeszcze pozostaliśmy na skoczni. Wywiady , a później jeszcze musieliśmy spakować poniektóre rzeczy. Te najbardziej wartościowe. Świetnie się przy tym bawiliśmy i tu nie ma żadnych wątpliwości ,że Polacy to najlepsi ludzie na świecie. Kiedy się tak 'bawiliśmy' dostałam wiadomość od nieznanego numeru.

Nieznany: Hejka

Ja: Nie , nie znamy się.

Nieznany: To ja głupolu! Andreas!

Ja: Wellinger ? A skąd ty masz mój numer ?

Nieznany: Ukradłem Julii , ale mniejsza... Słyszałem , że bardzo lubisz gry.

Ja: Nie zaprzeczam , a o co chodzi ?

Nieznany: Zagrajmy więc w pewną grę. Prawmy sobie komplementy , udawajmy kłótnie , rozmawiajmy ze sobą często , każdego ranka mówmy sobie „dzień dobry" , a wieczorem „dobranoc" , chodźmy na wspólne spacery , wymyślmy sobie przezwiska , przy ludziach wysyłajmy jasne sygnały , że coś jest na rzeczy , umawiajmy się na randki , wspierajmy się i przytulajmy się. Ten , kto się pierwszy zakocha PRZEGRYWA. Wchodzisz ?

Ja: Wchodzę.

Freunde || A.WellingerWhere stories live. Discover now