16.

2.5K 116 17
                                    

           

Wkrótce zasnęliśmy na tarasie.

Ciężko było zmrużyć oko po wyznaniu Harry'ego. Ten oczywiście bez większej trudności odleciał chwilę po tym.

Ja natomiast nie potrafiłam się uspokoić. Pierwszy raz w życiu coś podobnego się ze mną działo.

Cała drżałam z podniecenia, serce mało nie wyrwało się z klatki piersiowej, pociły mi się dłonie i ciężko oddychałam.

Z początku oczywiście nie powstrzymałam obsesyjnych myśli krążących wokół mojego zdrowia i stwierdziłam, że mam zawał i zaraz umrę.

Kiedy już się uspokoiłam dotarło do mnie, że to Harry sprawia, że się tak czuję.

Nie przeszkadzało mi to. Nie miałam zamiaru się odpychać tych myśli w obawie przed utratą przyjaźni bądź jej ewentualnym zniszczeniem. Nie będę udawać, że nie chcę czegoś, kiedy tak naprawdę właśnie chce.

Nie miałabym problemu gdyby pojawiło się między nami coś więcej. Prawdę mówiąc czuję, że już jest coś.

Wiedziałam też, że nie ma sensu się z niczym śpieszyć. Odpowiadało mi dotychczasowe tempo.

Rano obudziłam się zwinięta w kłębek na kanapie.

W apartamencie było cicho. Drzwi od sypialni zamknięte, co oznaczało, że Gemma nadal śpi.

Zrzuciłam z siebie koc i rozejrzałam się dookoła.

Mój wzrok zatrzymał się na postaci, która stała na tarasie.

Harry w spodenkach i bluzie z kapturem na głowie.

Przetarłam buzię dłońmi, przeczesałam dłonią włosy i dołączyłam do niego.

- Dzień dobry – wychrypiałam.

Brunet lekko drygnął na dźwięk mojego głosu. Od razu odwrócił się a na jego buzi pojawił się szeroki uśmiech.

Zmrużyłam oczy przez święcące prosto w oczy słońce, ale również dlatego że głowa mi pękała.

- Wyglądasz koszmarnie – parsknął śmiechem.

Jego głos sprawił, że przeszły mnie przyjemne ciarki po plecach.

Spiorunowałam go wzrokiem. Chłopak w odpowiedzi pociągnął mnie za rękę w jego stronę, w taki sposób, że po chwili ja opierałam się plecami o barierkę, a on umiejscowił dłonie po obu stronach moich bioder.

Staliśmy blisko siebie. Serce waliło mi jak młot. Ciepło na policzkach.

Harry nie odrywał wzroku od mojej twarzy przez co czułam się speszona i co rusz odwracałam wzrok.

- Zmieniłaś zdanie? – przerwał milczenie.

- Harry – jęknęłam i spojrzałam w bok.

- Proszę?

Chwycił za mój podbródek jednocześnie zmuszając mnie abym patrzyła mu w oczy.

Potem ścisnął mi policzki przez co usta uformowały się w dziubek.

Na początku zaśmialiśmy się z mojej zapewne komicznej miny, ale po chwili jego wzrok wylądował na moich ustach.

Lekko zadrżałam, poczułam ucisk w brzuchu i moje serce zaczęło łomotać.

Lubiłam stan, w który wprowadzał mnie Harry.

Byłam przekonana, że zaraz mnie pocałuje. Nie chciałam uciekać. Chciałam, żeby to zrobił.

Dzieliły nas centymetry.

Zamknęłam oczy i poczułam cmoknięcie w nos.

Cóż... Było blisko.

- Dzień dobry, gołąbeczki! – rozległ się zaspany głos Gemmy.

Harry przez chwilę nie odrywał ode mnie wzroku. Pewnie byłam cała czerwona na twarzy. I poczułam się głupio.

Skąd przyszło mi do głowy, że mógł mnie pocałować? W końcu nadal się przyjaźnimy.

I prawdopodobnie na tym się skończy.

Odchrząknęłam i wyswobodziłam się z jego objąć.

- Jak ci się spało? – zapytałam, podążając w stronę Gemmy.

Chwilę później zniknęłyśmy za drzwiami.

**

- Czyli zgodziłaś się? – upewniła się Jerry.

Niedzielny wieczór.

Nie widziałam Harry'ego od wczorajszego poranka. Nie kontaktowaliśmy się również.

Nie wiedziałam też, czy powinnam do niego napisać, czy nie. W jakiś sposób czułam się głupio i niezręcznie.

Może to wszystko co zdarzyło się  w piątkową noc to naprawdę był tylko alkohol? Może Harry wcale nie szaleje za mną w sposób, który sobie wyobraziłam. Na pewno nie chciał mnie pocałować na tarasie. I na pewno nie myśli o mnie tak jak ja myślę o nim.

Mdliło mnie na samą myśl, jak mogłam się wygłupić.

- Tak – odparłam i odchyliłam głowę do tyłu.

Jerry pokrywała płótno granatową farbą z domieszką białej.

Postanowiłyśmy zamówić kolację i zjeść ją na balkonie.

- To już wygląda jakbyście byli w związku – stwierdziła, nie odrywając wzroku od swojego dzieła. – No wiesz... Już poznałaś jego siostrę, teraz mamę... I praktycznie chce ci pokazać miejsce, gdzie dorastał. Proszę cię, Townes.

- W takim razie, czemu czuję się mimo wszystko jakbyśmy byli tylko przyjaciółmi?

- Nie wydaję mi się, żeby traktował cię jedynie jako przyjaciółkę – podjęła. – I nie uważam też, że to co mówił tamtej nocy to alkohol.

- To co teraz? – westchnęłam ciężko.

- Nic – mruknęła i odwróciła się w moją stronę. – Idziesz zaraz spakować walizkę, jutro lecicie do Londynu i jestem pewna, że tam się wszystko wyjaśni. No idź!

Uśmiechnęłam się do niej i wstałam z miejsca.

Ucałowałam ją w policzek.

- Zasrana szczęściara – mruknęła pod nosem.

_________________
krótki i nie jestem zadowolona, przepraszam
miłego dnia

We met in Boston |h.s|Where stories live. Discover now