Jasnowłosy mężczyzna wyprostował się i starł pot z czoła, przerywając wszelkie prace przy swoich różach. Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy — był Japończykiem w średnim wieku, którego twarz otaczały pofarbowane na jaśniutki blond włosy. Wyglądał jak przeciętny mieszkaniec rodzinnego kraju taty, który po wielu godzinach pracy znalazł upragnioną chwilę wytchnienia w przydomowym ogródku. Spokojny, uprzejmy, zwyczajny — kompletne przeciwieństwo tego, w jakich okolicznościach dane było nam go poznać. Ryo odchrząknął, machając mu na przywitanie i robiąc kilka kroków w jego stronę. Równocześnie upewnił się, że nie oddaliłam się od niego.
— Rozmawiał pan ze mną... Ja...
— Ryo, tak? — spytał tamten, a mój znajomy skinął głową.
— Cieszę się bardzo, że w końcu się widzimy, Ryo. Ienishi mówił, że zgodzisz się nam pomóc. Ale co ja was będę trzymać przed domem. Chodźcie, zgaduję, że jesteście głodni i zmęczeni, co? — zagadał do nas z uśmiechem i otrzepał ręce i kolana. — A ty jak masz na imię?
Wymieniłam z nim spojrzenie, rumieniąc się nieco.
— Mam na imię Hana — odparłam. Mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi jeszcze szerszej.
— Nosisz bardzo ładne imię, jeżeli mogę ci to powiedzieć. Ja jestem Osamu. Ale dość gadania, zapraszam! — Mężczyzna wskazał drzwi do swojego domu i sprężystym krokiem ruszył w jego stronę, ochoczo machając do nas ręką.
Ryo ruszył od razy, ja zawahałam się przez chwilkę.
— Hana? — spytał szeptem Ryo.
— Wiem, wiem. Idę — odparłam mu, pomimo ścisku w żołądku. Chociaż niż złego się nie działo, coś w środku nie pozwoliło na poczucie spokoju. Nie było to jednak ostrzegawcze przeczucie, a pewne zdezorientowanie wynikające z nadejścia czegoś. Czym było, tego nie wiedziałam.
Osamu wszedł do domu i zaprowadził nas na korytarz, gdzie panował kojący chłód. Już od progu dostrzegłam, że wszystko w środku było zadbane, czyste i urządzone w przemyślany sposób. Z korytarza widoczny był salon, a jego wnętrze, usiane złotymi paskami promieni na podłodze, emanowało ciepłem i spokojem. Na stoliku przy miękkiej kanapie, ustawiono szklany wazon, a do jego wnętrza wsadzono bukiet zachwycających lilii. Ich łagodny zapach unosił się w powietrzu, co poczuliśmy do razu.
Osamu zdjął swoje robocze buty i wszedł w głąb domu, kierując się do kuchni.
— Śmiało, śmiało! Usiądźcie sobie w salonie. Tak się składa, że ugotowałam dla siebie i mojego przyjaciela obiad, ale mam tego tyle, że dla was też starczy. Macie ochotę? Czy chcecie coś do picia? — zapytał, kiedy my zdjęliśmy buty i weszliśmy do salonu, onieśmieleni przez niezwykłą aurę domu. Piękne zasłony przy oknach, liczne, błyszczące figurki ze szkła ustawione ma meblach, zmyślne wzory na tapecie oraz nieustannie pojawiający się kwiatowy motyw — wszystko to sprawiło, że znaleźliśmy się w miejscu jak z mądrej, lecz zapomnianej baśni.
Ryo ściągnął swój plecak i odłożył go przy kanapie, na której wspólnie usiedliśmy. Na propozycję mężczyzny wymieniliśmy ze sobą spojrzenia.
— Zjemy coś? — wyszeptał Ryo.
— Nie chcę się narzucać i...
— Daj spokój — odparł. — Tak, z chęcią! — zawołał do mężczyzny, na co zagryzłam wargi. Nie chciałam, abyśmy jakoś przeszkadzali Osamu, kimkolwiek on był. Ryo zachował się w jego domu tak, jakby go znał, bo rozsiadł się wygodnie i obejrzał salon z zaciekawieniem. Idąc tu, opowiedział mi wiele o sobie, także o tym, co wyjaśnił mu Osamu przez telefon. Może to, że znałam szczegóły ich rozmowy sprawiły, że nie mogłam pozwolić sobie na chwilę wytchnienia jak Ryo?
YOU ARE READING
NAMELESS GODS
Fanfiction,,Ponieważ nie mam imienia, nie mogę umrzeć za sprawą Death Note'a" *** Dwaj Bogowie Śmierci. Jeden umarł, lecz jego legenda wciąż żyje. Drugi, choć przepadł bez wieści, zdaje się być ciągle obecny. Każdy z nich rozsiewa strach, a w sercu wzbudza uc...