J.

33 3 0
                                    

         Ciepłe promienie słońca zawędrowały w najgłębsze zakątki pokoju, wdzierając się do pokoju z życiodajną siłą. Nadały sielską atmosferę w całym pomieszczeniu, przypominając mi, jak jeszcze całkiem niedawno podobne zjawisko widziałam w swoim domu. Obudziłam się po dłuższym czasie w salonie Osamu, na kanapie, przykryta nieznacznie kocem. Noc była duszna, dlatego koc nie przydał się na wiele, a jedynie sprawił, że zaraz po wyrwaniu się ze snu, poczułam nieprzyjemnie gorąco.

Usiadłam nieśpiesznie, zastanawiając się, jak długo spałam. W pokoju gdzieś zdawało się słyszeć tykanie zegara, jednak nie miałam pewności, czy aby na pewno ze swojego umiejscowienia mogłam sprawdzić godzinę. Westchnęłam przy tym, ocierając mokre od potu czoło.

W jednej chwili coś trzasnęło na szczycie schodów. Uniosłam ze strachem wzrok, szukając źródła dźwięku. Jak się okazało, niepotrzebnie wystraszyłam się samego Osamu.

— Dzień dobry — powiedział przyjaźnie, schodząc w dół, a następnie zatrzymując się niedaleko kanapy. — Jak się spało?

— Eee... Całkiem dobrze — odparłam ze zdziwieniem. — Tylko strasznie tu gorąco.

— Przewietrzymy salon, zgoda? — zaproponował. Skinęłam głową, a on, udając się w kierunku okien, odsunął uważnie zasłony. Chwilę później, do środka wleciało rześkie, ranne powietrze, gdy Osamu otworzył okno na oścież. Wyjrzał przy tym na zewnątrz, zaczerpną tchu i powrócił do mnie z uśmiechem.

— Zapowiada się wspaniały dzień. Ach. Jesteś może głodna? Głupi ja, na pewno. Chodź, zrobię nam coś na śniadanie — rzekł, szczerząc się szeroko.

Udaliśmy się więc do kuchni, gdzie najpierw poczęstował mnie szklanką soku, a następnie poszukał w lodówce jajek. Szybko uporał się ze zrobieniem jajecznicy, grzanek i zimnego kakao. Wszystko zjedliśmy w spokoju, rozmawiając ze sobą i słuchając porannej audycji w radiu. Osamu opowiedział mi o swoich różach; jak bardzo musiał się postarać, aby zakwitły, przetrwawszy porę deszczową i falę upałów w ostatnim czasie. Wysłuchałam go z ciekawością i skupieniem, zastanawiając się, czy także umiałabym zadbać o rośliny na tyle, aby otrzymać od nich dziękczynny dar w postaci kwiatów. I dokładnie wtedy, gdy zatraciłam się w jego słowach, tak zwyczajnie kończąc śniadanie, coś niespotykanego stało się pomiędzy nami.

Osamu nagle wstał z miejsca, schował twarz w dłoniach i zapłakał z przejęciem. Zmroziło mi krew w żyłach, gdy mężczyzna nie mógł powstrzymać łez. Cóż jednak mogłam zrobić, skoro moje słowa mogli jedynie pogorszyć sytuację, której i tak nie byłam w stanie zrozumieć. Bo jak wspinanie czyjegoś nazwiska do notesu miało odebrać mu życie? Zagryzłam wargi, a mój rozmówca rozkleił się na dobre.

— Tyle czasu mu pomagałem... Nie miał gdzie żyć, gdy wyszedł z więzienia. Zaopiekowałem się nim, gdy pojawił się w Japonii... Dałem mu dach nad głową, poświęciłem własną różę. A on co? Pozwolił, aby mnie wpisać! — jęknął, drżąc na całym ciele. Poczułam nieznośny skurcz w brzuchu, bezradnie patrząc na swojego rozmówcę. Ten, powstrzymując kolejne łzy, otarł pośpiesznie twarz.

— Nie mogę mieć do ciebie pretensji, tylko do samego siebie. Za to, że pomogłem drugiej osobie — wyszeptał, ogarniając swoje włosy do tyłu.

— Ja... Na-naprawdę... nie wiem niczego... — wydusiłam z siebie. On przyznał mi rację smutnym uśmiechem.

— To jest w tym wszystkim najgorsze. Niewiedza twojego przyjaciela.

Skurcz w środku nasilił się, gdy wspominał o Ryo. Zagryzłam wargi, a Osamu zacisnął pięści ze złością.

— Myślałem, że już mnie nic nie zmusi do tego, ale... Moje życie jest warte mniej niż tego dzieciaka. Już swoje mam za uszami i nie jedną krew zmywałem z dłoni, a on... jest jeszcze niewinny — odrzekł po chwili. Rozejrzał się przy tym po kuchni, jakby wśród wypolerowanych naczyń miał znaleźć odpowiedź na trudne pytanie, co począć dalej. Przez ten czas milczałam, głowiąc się, co takiego mogło właśnie dziać się z Ryo.

NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now