THECA

103 8 0
                                    

         Noc zdawała się być cicha jak nigdy wcześniej. Ryo spędził kolejną noc na balkonie, wodząc oczami po gwieździstym niebie, tonąc w rozmyśleniach. Głowa bolała go nad ranem, jednak w chwili nadejścia mroku wszelki ból ustał. Chłopak spojrzał na dłoń z jego imieniem. Czarne znaki rozmazały się nieco na krawędzi, dlatego przed wyjściem na dwór poprawił je w łazience. Ienishi oraz rodzice spali niczym kamienne pomniki, a chrapanie ojca wdało się w senną dyskusję z odgłosami wydawanymi przez brata. Ryo wiedział, że nie było sposobu, aby zasnął w takich warunkach. Nie było żadnych szans, aby mógł spokojnie zostać tu do rana.

Podjąłem kolejną decyzję — pomyślał. O ile rzucenie szkoły opłacało się, siedzenie przez trzy lata w domu wariatów przestało sprawiać mu radość. Miarka się przebrała, a Ryo zrozumiał, że i tak mierzyła za wysoko. Postanowił iść o krok dalej.

Spakował pod nieobecność Ienishego swoje rzeczy, ułożył w plecaku i schował go pod ubraniami. Rodzice nie zauważyli niczego, dlatego miał ich z głowy. Gorzej miało się jednak z jego bratem. Wyszedł gdzieś ze swoimi kumplami, wracając do domu przed pierwszą w nocy. Ryo siedział wtedy z telefonem w dłoni na korytarzu, pisząc z nieznajomymi. Wystraszyli się nawzajem na swój widok, z czego starszy przegonił młodszego przekleństwami. Wszedł do pokoju, położył na łóżku jak kłoda i zasnął snem sprawiedliwego. Ryo wiedział, że pił, gdyż po alkoholu Ienishi chrapał jak stary traktor.

— Kretyn — stwierdził. Został więc przez kolejne godziny na balkonie, pisząc i wpatrując się w gwiazdy.

Czas decyzji nadszedł nad ranem, kiedy od strony wschodu, na niebie pojawiły się pierwsze przebłyski dnia. Ryo zakończył wszelkie rozmowy przez internet, odłączył telefon od powerbanka i powstał. Ujrzał większe pasma światła, powoli przeganiające czerń nocy.

Dowidzenia — pożegnał się z tym widokiem w myślach. Schował telefon do kieszeni, wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi.

W mieszkaniu panowała głucha cisza, jakby wszyscy mieszkańcy zamarli na jeden sygnał. Ryo wykorzystał to. Przemknął przez korytarz, skręcił w kierunku pokoju brata i wślizgnął się do środka. Plecak z rzeczami czekał na niego. Słyszał, jak krzyczy, aby go zabrać, przerzucić przez ramię i uciec jak najdalej z tego piekła. Wszystko chciało, aby Ryo odszedł.

— Co ty odpierdalasz? — padło nagle pytanie. Ryo zamarł w połowie kroku. Wstrzymał oddech, a Ienishi poruszył się niespodziewanie i usiadł. Obaj zastygli.

— Gdzie idziesz? Po co ci ten plecak? — zapytał starszy nad wyraz głośno. Ryo zaszumiało w głowie.

— Robię wam przysługę.

— Pierdolisz!

— Zamknij się — warknął Ryo i stanowczym ruchem wyciągnął plecak spod sterty ubrań. — Starzy już dawno mnie nie chcą, a ja nie pozostaję im dłużny.

— Uciekasz? — zapytał na wpół poważnie Ienishi. Jego brat wzruszył ramionami.

— Nie twoja sprawa — warknął.

— Nie wiem. Mogę zaraz zacząć krzyczeć, a stary się zbudzi i obaj będziemy mieli przesrane — powiedział starszy, a Ryo poczuł, że zrobiło mu się gorąco ze wściekłości.

— Nawet nie próbuj... Uduszę cię gołymi rękoma!

— Możesz mi zrobić inną przysługę — rzekł Ienishi nagle. Ryo zmarszczył czoło w zdziwieniu.

— Niby co takiego? — spytał podejrzliwie. Błyszczące w ciemności oczy jego brata poderwały się w górę, kiedy powstał.

