IUDICIUM

70 7 2
                                    

Przede wszystkim — oddychać. Następnie: zachować spokój. Zacisnąć pieści, Uciekać. Plan wydaje się prosty. Rzeczywistość udowodni, czy tak jest.

Hazukashi przemknął ciemną ulicą w zaskakującym dla niego tempie, łapiąc się za kieszeni kurtki i nerwowo uderzając nogami o beton. Wypadł zza roku, umknął w cieniu i schował się na kontenerem na śmieci. Naskoczył na niego sprawnie, wspiął się na murek, a następnie zeskoczył po drugiej stronie z głuchym łupnięciem. Otrząsnął się pośpiesznie i ruszył dalej. Nie miał czasu na sprawdzanie stanu swoich ran, chociaż po dreszczach na ciele i miarowo roznoszącym się bólu zrozumiał, że były poważne.

— Pieprzone szkło... — warknął i zacisnął zęby, bowiem kawałki szyby w jego stopach wbijały się wyjątkowo głęboko w skórę z każdym krokiem. Krwawił, a wypływające płyny wsiąkały w jasny materiał spodni.

Hazukashi uciekał dalej, chroniąc się przed wszelkimi źródłami światła. Przemieszczał się szybko, pragnąc w jak najkrótszym czasie dotrzeć w umówione miejsce. Znajomość topografii miasta nie sprawiała mu problemu, dlatego korzystając z niej, sprawnie ominął wszystkie miejsce, w których prawdopodobieństwo przyciągnięcia czyjeś uwagi mogło niebezpiecznie wzrosnąć, narażając go na tym samym zdemaskowanie. Nie mógł do tego dopuścić.

Przywykł do bólu, jednak jego krok stawał się coraz mniej pewniejszy, gdy wiedział, że cel znajdował się już blisko. Wyszedł za ściany wysokiego budynku i zatrzymał na początku wąskiej uliczki, gdzieś w okolicach Akamatsu Park. Bywał tu kiedyś, dlatego wybrał ten park na miejsce spotkania.

Zacisnął pieści, czując nieznośne pulsowanie w nogach. Krew zdążyła poplamić całe spodnie i buty. Zaklął, minął kilka przykrytych plandekami skuterów i idąc po raz pierwszy w świetle latarni, wkroczył na teren parku. Dostrzegł wysokie ogrodzenie boiska. Niepewnym krokiem doczłapał do niego, następnie skierował się do punktu zero. Był nim plac zabaw, otoczony niewysokim płotkiem i wyposażony w dwie huśtawki, kilka zjeżdżalń i małą fontannę, nieczynną jeszcze o tej porze. Hazukashi odetchnął triumfalnie, kiedy dostrzegł, że nie był jedyną osobą przebywającą na terenie parku o tej porze. Zebrał w sobie resztki sił i pomachał temu, kto siedział niedaleko fontanny. Wymienili pomiędzy sobą spojrzenia. Zrozumiał, że może podejść.

— W końcu... Nawet nie wiesz, jak długo musiałem tu iść — powiedział na wstępnie i ciężko zasiadł na murku fontanny. Poczuł wtedy, że opuszczają go resztki energii. Kręciło mu się w głowie, oddech nie chciał się uspokoić, a do tego był ranny na nogach. Było też szkło. Hazukashi wiedział, że osiągnął stan krytyczny.

— Wierzę. Wierzę też w to, że udało ci się wszystko załatwić — odparł jego towarzysz łagodnie. Hazukashi przytaknął.

— Jak zawsze. Mam wszystko — rzekł i sięgnął do kieszeni kurtki. Wyciągnął z niej notes, a spomiędzy stron kilka kopert i notatek wyglądających na spisane policyjną ręką. Podał wszystko swojemu rozmówcy, a potem zajął się oglądaniem swoich ran. Skrzywił się, odkrywając niepokojące rozmiary plamy krwi. Podwinął nogawki, a widok ran na jasnej skórze sprawił, że zrobiło mu się niedobrze.

