DEADVOCATIO

259 9 2
                                    


         Ryo obudził się nagle. Sen urwał się zupełnie, a chłopak usiadł i złapał za głowę. Wstrzymał oddech, a ból rozprzestrzenił się pomiędzy wszystkimi neuronami w jego mózgu. Poczuł, że coś wżarło się z korę mózgową i zaprzestało dalszych procesów myślowych, kładąc nacisk tylko na ten jeden aspekt.

To stało się. Nie umiem tego zrobić. Sen zaprzepaścił wszystko...

— Co robisz? — pokój przeciął ostry głos jego starszego brata. Ryo wydał z siebie zduszony okrzyk i położył z powrotem do łóżka. Brat zdążył za to włączyć nocną lampkę. Ciemność zniknęła w pokoju.

— Ryo, co robiłeś? — zapytał Ienishi. Chłopak schował natychmiast twarz pod cienką pościelą i wstrzymał oddech. Brat nie odpuścił.

— Powiesz mi, czy nie? Mam iść po rodziców? — zagroził. Podziałało to jak dźwięk alarmu na młodszego z braci.

— Nie! Nie idź po nich! Jest druga w nocy! — wyszeptał jękliwie. Ienishi usiadł na łóżku z niezadowoloną miną.

— Gadasz przez sen, kretynie. Nie mogę przez ciebie spać.

— Nie kazałem ci mieć pokoju ze mną.

— A matka kazała ci się leczyć, kretynie! — syknął starszy i wcisnął kapcie na stopy. Ryo zawołał jego imię z przerażeniem.

— Nie idź po nich! Ie, błagam, nie idź nigdzie!

— Tak? — zagrzmiał z irytacją Ienishi. — Zamknij się więc i pozwól mi zasnąć, albo wynoś się z tego pokoju do salonu! Nie pojedziesz ze mną jutro z rodzicami, a będziesz siedział tu jak zwykle na dupie!

— Chciałbyś... — warknął Ryo. Pozbierał się z łóżka, ubrał na siebie leżącą na podłodze bluzę i wyszedł w trybie natychmiastowym z pokoju brata, choć od ostatnich dwóch tygodni dzielili go razem. Zasunął za sobą drzwi i wymruczał pod nosem wszystkie znane mu przekleństwa. Czując, że złość narastała w jego ciele, zacisnął pięści.

— Tak nie może być... — wymamrotał. Powstrzymał się od głośnego tupnięcia nogą, bowiem jego rodzice spali snem sprawiedliwego w pokoju obok. Minął z gniewem w oczach drzwi od pokoju dziennego, gdzie oboje spali na rozkładanym tapczanie, a sam przemieścił się w kierunku drzwi na balkon. Bez przeszkód otworzył je i wyszedł na zewnątrz.

Ujrzał ciemny widok śpiącego miasta Urahoro w podprefekturze Tokachi, gdzieś na końcu Hokkaido, na skraju świata. Uważał, że nie dawało się mieszkać dalej od centrum cywilizacji, lecz na pocieszenie, zawsze przychodziło mu wspomnienie o posiadaniu jedynego dobrego wynalazku, jaki udał się człowiekowi od XIX wieku. Był nim internet.

Ryo korzystał z niego nieustannie, przeglądając setki stron dziennie na ekranie smartfona. Dostarczały mu tak nieskończoną ilość informacji, które mógł zweryfikować w wielu źródłach. Internet dawał mu właśnie to, czego potrzebował zawsze — wybór. Decyzja o tym, czego potrzebował, co mógł zredukować, a co odrzucił kompletnie sprawiała, że nie mógł oderwać się od korzystania z największego wynalazku ludzkości. Nie mógł, ale też i nie chciał. Nie czerpał radości z oglądania siedzących na marnych rentach rodziców, którzy od czasu do czasu zajęli się drobnymi usługami porządkowymi dla niewielu firm pojawiających się w Obihiro. Kiedy nie pracowali, oddawali się swojemu najukochańszemu zajęciu, jakim było siedzenie przed telewizorem w pozycji horyzontalnej, z oczami na wpół przymkniętymi. Robili to zawsze, kiedy wracał ze szkoły, dlatego Ryo wybrał dosyć radykalne wyjście. Pod takim względem ocenili je rodzice, gdyż dla chłopaka było to jego osobiste, największe osiągnięcie życiowe. Rzucił szkołę. Najpierw sporadycznie. Kilka nieobecności nie robiło nikomu różnicy. Potem więcej, jeszcze więcej. W końcu skończyło się na tym, że dotarł do szkoły średniej niższego stopnia. Wszyscy jego rówieśnicy z wypiekami na twarzy przystąpili do egzaminów wstępnych do kōtōgakkō, podczas gdy on postanowił, aby odpocząć od tego. Pamiętał, że rodzicie zrzędzili. Zawsze tak robili, ale w tym okresie dokonywali tego z silnym natężeniem. Choć rodziców mógł znieść, gorzej było z Ienishim.

NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now