— Gdzie jedziesz? — ponowił pytanie. Ryo zacisnął pięści.

— Jak najdalej od was.

— Co powiesz na stolicę? — zaproponował wtem Ienishi. Schwycił za swój telefon i rozświetlił ciasny pokój. Poczłapał do swojego biurka, wyminął brata i odszukał coś wśród niechlujnie ułożonych książek na regale. Ryo obserwował bo bardzo uważnie, dlatego zdziwił się, kiedy Ienishi wyciągnął spośród sterty papierów brązową, pogniecioną kopertę wielkości a4. Przyjrzał się jej dokładnie, zważył w dłoni i uśmiechnął. Ryo nie widział jak bardzo szeroko, bowiem ekran telefonu zgasł w tym momencie. Zaklął, a Ienishi podszedł do niego.

— Mam kumpla w Tokio, który na pewno będzie chciał to odzyskać — powiedział.

— I co to ma do rzeczy? Nie będę robił za posłańca — warknął Ryo. Ienishi wzruszył ramionami.

— Możesz, bo ta paczka dużo dla niego znaczy. Obiecał, że jeżeli dostanie ją z powrotem, zapłaci dużo kasy temu, kto mu ją wręczy — rzekł. Młodszy zdumiał się.

— I mam ci niby uwierzyć? Kretyn. Trzymałbyś coś cennego w takim syfie?!

— Może i tak — odparł Ienishi. — Obiecałem mu, że mu to odeślę wtedy, kiedy nie będzie mi to potrzebne. A skoro teraz ty postanowiłeś, że nie masz ochoty dłużej siedzieć w gniazdku, to masz. Odwieź mu to, a on zapłaci ci tyle, że będziesz w stanie wynająć coś. Ryo...

— Spadaj — warknął oniemiały chłopak. — To przesyłka dla tych twoich kumpli, co? Z yakuzy? Czy z jakiegoś innego gówna?!

— Ciszej — uspokoił go Ienishi. — To porządny gość. Nie wysyłałbym do nikogo podejrzanego swojego brata, co? Jesteśmy rodzinką, Ryo. Musisz o tym pamiętać.

Młodszy nie odpowiedział. Wymienił z nim spojrzenie, bardzo uważne i bardzo dokładne.

— Gdzie on jest? Ten twój kumpel...?

— No w Tokio, jak ci mówiłem. Ale gdzie dokładnie, tego nie wiem. Mogę ci podać jego numer telefonu. Chcesz? Odbierze, zobaczysz. Bardzo się ucieszy, jak dowie się, że mu to oddasz.

— Nie wiem — mruknął nieprzekonany Ryo. Popatrzył na kopertę, potem na swojego brata.

Duża kasa na start? I to do tego w Tokio? Do cholery, Ienishi nie wpakowałby mnie w żadne gówno! — pomyślał. Jego brat rozświetlił ponownie pokój swoim telefonem.

— To co? Mam go powiadomić?

— Jak chcesz. Ale...

— Ale co?

— Ale... — Ryo uniósł dłoń i spojrzał na swoje nazwisko wypisane na nadgarstek. — Niczego nie powiesz starym, tak?

— Oczywiście — zapewnił go Ienishi. — Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.

Ryo przyznał mu rację. Jedyny raz w życiu uznali, że mogli wspólnie wpłynąć na swoje dobro.

***

Ienishi nie pożegnał go. Oddał mu kopertę, napisał wiadomość do swojego kumpla i położył się z powrotem spać. Zanim zasnął, powiedział Ryo jeszcze o jednej sprawie.

— Musisz wiedzieć, że to, co masz w swoich rękach, to bardzo ważna rzecz dla mojego znajomego. Lepiej by było, gdybyś nie wyciągnął nic z koperty, i nie uszkodził jej jeszcze bardziej. A najlepiej, jakbyś uważał na nią jak na swój telefon. Tak będzie idealnie.

Ryo zgodził się na to. Schował kopertę pomiędzy swoje ubrania w plecaku, zapakował jeszcze kilka przydatnych rzeczy i wyszedł na korytarz. Ubrał buty, poprawił zamek przy bluzie i wyszedł cicho, niczym opuszczająca dom śmierć, dokonująca żniw pod okiem milczącego księżyca.

NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now