— Nie wiedziałem, że ma aż takie cholerne zabezpieczenia. Musiałem zbić wielkie jak skurwysyn okno, przez co wyglądam teraz jak nafaszerowana rozdymka — wtrącił. Dotknął zaczerwienionego miejsca w okolicach kolana. Obaj stwierdzili milcząco, że wyciąganie szkła z rany w takim miejscu nie było najlepszym pomysłem.

— Dobrze się spisałeś. W nagrodę, mogę zdradzić ci, że to nie koniec — powiedział wtem jego rozmówca i wstał. Hazukashi zdziwił się, na co tamten sięgnął po jedną z kopert, którą to ranny mężczyzna przed momentem mu podał. Zmarszczył czoło, a jego towarzysz wręczył mu element przesyłki.

— Twoje wynagrodzenie — oznajmił. Hazukashi, czując zdumienie, otarł pokryte zaschniętą krwią palce i odebrał niepewnie podarunek.

— To żart? — spytał. Jego rozmówca zaprzeczył głową.

— Wszystko traktujemy poważnie. Przeczytaj, a następnie wróć do domu i odpocznij. Jutro wszystko jakoś samo się potoczy — odparł. Schował koperty i policyjne notatki do mniejszego notesu, zabrał swoją torbę i oddalił się bez słowa pożegnania z parku. Hazakushi nie czuł zdziwienia. Zawsze tak robił, kiedy spotykali się w mieście i wymieniali rozkazami, przesyłkami czy rzeczami potrzebnymi do kolejnego włamania. Milczące odejście nie robiło na nim już żadnego wrażenia. Nie myśląc o tym, skupił się na otwarciu koperty. Musiała znajdować się w nim instrukcja z zadaniami na jutro, albo coś równie nietypowego. Było to zastanawiające, bowiem nigdy nie otrzymywał niczego na piśmie. Powód był prosty — pismo stanowiło dowód. Hazakushi nie mógł pozwolić na to, aby pozostawić po sobie ślad. Nie leżało to w jego profesji, o której wiedział tylko tyle, że należał do czołówki najlepszych. Gdyby tak nie było, nigdy nikt nie zgłosiłby się do niego z taką prośbą, nigdy nie przedstawiłby odpowiednich ludzi. Nie wydarzyłoby się nic. Świat wciąż byłby miejscem nudnym, samotnym i złym. Jego działania przyczyniły się do tego, aby choć trochę poprawić ten zastygły stan.

Myśląc o swoich niebotycznych zasługach, przedarł ostrożnie kopertę i zajrzał do środka z przyśpieszonym biciem serca. Szykowała się kolejna akcja, na którą musiał był przygotowany w stu procentach. Koniecznością stało się więc jak najszybsze uporanie w ranami w nodze, wyciągnięciem szkła i opanowaniem oddechu. I wyspaniem się, to przede wszystkim. Wyciągnął zgiętą w pół kartkę z koperty. Otworzył ją i zdziwił się, czytając kolejne znaki układające się w zdania. Spodziewał się, że wyciągnie elegancki papier listowy, a tymczasem trzymał w ręku wydartą kartkę ze zwykłego notesu, w czarne, szerokie linie. Zmrużył oczy, interpretując przeczytany tekst. W jednej chwili poczuł, że zrobiło mu się słabo. Wszelki ból w nodze ustał, kierując się nagle gdzieś z tyłu głowy. Zrozumiał, że tak bolała rosnąca świadomość. Poznanie rzeczywistości. Odkrycie, że został wykorzystany. Zabolała go myśl, że włamał się do mieszkania policjanta tylko po to, aby przynieść swój wyrok śmierci.

— Ty cholero... — wyszeptał, zagryzając wargi do krwi. Nie mógł jednak z tym walczyć. Wpisanie jego imienia równało się porażce. 

Hazukashi Arahiro — 5.07.2016 roku uda się z rana na teren lotniska Tokio–Haneda, do hali przylotów. Przesiedzi tam do godziny 18:00. Następnie wykrzyczy słowa: Hilfe. Das Monstrum im mird Wird explodieren. Umrze nagłą śmiercią z białą różą w dłoni.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now