50."Zayn, błagam puść mnie."

5K 339 23
                                    

Praca w kancelarii nie ma określonych godzin. Każdego dnia wracam do swojego mieszkania o innej porze. Zazwyczaj jest to zależne od liczby obowiązków, których jestem zmuszona wykonać. Dzisiaj mimo późnej pory siedzę w swoim biurze i nadrabiam zaległości. Dawno nie przesiedziałam tutaj tyle czasu tutaj w ciągu jednego dnia.

Jest prawie godzina dziewiętnasta, a ja nadal zajmuję się swoimi sprawami. Mam już trochę dość, ale naprawdę muszę skończyć to dzisiaj. Nie mam jakoś ochoty robić sobie jeszcze więcej zaległości. Ten nieporządek, który mam teraz, w zupełności mi wystarczy.

Układam właśnie segregatory na swoim miejscu, kiedy drzwi do mojego biura otwierają się z hukiem. Spokojnie odwracam się w ich stronę, otwieram lekko buzię i nieruchomieję. Zayn stoi przede mną. Nie umiem odczytać jego emocji, wygląda jakby był trochę zły lub zawiedziony.

Całkowicie zapomniałam o tej randce.

- Czyli jednak chcesz, żebym zabrał cię siłą? - pyta, wchodząc do pomieszczenia. Uśmiecha się do mnie ironicznie i siada na jednym z foteli. Nie spuszcza ze mnie wzroku przez cały czas, na co przewracam oczami, a następnie powracam do swoich obowiązków. Naprawdę mocno staram się go ignorować. Ale on zbyt bardzo mi się przygląda, co naprawdę zaczyna mnie irytować.

Niech przestanie. Nie dość, że jestem zirytowana to trochę onieśmielona, bo on naprawdę dokładnie skanuje każdy mój ruch.

- Teraz masz zamiar znowu mnie ignorować? - zadaje kolejne pytanie, kiedy zauważa, że na tamto nie mam zamiaru mu odpowiedzieć.

- Mam dużo pracy. – odpowiadam mu z nadzieją, że sobie pójdzie. To nie tak, że nie chcę z nim nigdzie wyjść, ale naprawdę potrzebuję skończyć to wszystko dzisiaj. Mam szczerą nadzieję, że mi dzisiaj odpuści i zaproponuje, abyśmy spotkali się jutro lub kiedykolwiek indziej. Ale Zayn nie rusza się ze swojego miejsca. Serio siedzi sztywno, zupełnie jakby się zamyślił.

- Prawie jest mi przykro, ale niestety wszystko mam już zaplanowane i albo ty ruszysz swój tyłek do wyjścia, albo osobiście cię zaniosę. Na dole nadal kręcą się twoi pracownicy. Jak myślisz, jakie plotki chodziłyby potem na temat ich kochanej szefowej?

- Po pierwsze oni nie są moimi pracownikami, a ja nie jestem ich szefową, przynajmniej jeszcze. Po drugie naprawdę muszę to skończyć. – tłumaczę mu spokojnie. Nadal mnie nie zdenerwował i wątpię, żeby to zrobił. W sumie jestem trochę ciekawa dalszego przebiegu całej tej akcji.

Zayn powolnie staje ze swojego miejsca. Cały czas nie spuszcza ze mnie swojego wzroku, co coraz bardziej zaczyna mnie krępować. Podchodzi do mnie na tyle blisko, że jakby zrobił jeszcze jeden krok czubki naszych butów prawdopodobnie stykałyby się. Dzięki moim szpilkom nasze oczy są teraz na równi. Mój oddech staje się głębszy, a serce zaczyna bić jak głupie.

- Zostaw resztę na następny dzień.

- Nie możemy odłożyć tej randki na jutro?

- Nie, nie możemy. Więc łaskawie rusz dupę. – odpowiada i mimo że wydaje się nadal być spokojny. Wiem, że zaczyna tracić swoją cierpliwość.

- Więc ty teraz łaskawie poczekaj aż skończę swoją pracę i pójdziemy. – mówię i odwracam się, aby skończyć moją robotę. Ale nie zdążam nawet nic zrobić, kiedy ręka Zayna obraca mnie w swoim kierunku. Patrzę na niego z nieporozumieniem. Malik przewraca oczami, po czym kuca przy mnie i przerzuca sobie przez ramię. Piszczę głośno na jego ruch.

- Zayn, błagam puść mnie. – proszę go, na co nie reaguje i idzie ze mną do wyjścia. – Weź chociaż moją torebkę. – dodaję, gdy wiem, że nie ma najmniejszego zamiaru spełnić mojej poprzedniej prośby. Zayn cofa się ze mną przewieszoną przez ramię, jego ręka na szczęście jest dokładnie pod moim tyłkiem. Czuję się jak worek ziemniaków. Mam ochotę zacząć kopać go swoimi nogami, ale wtedy spadłby by mi szpilki, a on zapewne, by ich nie wziął.

- Puścisz mnie teraz? Nie ucieknę. – zapewniam go, gdy już znajdujemy się w windzie. Zayn wzdycha, ale spełnia moją prośbę. Oddycham z ulgą, gdy czuję grunt pod stopami. Patrzę na Malika morderczo, na co uśmiecha się pod nosem.

- Teraz grzecznie wsiądziesz do mojego samochodu, razem pojedziemy do twojego mieszkania, abyś mogła się przebrać i potem pojedziemy na randkę. – tłumaczy mi Zayn, przez co czuję się trochę jak małe dziecko. Umiem się zachować, nie musi mi mówić, co mam robić.

- Nie ma sprawy. – uśmiecham się do niego sztucznie.

- Grzeczna dziewczynka.

- Powiedz tak jeszcze raz, a przysięgam, że wybiję ci zęby. – ostrzegam go, na co zaczyna się śmiać. Tak naprawdę głośno. Przewracam oczami na jego wybuch śmiechu.

- Z całym szacunkiem, ale nie boję się ciebie. Jesteś za delikatna. – oznajmia. Przysuwa się do mnie, obejmuję mnie ramieniem i całuje w policzek.

Jego gest sprawia, że rumienię się. To było coś, czego się nie spodziewałam. Moje policzki teraz mnie palą, a ja sama czuję się naprawdę dobrze. 

To zdecydowanie było świetne i wywołało we mnie emocje, których zdecydowanie nie powinno.

Zaczynamy maraton, który będzie bardzo krótki. W tym tygodniu naprawdę dużo się działo i byłam prawie ciągle zabiegana.  Do tego jestem po nieprzespanej nocy i na kacu, ale w końcu wam obiecałam więc dodaję.

Mam też dla was propozycję. Dodam wam dzisiaj jeszcze jeden rozdział, bo więcej nie mam i trzeci musiałabym dopiero pisać. Ale za to będziecie dostawać codziennie do czwartku rozdziały. Napiszcie, czy może być.

I pewnie nie zauważyliście, ale lawyer było na trzecim miejscu w fanfiction. Za co bardzo wam dziękuję.

lawyer 》Zayn MalikWhere stories live. Discover now