NOMINE INCENDIO

23 2 0
                                    

         Johan skusił się na uśmiech, gdy chłopak wybiegł z magazynu w stanie tak przerażającym, że zacząłby się o niego obawiać. Nie było jednak takiej potrzeby. Ryo znalazł się pod opieką Tenmy. Johan dobrze wiedział, że była to najlepsza, jaką mógł sobie wymarzyć. Zamknął za nim drzwi do magazynu, przesunął ciężką zasuwę, a gdy miał pewność, że nikt więcej tutaj nie wejdzie, oparł się w namyśle.

Ileż zamieszania musiał zrobić wokół siebie, aby ponownie, po tylu latach, móc ponownie usłyszeć głos jednego człowieka. Spojrzeć mu w oczy, poczuć jakieś szybsze bicie serca na jego widok. Ileż złego musiał wyrządzić, aby znów ujrzeć doktora.

Johan nie miał jednak czasu, aby zastanawiać się nad tym dłużej. Odepchnął się od ściany, wziął głęboki oddech, po czym ruszył do spełnienia tego, co obiecał sobie już dawno temu.

Przeszedł obok ciała Jirou, pochylił się nad nim, a następnie odwrócił. Zajął się zbieraniem kartek wyrwanych z Death Note'a, które ze strachem Kira wyrzucił ze swoich rąk. Tam też wróciły, bowiem Johan zebrał je w stosik, ułożył równo i włożył w ręce trupa, jakby spisano na nich modlitwę, a on błagał o przebaczenie. Johan ułożył jego ciało równo, niczym do trumny, starając się, aby nie ubrudzić się krwią. Podobnie zrobił z ciałami dwóch goryli, układając je względnie równo. Potem udał się na górę, w zwodząco pachnące róże.

Przypomniał sobie, jak pokazał to miejsce Osamu. Uznał wtedy, że największym wyczynem jego ogrodnika będzie przywrócenie życia do miejsca, w którym zagościła śmierć. Osamu przyjął ten zakład z wielką ochotą. Wiele pracy kosztowało go, aby pierwsze kwiaty utrzymać przy życiu, a potem pomóc im w kwitnięciu. Udało się jednak, czego dowód miał przed swoimi oczami. Teraz, gdy już dawno przegrał zakład, mógł wywiązać się z obietnicy, jaką złożył Osamu.

Pożegnał się osobno z każdą z róż, wąchając ją, gładząc jej płatki i mówiąc, że dla ich ogrodnika była najpiękniejsza. Osierocone dzieci musiały otrzymać należyte pożegnanie, dlatego Johan każdej z roślin przekazał to, co powiedziałby Osamu. Uśmiechnął się szerzej, gdy przypomniał sobie o zamiarze ogrodnika. Schować w Szklarni to, co wydawało się im najpotrzebniejsze. Dlatego wiedział, gdzie szukać broni. Znał tajemnice ogrodnika, a w chwili, gdy jego już nie było, nie wahał się, aby odkryć je po raz ostatni.

Odchodząc od róż, zerwał tę ostatnią. Odszedł z nią na schody, łagodnie odłożył na jeden ze stopni, a następnie wrócił ponownie w mrok, udając się tym razem w stronę kanistrów z benzyną.

Zadziałał sprawnie, zmagając się najpierw z ich odkręceniem, potem z rozlaniem benzyny co do ostatniej kropli. Nie ograniczał się przy ciele Kiry, uśmiechając się na kolejne wspomnienie. Kartki ocalały po tym, jak próbował spalić Death Note po raz pierwszy. Osamu powstrzymał go wtedy, przeklinając, jak lekkomyślnie postąpił. Fragment Death Note'a jednak ocalał, a jak przekonał się Johan i reszta świata, nawet w częściach działał zabójczo skutecznie.

Gdy benzyna została rozlana z każdego z kanistrów, Johana ogarnęło nagłe zmęczenie. Odstawił pojemniki na bok, zbliżył do Jirou i pochylił tak, aby poszukać w jego kieszeni zapalniczki. Znalazł ją bez trudu, pożyczył więc na wieczność, o czym odszedł, nie oglądając się za siebie, na żniwa śmierci.

Pozwolił sobie na odpoczynek wtedy, gdy usiadł na schodach w miejscu, gdzie nie ciągnęły się długie ścieżki rozlanej benzyny. Nie mógł przecież pozwolić, aby po tak ciężkim dniu, jego ubrania zostały zabrudzone przez nieuwagę. Na taki błąd był już za stary.

Pochwycił w dłoń ostatnią różę, obrócił w palcach, zastanawiając się, jak nazwałby ją Osamu. Lubił mówić do swoich kwiatów, dlatego wcale nie obraziłby się, aby nadać imię tak szczególnej róży, jak ta, którą Johan miał w swoich rękach. Pomyślał nad tym jeszcze przez chwilę, zanim nie usłyszał poza murami policyjnych syren. Nadszedł więc czas.

