26.

2.1K 101 9
                                    




           

Oficjalnie minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie byliśmy w związku. Dwa tygodnie odkąd latam nad ziemią, a nie po niej chodzę.

Nie przypominałam sobie, żebym spotykając się z Landonem była choć w połowie szczęśliwa.

Tak szczęśliwa, jak jestem teraz.

Oczywiście, to nie mogło trwać za długo. Była połowa października. To oznaczało, że za następne dwa tygodnie Harry wyrusza w trasę koncertową i nie będzie go okrągłe trzy miesiące.

Myśl o rozłące napawała mnie mieszanymi uczuciami i wprawiała mnie w ponury nastrój, ale odpychałam je i poświęcałam uwagę jednie Harry'emu.

- Townes! – Jerry zamachała mi widelcem przed oczami.

Siedziałyśmy w pizzerii niedaleko naszego bloku, gdzie umówiłyśmy się na lunch.

- Odpłynęłam trochę – przyznałam i odłożyłam resztę pizzy na talerz.

- Na wyspę o nazwie pan...

- Jerry! – warknęłam i upiłam łyk wody ze szklanki.

- Zaczyna mnie dołować to, że tak długo już nikogo nie mam, wiesz – westchnęła. – Plus świadomość, że ty spotykasz się z najbardziej seksownym i niesamowitym facetem na świecie wcale nie pomaga.

Spojrzałam na nią z przekrzywioną głową.

- Ale potem przypominam sobie, ile pieniędzy oszczędzam na związku i już jest okej – machnęła ręką.

Roześmiałam się na głos, po czym zerknęłam na zegarek.

- Harry będzie za chwilkę – oznajmiłam.

- Świetnie, podrzucicie mnie do galerii? – zapytała, wrzucając do buzi ostatni kawałek pizzy.

Następnie wytarła buzię, dopiła resztkę wody i nałożyła okulary przeciwsłoneczne na nos.

Zapłaciłyśmy rachunek, a następnie wyszłyśmy przed pizzerie.

Miałyśmy zapas jeszcze kilku minut, więc Jerry postanowiła zapalić. Towarzyszyłam jej w milczeniu.

- Co ty zrobisz, jak on wyjedzie? – zadumała się po chwili.

Uniosłam jedną brew pytająco.

- W trasę – dodała.

I znowu ten temat. Pojawiał się w najmniej oczekiwanej chwili i zawsze psuł mi humor.

- Szczerze nawet nie rozmawialiśmy o tym – odparłam, unikając jej wzroku.

- No tak, ale jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytała i wypuściła dym z płuc. – Będziecie to kontynuować, czy raczej...

- Czy raczej co? Myślisz, że się rozstaniemy? – weszłam jej w słowo.

- Nie wiem, pytam – wzruszyła ramionami. – Nie za dużo opowiadasz o waszej relacji, nie wiem jak na poważnie jesteście.

Prawdę powiedziawszy, nie brałam pod uwagę możliwości rozstania. Nie przemknęło mi to przez myśl. Czy to takie oczywiste? Czy Harry będzie chciał się ze mną rozstać?

Zanim zdążyłam pochłonąć się w czeluści czarnych scenariuszy, samochód Harry'ego podjechał pod wejście.

Jerry zgasiła papierosa i rzuciła go do śmietnika, a potem wsiadła do samochodu.

Ja zaraz za nią.

- Cześć, niedoszły mężu! – zawołała Jerry, siadając na środku z tyłu.

- Nie przypominam sobie, żebym ciebie też zapraszał na naszą randkę – Harry zmarszczył brwi, a za chwilę cmoknął mnie w usta.

- Twoja strata, wiesz. Bawilibyście się ze mną cudownie! Znam tyle atrakcji...

- Jerry chciała tylko podjechać do galerii, chyba tyle możemy zrobić dla tego samotnego tyłka – mruknęłam.

Dziewczyna fuknęła pod nosem i rozłożyła się na tylnym siedzeniu.

**

- To ma być nasza randka? – wypaliłam, stojąc obok Harry'ego przed gabinetem doktor Simone Tyler.  – To nie jest romantyczne.

- To był podstęp, kochanie – objął mnie ramieniem. – Planowałem to od dłuższego czasu.

- Nie wejdę tam – oznajmiłam stanowczo i odsunęłam się od niego.

Ruszyłam na koniec pustego korytarza.

Stukot moich butów odbijał się echem pod ścianach. Nie było tam nikogo oprócz nas.

Harry ruszył za mną.

- Jest podobno bardzo dobra w tych sprawach, polecił mi ją mój kumpel. Specjalnie dla nas zarezerwowała popłudnie. Możesz z nią tylko porozmawiać, nic więcej. Chcę, żebyś tylko spróbowała – upierał się.

- Już ci mówiłam tyle razy, że ja tego nie potrzebuje. Radzę sobie sama.

- Sęk w tym, że właśnie nie musisz – złapał mnie za ramiona. – Rozumiesz? Mogę wejść z tobą, jeśli będzie ci raźniej. To ma ci pomóc. Myślisz, że ja nigdy nie byłem u psychologa? Może nigdy nie borykałem się problemami podobnymi do twoich, ale to nie znaczy, że nie miałam innych. Nie miałem za wiele osób, które chciały mi pomóc i coś z tym zrobiły, a ty masz mnie i... I chcę dla ciebie jak najlepiej, Townes. Proszę.

Brunet zamknął mnie w szczelnym uścisku. Moja głowa opadła na jego klatkę piersiową i z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w rytm bicia jego serca. Jedyny dźwięk, który ostatnio działał na mnie kojąco.

Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i głowę kobiety w średnim wieku.

- Harry? Dzień dobry, zapraszam! – odezwała się bardzo spokojnym głosem z ciepłym uśmiechem na twarzy. – Zaczekam w środku.

- Chodź ze mną – szepnęłam i pociągnęłam go za rękę do gabinetu.

__________________

dzień dobry,
czy powinnam dodać jeszcze jeden dzisiaj?

We met in Boston |h.s|Donde viven las historias. Descúbrelo ahora