FONS

39 5 3
                                    

  Długie smugi szkarłatnej krwi sączyły się z głębokiej rany, jaką stały się oczodoły bladego jak śnieg mężczyzny. Spoczywał na ziemi niczym ukrzyżowany Mesjasz, a w jego ręce, pomiędzy złamanym kciukiem a resztą palców, leżało lśniące, czerwone jabłko. Druga ręka mężczyzny znajdowała się na jego piersi, jakby złapał się za serce w akcie desperackiej walki o życie w trakcie zawału. Obraz ten, największego wygranego wśród umarłych, doprowadził I do zawodzącego płaczu.

Zbudził się nagle, łapiąc za mokre od potu włosy. Czuł, że przez ten koszmar przez całe jego ciało przebiegały dreszcze. Ta wizja... Nie miała nic wspólnego z jego zimnym, chłodno kalkulującym umysłem.

— Cholera — zaklął i usiadł. Otarł twarz, zamykając powieki. Wciąż miał przed oczami to nieżywe ciało. Ta krew. Zawał. Jabłko w dłoni.

— L...

Wstał natychmiast z kanapy i przeszedł przez mieszkanie, kierując się do łazienki. Postarał się nie zrobić żadnego hałasu, co udało mu się bez problemu.

W łazience włączył małą lampkę, oświetlającą przede wszystkim lustro i umywalkę. Przybliżył się tam, odkręcił kurek i nawet nie czekając na ciepłą wodę, od razu przemył twarz. Zimny strumień na jego twarzy zadziałał kojąco, przez co przygryzł wargi i zaczekał, aż krople wody spłyną po jego policzkach i zostaną wchłonięte przez wysuszoną skórę. Zamknął oczy, ponownie przypominając sobie zmarłego ze snu.

— Bogowie śmierci żywią się jabłkami.

Zagryzł wargi mocnej, prawie do krwi, bez zahamowania wbijając zęby we własną skórę. Zacisnął pięści, usiłując przypomnieć sobie, dlaczego obraz zmarłego z owocem zakazanym w ręce nie chciał dać mu spokoju. Czy tkwiła w tym jakaś wskazówka? Może mógł znaleźć odpowiedź na to, dlaczego ginęli ludzie. Być może udałoby mu się pojąć, dlaczego istoty zza światów wpychały do ludzkiego życia swoje paluchy. Zrozumieć, że to wina shinigami. Tylko dlaczego ponad wszystko wciąż nie mógł zrozumieć, że to akurat jego musiała dotknąć ludobójcza siła Kiry. Że też on...?

— Hej? — padło nagle pełne zwątpienia słowo, na które I zadrżał z zaskoczenia. Rozejrzał się, wystraszony przez zdemaskowanie na pozornie jego terenie.

Tatsuya oparł się o framugę drzwi i ziewnął.

— Długo jeszcze? Chciałbym skorzystać.

Pytanie to padło w chwili tak nieoczywistej, że I musiał przemyśleć dwa razy jego słowa. Tatsuya z niecierpliwością tupnął nogą. Potrzeba musiała być nagła, co rozbawiło I.

— Tatsu-chan, możesz bez krępacji odlać się przy mnie. No chyba...

— Wyjazd! — warknął policjant, robiąc się czerwonym na twarzy. I wywinął oczami z uśmieszkiem i udał się do wyjścia, które wciąż zajmował policjant. I skrzyżował na to ramiona.

— Każesz mi wyjść, a nie robisz mi miejsca. Wiesz...

— Cholera, idź już — fuknął ze złością policjant, robiąc mu miejsce i cofając się tak, aby dało się bezkolizyjnie wyjść. Najlepiej jak najszybciej i bez jakiegokolwiek kontaktu z detektywem. A ten, wypełniając głowę mniej frustracyjnymi myślami, zrobił dwa kroki, wymijając Tatsuyę. Wtedy też, wstrzymując śmiech, opadł nagle na mężczyznę, jakby w jednej sekundzie stracił równowagę. Policjant zaklął i złapał go, a I, wybuchając rechotem, pochwycił ramiona mężczyzny i wtulił się.

— Idioto...! — fuknął Tatsuya, energicznie przywracając ich do pionu. Sapnął ze złości, ustawiwszy się w taki sposób, aby nie nabrać się ponownie na sztuczki genialnie upierdliwego detektywa.

NAMELESS GODSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz