SPES

25 1 0
                                    

         Tenma zdawało się, że wiele spraw w jego życiu potoczyło się tak, jak powinny, pomimo mniej lub bardziej korzystnych rezultatów. Po latach zrozumiał, że uratowanie bliźniaków miało takie samo znaczenie, jak śmierć dyrektora w Düsseldorfie; jak jego poszukiwania Johana, spotkanie po latach Niny, ucieczka przed Lunge po całym terytorium Niemiec. Jak poznanie Grimmera, sekretu 511 Kinderheim i zatrzymanie masakry w Ruhenheim. Wyjazd z Lekarzami bez Granic, powrót do Niemiec, szybka, lecz przemyślana decyzja o wyznaniu swoich uczuć Ninie. Wszystko w jego przeszłości nabierało sensu z biegiem lat, układało się w całość. Tylko jedna sprawa nie pasowała do tej zgodności — Kenzo wciąż nie rozumiał, dlaczego to właśnie jego córka musiała zniknąć.

Usiadł pod ścianą w półmroku magazynu, czując, że zrobiło mu się słabo. Myślał, że ją tu znajdą. Że będzie mógł skrzyczeć ją za ukrywanie podejrzanych znajomości z nieznajomymi, a następnie, że ją przytuli. Wyszeptałby, jak bardzo się o nią martwił, że zawsze kochał i będzie kochać, że bał się. A tak, mając jedynie przenikliwie analizującego detektywa do towarzystwa, Tenma poczuł, że przegrał. Znał niezwykle dobrze smak porażki, jednak zawsze po nim nabierał pewności, że jego decyzje były słuszne. A tu? Chciał jedynie ponownie pojawić się w swoim domu, odświeżyć stare znajomości. Nigdy nie przypuszczałby, że tygodniowy wylot z Europy zakończyłby się największą porażką w jego życiu, w której ceną było życie jego córki.

— Rozchmurz się, doktorze. Dziewczyna się znajdzie — odezwał się I, badając zawartość beczek, które w rzędzie zostały ustawione pod ścianą. Oświetlał je latarką ze swojego telefonu. Tenma poczuł wtedy, że dłużej tego nie mógł znieść.

— Jak mam się, do jasnej cholery, rozchmurzyć, kiedy nie wiem, gdzie jest moja córka?! No kurwa mać — zaklął, patrząc na niego gniewnie. — Masz w ogóle pojęcie, czym jest niewiedza o stanie własnego dziecka?!

I pozostawił beczki, skupiając wzrok na doktorze. Światło skierował na posadzkę i własne stopy, aby jak najmniej drażnić swojego rozmówcę. Przełknął ślinę, zaciskając palce na obudowie telefonu.

— Nie, doktorze, ponieważ nie mam dzieci.

— No właśnie! Więc co ty możesz wiedzieć?! — syknął Tenma. I wzruszył ramionami.

— Wiem wiele, doktorze. Znam uczucie strachu, bardzo dobrze. Znam też niewyobrażalne poczucie straty po kimś bliskim — odparł szczerym, spokojnym głosem. Sprawił, że Tenma spojrzał z zaskoczeniem w jego oczy, które przerodziło się w niepokój dotyczący tego, czy aby na pewno dotarli do wspomnień, o których I chciał mówić. Detektyw, przekrzywiając nieco głowę, posłał Tenmie ciepły uśmiech.

— Bo wie doktor, a może i nie, ale nie jestem totalnym świrem, który nie miał nigdy w życiu kogoś, kto był dla mnie ważny. Oprócz mojej matki... była taka jedna osoba. Za dzieciaka wszyscy byliśmy zapatrzeni w tę osobę, chcąc być jak ona. Był wzorem, autorytetem. Kimś, kogo chciałeś naśladować. Ktoś, kogo uwagi pragnąłem najbardziej i... Tak się stało, bo dotarłem do miejsca, gdzie jestem już od wielu lat, a on... Nie ma też osoby od dziewięciu lat. Zginął przez szaleńca, którego ciało trzy lata temu znaleziono w tym magazynie. I... teraz ponownie czuję ten sam strach, którego obecność niezwykle mnie drażni. Ale cóż mogę poradzić na to, co przyniesie los? — powiedział I, uśmiechając się tak szczerze, jak nigdy wcześniej. Tenma w pierwszej chwili zaniemówił, a jego rozmówca jedynie zaśmiał się.

— Proszę się nie zastanawiać nad problemami wariatów, doktorze. Nawet tak wybitny neurochirurg jak pan, nie jest w stanie uleczyć takiej głowy, jak moja. Oczywiście, bez ujmy dla pańskich zdolności, doktorze Tenma. A teraz... — skinął na beczki — byłbym zaszczycony, gdyby mi pan pomógł w sprawdzeniu, co się w nich kryje.

NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now