ANNUNTIATIO

139 13 0
                                    

  Sprawdziłam datę w swoim telefonie. Czerwiec rozpoczął się na dobre. Do zakończenia roku szkolnego pozostało niewiele dni, dlatego pracy było co nie miara. Do podjęcia jak największego wysiłku motywowało mnie nie tylko zdanie klasy ze wzorowym świadectwem, ale prośba taty, którą złożył mi w pierwszą niedzielę czerwca.

Zasiedliśmy przy obiedzie na tarasie naszego domu. Tata skupił się na czytaniu grubego pliku z dokumentacją medyczną jednego z pacjentów, a mama poprosiła mnie, abym przyniosła dzbanek z kompotem z kuchni. Niosąc go, ostrożnie doprowadziłam do szczęśliwego finału. Nic nie zostało rozlane, wszystko pozostało w jednym kawałku. Tata uśmiechnął się szeroko na ten widok.

— Brawo, Hana. Nie ponieśliśmy żadnych strat — powiedział i odłożył dokumenty. Mama zabrała je jak najszybciej od niego, tata za to zawołał jej imię.

— Nie protestuj mi tu, panie doktorze. Pracy nie przynosimy do domu — odpowiedziała. Tata zmrużył swoje oczy w szparki.

— Oczywiście, pani mecenas. Pod warunkiem, że robisz tak samo — odparł. Podniósł się przy tym z krzesła, złapał dłonie mamy i przytrzymał tak, że nie mogła uciec przed jego uściskiem. Ona, rumieniąc się z wrażenia, przygryzła wargi z zachwytem. Patrzeli na siebie długo, sprzeczając o to, kto uśmiechał się szerzej. Stali w promieniach słońca, dlatego ich widok przyprawił mnie o dreszcze. Miękkie, ciepłe światło otuliło ich twarze, wydobywając brązową barwę z włosów ojca, z mamy zaś prawdziwe złoto. Zaczesał kilka kosmyków za jej ucho, ucałował delikatnie w czoło i wyszeptał coś tak cicho, że nie mogłam usłyszeć jego słów. Mama tylko skinęła głową i westchnęła.

— O tym pomyślimy po obiedzie, Kenzo. Teraz chodź. Wszystko nam wystygnie — powiedziała.

Zasiedliśmy przy stole, jedząc najpyszniejsze naleśniki z owocami i bitą śmietaną, pijąc kompot i czekając na deser w postaci lodów. Tata pytał mnie, co takiego działo się u mnie przez cały tydzień. Mamie także padła rola pytanego w tym specyficznie uroczym przesłuchaniu. Potem role odwróciły się. Śledcza Nina Kenzo skupiła uważny wzrok na podejrzanym, ukrywając zadowolony uśmieszek za szklanym kubkiem pełnym kompotu.

— Dieter zdzwonił do mnie wczoraj, nie wspominałem ci? — odparł posłusznie tata. Oczy mamy zabłyszczały w świetle słońca.

— I co u niego? Dawno nie odzywał się.

— Ma dużo pracy. Organizowanie pomocy humanitarnej dla uchodźców z Syrii jest zadaniem niezwykle trudnym — odpowiedział. Mama skinęła głową.

— Kto by pomyślał, że Dieter zacznie tak pracować — stwierdziła. Tata zaśmiał się rozbrajająco.

— No ja przecież, moja droga. Ach. To nic. Doktor Reichwein także przypomniał sobie o nas. Przesyła ciepłe pozdrowienia z Tajlandii. Twierdzi, że emerytura to najlepsze, co spotkało go w życiu — zdradził i porwał kawałek kiwi z lodowego deseru. — Cieszę się, że udało nam się wszystkim.

Mama przyznała mu rację. Spojrzała także na mnie, tata również. Bezsłownie uznali, że moje pojawienie się na świecie okazało się ich największym wspólnym sukcesem.

***

Gdy zbliżała się siedemnasta, mama wróciła do domu w szale wykonywania swoich obowiązków, przez co zostałam z tatą na tarasie. Powiedział, abym podlała kwiaty w ogrodzie, on w tym czasie zajął się szukaniem czegoś w szopie, gdzie zwykle trzymaliśmy drewno do kominka. Skończyłam swoje zadanie, podczas gdy ojciec przepadł gdzieś w mroku drewnianego domu. Zakręciłam wodę w kranie, zwinęłam węża ogrodowego i ruszyłam na poszukiwania taty.

— Hej, pająki potrzebowały nagłej reanimacji, czy co? — zawołałam. Zanim dotarłam do drzwi szopy, usłyszałam niezadowolone syknięcie taty.

NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now