6.

3.7K 139 39
                                    


Harry

Szczerze mówiąc to nie wiem czemu o pierwszej nad ranem siedziałem w samochodzie i jechałem pod adres, który wysłała mi Townes.

Starałem się wymyślić jakieś sensowne rozwiązanie, ale jedyne co przychodziło mi do głowy to po prostu fakt, że chciałem ją zobaczyć.

Wiem, że to banalnie brzmi, ale ona była naprawdę kimś innym, ale jednocześnie normalnym. Właśnie chyba jej normalność była dla mnie taka niezwykła.

Większość dziewczyn, które poznaje próbują na siłę stworzyć sobie nową osobowość, coś co będzie ich wyróżniać z tłumu, cokolwiek. Tymczasem ja szukałem kogoś, kto będzie po prostu normalny. Najzwyczajniej w świecie. Tym kimś była Townes.

Oczywiście dało się zauważyć, że z początku była skrępowana w moim towarzystwie, ale  z biegiem czasu, czuła się swobodniej.

I ja czułem się sobą w jej towarzystwie. Nie musiałem jej niczym imponować, nawet nie wiele rozmawialiśmy o mojej pracy, czy jej pracy. Skupialiśmy się na tematach, na które codziennie się nie rozmawia. To było coś co uwielbiałem w naszej relacji. Wiedziałem, że prędzej czy później wyniknie z tego niesamowita przyjaźń.

Zaparkowałem samochód trochę dalej o klubu, ponieważ nie było miejsca.

Wysiadając, w twarz uderzyło mnie chłodne, bostońskie powietrze.

Nałożyłem kaptur od bluzy na głowę i spuściłem wzrok na czubki butów, aby nie zwracać na siebie uwagi.

Opatuliłem się szczelniej płaszczem, stojąc w kolejce do wejścia.

Pokazałem bramkarzowi dowód i wszedłem do środka.

Nie było tłoczno. Większość ludzi skumulowała się przy barze albo na parkiecie. Szukałem wzrokiem Townes, co sprawiało mi dużo trudności. Było ciemno, większość ludzi wyglądała dla mnie tak samo. Poszukiwania blond czupryny były o wiele trudniejsze niż mi się wydawało.

- Harry? – usłyszałem mocno zachrypnięty głos przed sobą.

Ujrzałem dosyć wysoką brunetkę przed sobą. Miałam duże wypieki na policzkach, a grzywka przykleiła jej się do czoła.

Dlatego nie lubiłem klubów. Robiły straszne gówno z ludzi.

- Tak, cześć – uśmiechnąłem się do dziewczyny.

Nie udało się jednak przejść niezauważonym. Mogłem się tego spodziewać.

Brunetka nie mogła oderwać ode mnie wzroku, stała niemal jak zahipnotyzowana. Czułem się trochę niezręcznie.

Odchrząknęła i wystawiła dłoń.

- Jerry – przedstawiła się.

Zaświeciła mi się lampka.

- O wiele bardziej chciałabym poekscytować się tym, że w końcu cię poznałam i nie masz pojęcia jak bardzo chciałam mieć z tobą dzieci, kiedy miałam 16 lat – potok słów wylał się z jej ust. – Ale musimy to odłożyć na naszą pierwszą randkę. Teraz zajmiemy się Townes.

Pociągnęła mnie za nadgarstek w tłum ludzi, tańczących w rytm muzyki.

Kiedy zdołaliśmy się przecisnąć, dotarliśmy do okrągłego stolika i sofy, na której siedziało kilkoro osób, w tym Townes, obok jakiegoś bruneta, który głaskał ją po głowie.

- Jest trochę pijana – oznajmiła Jerry, patrząc na swoją przyjaciółkę z uśmiechem. – Jeśli ją gdzieś zabierasz na całą noc to proszę zaopiekuj się nią. W nocy będzie piła dużo wody, raczej nie zdarza jej się wymiotować. A rano musi zjeść na śniadanie zupkę chińską, żeby móc funkcjonować. Zapamiętałeś?

We met in Boston |h.s|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz