VELLE

16 2 0
                                    

 Tenma ze swojego ukrycia widział wszystko. Miał doskonały widok na mrok rozrzedzany przez stopniowo wpadające światło, a także na detektywa. Stanął on w pozycji gotowej do walki, zaciskając palce na broni. Celował przed siebie, w skupieniu czekając na to, co miało się wydarzyć. Tenma zagryzł wargi do samej krwi. Przeklął w myślach ten dzień, bowiem nie miał przy sobie niczego, czym mógłby się bronić. Wstrzymał przy tym oddech, nadsłuchując jak nigdy. Odgłos kroków przeszedł echem po magazynie, nadając inny rytm niż pracujący wentylator, a następnie drzwi wejściowe zostały jeszcze szerzej otwarte, co skutkowało przeszywającym zgrzytem w uszach wszystkich. Ilu ich było, kto przybył — tego Tenma nie widział. Detektyw zaś doskonale wiedział, z kim miał do czynienia.

Człowiek, który wszedł, należał do mało przyjaznych z twarzy. I mógłby rzec, że nawet nie do znośnych. Człowiek, który wszedł, wyglądał po prostu jak opętany. Oczami wodził po sylwetce I, zastanawiając się, czy nie miał wizji w swoim umyśle szaleńca. I znał ten typ ludzi. Miał wiele z nimi do czynienia, jednak żaden, jeśli mógł wysilić pamięć, nie sprawił, że poczuł takie obrzydzenie. Jedynie widok martwego ciała Lighta Yagami wstrząsnął nim na tyle, aby pomyślał o zwróceniu czegoś ze swojego ciała. Przy tym spotkaniu nie skupił się na sobie, a całkowicie na tym, co mogło się stać.

Do magazynu weszła jeszcze jedna pokraka, całkowicie odmienna niż wpatrujący się w detektywa Kira. Bał się, I nie miał wątpliwości. Natychmiast rozpoznał w nim poszukiwanego Nishidę Ryo. Chłopak wcisnął się do środka, a na widok obcego w magazynie, omal nie krzyknął ze strachu. Kira, przeczuwając jego lęk, okropnie zaśmiał się.

— Widzisz? Policję należy doceniać, bowiem niewielu udaje się nas wytropić — powiedział zimnym, pełnym jadu głosem, od którego ciałem I wstrząsnęły dreszcze. Jednocześnie też poczuł, że zaczęło kręcić go w nosie. Zapach róż przepadł gdzieś, zastąpiony smrodem, jakiego nikt inny czuć nie mógł. Uśmiechnął się ironicznie. Nie musiał mieć innego potwierdzenia na obecność następcy Kiry przed sobą.

Bonjour — powiedział jedynie I, celując bronią prosto w Kirę. Przez wiele lat myślał o tym, jak mogło wyglądać to spotkanie. W żadnym ze scenariuszy nie zakładał, że zachowa taką klarowność myśli, skupiając się na jedynym celu.

— Czy ja wiem, czy taki dobry... — odparł mu tamten i skinął na Ryo, aby podszedł do niego. Chłopak nie ruszył się jednak ani na milimetr, wstrząśnięty obecnością człowieka z bronią. I zmrużył oczy, oceniając, jakie istniały szanse, aby postrzelić dwóch z jednego punktu. Uśmiechnął się szerzej, gdy znalazł go.

— Tak myślisz?

— To zależy od ciebie.

— Jak się tutaj znalazłeś?

— Przyleciałem.

Tamten wykrzywił usta w kpiącym uśmieszku, a I, czekając na jego odpowiedź, napiął wszystkie swoje mięśnie. Wszelkie gry z tak niebezpiecznym człowiekiem mogły zakończyć się drastycznie i ostatecznie, dlatego wolał, aby się poznali. Tak, jak w przypadku dwójki ludzi, która mogła w końcu się spotkać po wielu perturbacjach. Której wydawało się, że wie o sobie wiele, a prawdziwie nie wiedziała o sobie niczego.

— Jak cię zwą, mój przybyły towarzyszu?

— A jakbyś chciał, Kiro następny?

Tamten zaśmiał sie już ostatecznie, przerażając jeszcze bardziej Ryo, a I wprawiając w stan najwyższego skupienia. Kłamliwy śmiech miał to do siebie, że nigdy nie dało się poznać jego prawdziwego znaczenia. I znieruchomiał, doprowadzając przy tym swój oddech do niezauważalnego procesu.

NAMELESS GODSWhere stories live. Discover now