Nadał róży imię, podpalił ją zapalniczką Jirou, a gdy kwiat zajął się ogniem, Johan rzucił go przed siebie, w ciemne plamy benzyny. Ta zapaliła się niemalże natychmiast, rozpraszając ogień jak zarazę. Chorobę, która trawiła od zawsze świat Johana. Świat, w którym się urodził, który go wychował, i który w dniu dzisiejszym miał zakończyć. Nie miał żadnych wątpliwości, że postąpił słusznie.

Drugi raz, w ciągu czterdziestu jeden lat swojego życia, poczuł, że miał rację. Zrobił coś zgodnie ze swoim przekonaniem. Dokonał spełnienia planu ostatecznego. Zasiadł więc wygodnie na schodach, obserwując w spokoju, jak świat, powstały w miejscu skrajnym, przepełnionym i śmiercią, i miłością, świat kuriozalny, ironiczny, stanął w płomieniach. W końcu na własne oczy ponownie ujrzał krajobraz końca.

***

Tenma w pierwszej chwili nie dostrzegł tego, co działo się za jego plecami. Walka o życie I odciągnęła go od wszelkich innych wydarzeń, że dopiero w ostatniej chwili zobaczył włączone koguty nadjeżdżających radiowozów. Policja przyjechała na czas, jednak dla kogo dobry?

— Pożar! — krzyknął gdzieś w oddali Matsuda, biegnąc z odsieczą w stronę I. Tenma uniósł więc wzrok i zamarł z przerażenia.

Z magazynu unosił się pojedynczy słup dymu, który nagle przerodził się w gęstą, czarną kotłowaninę, dając jasny sygnał, że coś niezwykle łatwopalnego rozprzestrzeniło ogień. Tenma natychmiast pomyślał o kanistrach, które zbadał z I. Pomyślał też o Johanie.

— Kurwa! — zaklął, pozostawiając I pod opieką swojej siostry i chłopaka, który przysporzył im tylu kłopotów. Nie to było jednak ważne. Tenma miał inne zadanie, wymagające zdecydowania i szybkości. Podbiegł do frontowego wejścia do magazynu i skoczył na nie tak, aby wyważyć drzwi. Przeliczy się jednak. Ktoś zamknął je od środka, uniemożliwiając wejście. Zaklął donośnie, walcząc z napływającymi do jego oczu łzami.

Nie mógł pozwolić Johanowi na ten krok. Po raz kolejny nie mógł spalić tego, co mu się żywnie podobało. Nie mógł zniszczyć dowodów jego istnienia. Tenma zacisnął pieści, spoglądając na gęsty dym wydobywający się szczeliną nad drzwiami. Przypomniał sobie wtedy o drugim wejściu.

— Doktorze Tenma! — krzyknął za nim Matsuda, dobiegając do I. Kenzo nie miał jednak czasu, aby na niego spojrzeć. Pognał wzdłuż ścian budynku, okrążając go tak, ażeby znaleźć się po drugiej stronie. Dym z wnętrza nasilił się, dlatego zaczął kaszleć. Nie mogło to przeszkodzić mu w dostaniu się do środka.

Gdy obiegł budynek, słysząc krzyki i syreny po drugiej stronie, wpadł na płot, przez który przeskakiwał razem z detektywem. Zaczął więc biec, licząc się z myślą, że nie miał wiele czasu. W kilka sekund dobiegł na tył magazynu, wypadł zza rogu i wydał z siebie cichy okrzyk, gdy ujrzał otwarte na oścież wejście.

W jego progu, niemalże jak na pożegnanie, na ziemi rozsypano dziesiątki płatków róż. Tenma nie wiedział, czy zostawił je Johan, czy przeniosło gorące powietrze od środka. Nie wiedział także, że nie mógł przekonać się o tym nigdy więcej.

Szklarnia Osamu kryła w sobie wiele tajemnic. Najpierw, gdy jeszcze nie należała do niego, stała się miejscem śmierci Lighta, Potem, gdy przeszła w posiadanie ogrodnika, dała mu przestrzeń do ukrycia różnych, niebezpiecznych materiałów. Jednym z nich była zawartość worków na tyłach, które, oprócz ziemi ogrodniczej, miały w sobie niezliczoną ilość prochu. Tego nie wiedział nikt, lecz przekonali się o tym wszyscy, kiedy w następnej sekundzie cały magazyn został zniszczony przez niespodziewaną eksplozję.

Tenma przekonał się o niej na własnej skórze. Siła eksplozji posłała go na płot, zadała ból, a potem, co stało się najlepszym wyjściem, odebrała mu ponownie świadomość. Jedyną rzeczą, jaką Kenzo zapamiętał jeszcze z tego dnia, był oszałamiający zapach róż unoszący się w powietrzu, który towarzyszył mu do samego końca, dopóki nie stracił przytomności. 

NAMELESS GODSحيث تعيش القصص. اكتشف الآن