Kapitel 38

1.1K 87 4
                                    

Pogoda chyba nie lubi skoków. Wczoraj jeszcze świeciło słońcem , a dziś śnieżna zamieć i ostry wiatr. Tak jest przez wszystkie zawody. Skoczkom nie przeszkadzała taka pogoda , a właściwie nie mogła bo nie mieli nic do powiedzenia. Niektórym nie było na rękę skakanie w takich warunkach , ale cóż innego mogli zrobić ?

- Jesteście niesamowici , wierzę w was. – powiedziałam kiedy zawodnicy przygotowywali się do konkursu. Było mi ich szkoda , ale mus to mus.

W czasie kwalifikacji siedziałam w szatni Polaków. Było tu ciepło , mogłam sobie wypić gorącą herbatę i pooglądać japońską telewizję. Nudziło mi się i ruszyłam na skocznię. Nie było tłumów jak to bywa w zwyczaju w Polce a wręcz przeciwnie. Skocznia świeciła pustkami. Ale komu by się chciało lecieć tyle kilometrów aby zobaczyć skakajców , jak i tak wiadomo , że wygra któryś Polak ? Dobra , ewentualnie Wellinger bądź Kraft.

Podczas konkursu Kamil poległ na całej linii , ale za to Maciek pokazał jak skaczą prawdziwe kocury. Tylko Peter Prevc był od niego ciut lepszy , ale ten popisał się 143 metrowym skokiem. Druga seria była walką między Maćkiem a Peterem. Inni tracili do nich zdecydowanie za dużo , nie wspominając już o Kamilu... Ostatecznie oby dwaj mężczyźni zajęli pierwsze podium , a tuż za nimi uplasowali się Wellinger i Krafti.

Było mi szkoda Kamila. Wiedziałam jak mu zależało na tej wygranej , ale jak nie dziś to jutro. Największe gratki poleciały do Maćka. Pomimo swojego młodego wieku , mniejszego doświadczenia to poradził sobie znakomicie. Udowodnił , że należy mu się tytuł zawodowca.

Późnym popołudniem , zaraz po konkursie mieliśmy czas aby się zregenerować. Właściwie to skoczkowie mieli , a ja skorzystałam z okazji. Ćwiczyliśmy na siłowni wygłupiając się przy tym. Atmosfera była świetna , dopóki nie zauważyłam chodzącego Andreasa. Niby nic w tym dziwnego bo chodzić każdy może ale on chodził i zawzięcie z kimś pisał ciągle się uśmiechając. Nie byłam zazdrosna , ale denerwowało mnie jego zachowanie.

- O cześć Karolina. – powiedział. Tak , zauważył mnie po dobrych pięciu minutach.

- Nie przeszkadzaj sobie. Są przecież ludzie ważniejsi niż ja. – fuknęłam kierując się w stronę wyjścia.

- To do później! – usłyszałam jeszcze jego krzyk. No chyba nie. Szłam do hotelu , ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Wolałam pójść do parku , który był tuż nie daleko i tam przeklinać w myślach Wellingera. Daję rękę uciąć , że pisał z jakąś 'nową naiwną' dziewczyną , a mną chciał się tylko zabawić. Przeliczyłam się co do niego. Ale czym ja się przyjmuje ? To tylko gra i nie powinnam się nim przejmować. To jego życie.

Tak ? To dlaczego tak zareagowałaś ? Nie wmawiaj , że ci na nim nie zależy.

Freunde || A.WellingerOù les histoires vivent. Découvrez maintenant