2.

4.7K 152 19
                                    




           

Po skończonej pracy pędziłam do domu jak oparzona. Jerry nie odbierała przez cały dzień i znając ją siedziała pewnie na balkonie i kończyła swoje kolejne dzieło, które nawiasem mówiąc na pewno będzie niesamowite. Ona ma wielki talent.

Ale w tamtym momencie żaden talent się nie liczył. Nic się nie liczyło, ponieważ tego dnia, tego nieszczęsnego poniedziałku, kiedy to nic mi się nie chciało, poznałam Harry'ego Stylesa.

Kogoś za kim szalałam jako nastolatka.

Dlaczego Jerry nie odbiera kiedy trzeba, do jasnej cholery, musiałam przeżywać cały incydent w samotności.

Wpadłam do bloku niczym burza i zaczęłam maltretować guzik od windy, jakby miało ją to przyspieszyć.

No dalej, dalej! Tupałam nogą niczym małe dziecko.

W końcu nadjechała. Podróż, która zwykle trwała około minuty, dłużyła się w nieskończoność.

W końcu zajechała na nasze piętro. Z prędkością światła wpadłam do domu. Tak jak myślałam Jerry siedziała na podłodze w samych majtkach i staniku z płótnem przed sobą. Na ramiona miała zarzuconą starą flanelę poplamioną w niektórych miejscach farbami.

- Na litość Boską możesz odbierać swój zasrany telefon?! – wrzasnęłam, stając w progu drzwi.

Brunetka podniosła na mnie zdziwiony wzrok. Wyjęła papierosa spomiędzy swoich drobnych warg i ugasiła go w doniczce z jakimś starym badylem, którego trzymałyśmy z niewiadomych powodów.

- Czy to było coś tak ważnego, żeby oderwać mnie od mojego dzieła? – uniosła brew i otrzepała dłonie.

- Harry Styles był! – nie mogłam powstrzymać emocji w moim głosie.

Popatrzyła na mnie jak na dziwaka, ale zaczęła powoli łączyć fakty swoim małym móżdżkiem i z sekundy na sekundę jej źrenicę robiły się większe i większe.

Wstała jak oparzona i wskoczyła na mnie z piskiem.

- Nie wierzę! Nie wierzę! – powtarzała jak zwariowana.

Zepchnęłam ją z siebie na kanapę i nabrałam powietrza do płuc.

Przez półgodziny opowiadałam Jerry o tym jak poznałam Harry'ego i następne pół przeżywałyśmy całe zdarzenie niczym mrówka okres.

Po jakimś czasie ciśnienie zaczynało z nas schodzić, ale nadal gdzieś głęboko czułam podniecenie spowodowane wydarzeniami z tego dnia.

Potem, kiedy zdążyłam przebrać się w ciuchy domowe postanowiłam towarzyszyć Jerry na balkonie, kiedy ona malowała. Lubiłam ją wtedy obserwować.

Oparłam się o jedną ze ścian i sięgnęłam po paczkę jej papierosów. Miałyśmy ładny widok na zachodzące słońce.

- Miał duże dłonie? – zapytała, trochę sepleniąc, ponieważ trzymała pędzel między zębami.

- Na pewno większe niż moje – wzruszyłam ramionami, odpalając papierosa.

- To akurat żadna sztuka – stwierdziła. – A głos?

- Zachrypnięty – odparłam i wypuściłam dym z płuc.

- Jezu, dlaczego tobie przytrafiają się najlepsze rzeczy? – jęknęła.

- Mnie? – zdziwiłam się.

- Kto ostatnio znalazł 50 dolarów w śmietniku albo kto ostatnio widział Oprah w hotelu?

- Komu ostatnio ten super przystojniak postawił drinka? – odbiłam piłeczkę.

- Aaronowi – odpowiedziałyśmy zgodnie i roześmiałyśmy się na głos.

Aaron to był jeden z naszych wspólnych przyjaciół, którego kiedyś przypadkiem poznałyśmy w klubie.

- Myślisz, że jutro jeszcze będzie? – spytała, wpatrując się w niebo.

- Sprawdziłam w komputerze zanim wychodziłam – przyznałam. – Jest wpisany jako long stay, ale nie ma daty wyjazdu.

- Wpadnę po ciebie jutro – oznajmiła i posłała mi sztuczny uśmieszek.

**

Wieczorem na kolację wpadł nasz przyjaciel Aaron z sajgonkami z mojej ulubionej chińskiej knajpy.

Emocje już opadły, oczywiście opowiedziałyśmy historię Aaronowi, który nie przejął się tym aż tak jak my, ale zrobiło to na nim niewielkie wrażenie. Ja też byłam już raczej opanowana i przestałam myśleć o tym jak o czymś niewiarygodnym co nie ma prawa wydarzyć się w normalnym życiu. Jerry nadal wariowała, ale oboje ją ignorowaliśmy.

Siedzieliśmy na dywanie przed telewizorem, oglądając najnowszy odcinek Top Model.

Uwielbiałam moich przyjaciół. Tych najbliższych i dalszych. Byłam typem osoby, który niespecjalnie lubił samotność. Wolałam być przy kimś zawsze, móc porozmawiać, czy się powygłupiać. Owszem, czasem zdarzało się, że byłam wszystkim przytłoczona i potrzebowałam odetchnąć w samotności, ale to nigdy nie trwało długo.

Na studiach poznałam wiele cudownych osób, z którymi udało mi się utrzymać kontakt, żeby chociaż mieć czasem z kim wyskoczyć na piwo.

Aaron był ciekawą osobowością. Bardzo wulgarny i zboczony. Czasem wręcz opryskliwy, prawdziwa drama queen.

Na co dzień był fryzjerem w jednym z bardziej znanych salonów fryzjerskich.

- W sobotę kończę 25 lat, jakbyście nie pamiętały – mruknął, przeżuwając ostatni kęs sajgonki.

- Zrób jakieś urodziny w klubie! – zawołała Jerry.- Tylko jakimś fajnym, a nie w tym pubie u nas pod blokiem.

- Miałbym nawet dla ciebie ładną sukienkę – przyznał niechętnie i zlustrował ją wzrokiem.

Jerry oczy zaświeciły się z podniecenia.

- Ale to jeszcze tydzień. Zdążysz się spaść do tego czasu – dodał i machnął ręką.

Brunetka oburzyła się, dmuchnęła powietrzem w górę, aby odgarnąć grzywkę z czoła i odłożyła sajgonkę na talerz obok.

Niechętnie na nią spojrzała, a potem złapała swój niewielki tłuszczyk na brzuchu.

- Jesteś chujem – rzuciła, posyłając mu piorunujące spojrzenie.

Ja z Aaronem zaśmialiśmy się, obserwując reakcję Jerry.

Zrezygnowana sięgnęła po kieliszek z resztką winą i dopiła go do końca.





_________________________________________________

Króciutka dwójeczka, żeby poznać trochę bohaterkę i te pierdoły.

Jutro dodam jeszcze jeden, bo w nim jest trochę Harry'ego <33

Dziękuje ślicznie za odzew, bardzo miło z waszej strony.

Dobranoc <33

We met in Boston |h.s|Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora