Rozdział 3 - Pierwsza rozmowa

27.5K 1.1K 166
                                    

Obudziłam się tam, skąd tak bardzo chciałam uciec. Przetarłam oczy i się rozejrzałam. Nigdzie go nie widzę. Na sobie miałam swoje ubrania. Jakoś nie czułam się obolała ani zmęczona. Słyszałam, że wilkołaki moją jakąś moc uzdrawiania, jeżeli chodziło mate czy coś takiego. Muszę stąd wyjść! Za wszelką cenę! Ale jak? Pobiegłam znowu do łazienki... Okno zostało zabite dechami! Houston mamy problem...

Pogłówkowałam chwilę i postanowiłam wyjść z pokoju. Nie mogę iść tam bezbronna! Znowu wróciłam do łazienki i poszperałam w szafkach... Wyciągnęłam nożyczki i chwyciłam za klamkę. Poprawiłam kaptur i chciałam wyjść. Zamknięte! A czegoś się Sabrino spodziewałaś?! Chciałam wziąć drut, ale go nie było! Ten cham go sobie wziął. Będzie trzeba użyć siły! Z rozbiegu kopnęłam w drzwi... Coś pękło, ale one były nadal zamknięte. Jeszcze raz, ale mocniej... Już prawie! Postanowiłam zmienić taktykę. Tak samo zrobiłam kilka kroków na tyłu i biegiem. Już miałam ramieniem uderzyć w drzwi, ale ktoś je otworzył. Nagle poleciałam na tą osobę i spadliśmy na ziemie. Szybko się otrząsnęłam i zobaczyłam te złote oczy. Zeszła z niego i miałam już uciec, lecz on chwycił moją nogę, przez co runęłam na ziemie. Przerażona upadłam na ręce. Cały czas trzymał moja stopę, więc wbiłam w jego rękę moje paznokcie przez co syknął i rozluźnił dłoń. Wstałam i zaczęłam biec pustym korytarzem... No to powtórka z rozrywki!

Nie wiedziałam, gdzie biegnę byle przed sobie. Nabrałam tempa na długiej prostej, ale on też. Miałam już wchodzić w zakręt, gdy zobaczyłam dwie osoby trzymające jakiś obraz. Dobrze, że w porę prześlizgnęłam się pod nim, ale mój porywacz nie miał tyle szczęścia. Zbiegłam bardzo długimi schodami w dół. Skręciłam w prawo, a potem w lewo i... Ślepy zaułek! Moją ostatnią deską ratunku były wielkie drzwi przede mną. Bez namysłu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.

   - Kto śmie nam przeszkadzać?! - usłyszałam potężny głos

Przestraszona się obróciłam... Była to sala konferencyjna, w której siedziało plus minus dziesięć wilkołaków i jeden na czele. Nie miałam czasu na namysłu, więc palnęłam:

   - Przepraszam za naście, ale jestem tu nową pokojówką i miałam tu przyjść, zapytać się państwa, czy by państwo życzyłoby sobie coś do picia?

Może to nie była najlepsza wymówka świata, ale jednak w miarę. Mężczyzna na czele bardzo podobny do „mojego mate" spojrzał na pozostałych.

   - Nie, dziękuję...

Nagle ktoś z hukiem wparował do pomieszczenia i był to on.

   - Synu! Jak dobrze, że jesteś, przyłącz się do nas, omawiamy plany... - spojrzał na mnie - Wiesz jakie...

Kiwnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Ale mam fuksa! Teraz znowu biegiem. Szybko spojrzałam przez okno... Pierwsze piętro! Zbiegłam ze schodów, gdy zatrzymał mnie jakiś chłopak.

Miał blond czuprynę z wygolonym bokiem, ciemnobrązowe oczy, był też dużo wyższy.

Chciałam przejść obok niego normalnie, ale on chwycił mnie za rękę.

   - Czekaj, czekaj. Ty jesteś mate Jeffa! - krzyknął

Już po mnie! Szarpnęłam się i uwolniłam! Jednak on nie dawał za wygraną. Już miałam pobiec, lecz on obwiązał rękę wokół mojej szyi, że trochę mnie podduszał. Nachyliłam się, chwyciłam jego rękę, przez co się bardziej przybliżył i kopnęłam go w kroczę. Syknął głośno. Obróciłam się do niego przodem, ten schylił się z bólu więc to wykorzystałam i kolanem trafiłam idealnie w jego nos. Miał coś zrobić, ale po drugiej stronie korytarza szli jacyś mężczyźni, więc zaczęłam krzyczeć:

   - Przestań! Pomocy!

   - Cholera, co ty wyprawiasz?! - się zdziwił

Faceci przyszli mi z pomogą. Zaczęli wypytywać chłopaka, dzięki czemu pognałam dalej. Skręciłam w prawo i ujrzałam drzwi wejściowe. Pomiędzy nimi a moimi palcami był centymetr przestrzeni, gdy ktoś złapał mnie w pasie. Wiedziałam kto to...

   - PUSZCZAJ! - wrzeszczałam, lecz on nic sobie z tego nie robił

   - Uspokój się, kobieto! - warkną głosem alfy przez co ucichłam

Przerzucił mnie sobie przez ramię i szedł gdzie. Zamknęłam oczy... Nie! Czemu zawsze jestem o sekundę z późno?!

Nagle zostałam chamsko rzucona na łóżko i zorientowałam się, że jestem w tamtej sypialni. Nie wiedząc, jak wszedł na mnie i usiadł okrakiem! Zaczęłam się wyrywać jak nigdy dotąd, przez co jedną dłonią przytrzymał moje ręce.

   - No to zacznijmy od początku... Jak masz na imię, słodziutka?

Spojrzałam na niego jak na debila, którym zresztą jest.

   - Kim jesteś? - zapytałam

   - Jeffrey Stanley, miło mi - uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów

   - A mi ani trochę... - szepnęłam, ale on chyba mnie usłyszał

   - Grzeczniej! - syknął

   - Bo co? - zapytałam z pogardą

   - Bo cię oznaczę! - wkurzył się

   - Jeszcze czego! - prychnęłam

   - Masz mi być posłuszna! Zrozumiano?!

Nagle już nie leżałam pod nim, tylko zostałam dociśnięta do ściany. Powoli zaczęło mi brakować tlenu.

   - Chciałbyś, frajerze! - krzyknęłam mu w twarz

Jego oczy pociemniały i sięgnął do kieszeni w spodniach. Próbowałam się wydostać, na marne.

   - Co to?! - przestraszyłam się strzykawki w jego ręku

   - Jak się nazywasz?! - spytał znowu

Milczałam. Musiałam to przemyśleć...

   - Jak chcesz! - przystawił mi przedmiot do szyi

   - Sabrina Morgan... - syknęłam zła

   - Nie można było tak od razu, skarbie? - zapytał

Znowu zamknęłam oczy, bo poczułam łzy.

   - Czemu cały czas zamykasz oczy? - pyta

   - By nie chce widzieć takiego potwora jak ty! - nie otworzyłam oczy

Chyba miał coś zrobić, ale zadzwoniła jego komórka, przez co dał mi trochę swobody.

   - Tak... Zaraz... W pokoju... No... Dobra... - i się rozłączył

Postanowiłam otworzyć oczy, bo łzy gdzieś znikły. Chłopak wstał i miał już wyjść, ale obrócił się w moją stronę.

   - Zaraz wrócę, nigdzie się nie ruszaj! - i wyszedł zamykając drzwi na klucz

Przerażona usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi, lecz nie płakałam. On nie zasługuje na moje łzy! Wstałam i poszłam na środek pokoju. Rozejrzałam się i mój wzrok utkwił w tamtą stronę. Jestem genialna!

Alpha, My Baby...Where stories live. Discover now