Rozdział 26 - Pożegnanie

12.1K 574 90
                                    

- Ale jak to?!

Siedzieliśmy już w samolocie.

- Proszę... Na miejscu ci to wytłumaczę - chwycił mnie za dłoń

Milczałam. Był ciepły. Nie wiedziałam co mam robić. To wszystko jest dla mnie takie... Inne, straszne.

- Kochanie... Nastał początek wojny...

To zdanie nie opuszczało moich myśli. Jak to wojna? Na śmierć i życie? To niemożliwe!

Oparłam głowę o fotel i spojrzałam przez okno.

- Nie martw się, kochanie... - przejechał kciukiem po mojej zimnej skórze

Uśmiechnęłam się smutno. Jak mam się nie martwić?

***

Auto zatrzymało się przed jakąś dużą rezydencją. Nie przeglądałam się jej, nie miałam po co. Chłopak chwycił mnie za plecy i weszliśmy do środka. Na holu stali już jacyś mężczyźni oraz kobieta. Moją uwagę przykuł jednak facet stojący na środku.

Miał ciemnogranatowe włosy i szarawe oczy. Był bardzo wysoki i wysportowany. Emanował od niego spokój, ale też władczość.

- Dzięki, że zajmiesz się Sabriną podczas mojej nieobecności - powiedział Jeffrey, podając mu rękę

- Spokojnie stary, tu jest bezpieczna - uścisnął mu dłoń szarooki

Mój mate podszedł do mnie.

- Zostaniesz to z Michaelem i... - przerwałam mu

- Kiedy wrócisz?

Na korytarzu została tylko jedna kobieta i Michael.

- Za pięć dni - chwycił mnie za ręce

- Obiecujesz? - zapytałam patrząc mu głęboko w oczy

Chwilę się zastanowił, po czym odparł:

- Obiecuje...

Nagle mocno mnie przytulił. Poczułam jego ciepłe ręce obejmujące moje plecy. Położyłam głowę na jego sercu i wsłuchiwałam się w jego rytm.

Nie chciałam go nigdy puścić, chciałam żeby był ze mną przez cały czas.

Po oderwaniu się od siebie pocałował mnie w usta. Nie trwało to jakoś specjalnie długo, ale wystarczająco bym zapragnęła więcej.

- Bądź grzeczna - pocałował mnie w czoło

Kiwnęłam głową, a po chwili patrzyłam bezsilnie jak wychodzi z budynku. Do rzeczywistości przywrócił mnie niski głos.

- Cześć my się nie znamy - podał mi rękę - Jak już wiesz, jestem Michael - uśmiechnął się

- Sabrina - uścisnęłam jego dłoń

- Smitha zaprowadzi cię do twojego pokoju - podeszła do nas kobieta - A tam - wskazał na duże drzwi po lewej - Jest mój gabinet, jak byś miała jakiś problem.

Podziękowałam i spojrzałam na kobietę.

Była ona ciemnoskóra i w podeszłym wieku. Ciemne włosy miała upięte w koka z tyłu głowy. Na sobie miała strój pokojówki.

- Proszę za mną - uśmiechnęła się

Odwzajemniłam gest i poszłam za nią. Nie przeszłyśmy długiej drogi, gdy Smitha zatrzymała się przy jakiś drzwiach.

- To jest panienki pokój. Jak będzie jakiś problem, to proszę od razu mówić - uśmiechnęła się promiennie

- Dziękuję - i odeszła

Chwyciłam za klamkę i przeszłam przez drzwi. Rozejrzałam się po pokoju.

[ Zd w mediach ] Był on w kolorach bieli i szarości. Znajdowało się w nim duże łóżko, biurko z lustrem, książki, fotele i ogromna szafa, przy której znajdowały się drzwi.

Te wszystkie emocje tak we mnie buzowały, że miałam ochotę rozwalić ten cały pokój, ale nie mogłam. Nie był on mój. Nie mogłam pozbyć się tych wszystkich myśli, więc runęłam na łóżko. Nie mogłam wytrzymać i wybuchłam szlochem.

Muszę przyznać jedno. Boję się... Tak! Sabrina Morgan boi się nie na żarty! Boje się, że nie zobaczę Jeffreya. Że nigdy nie poczuje jego ciepła ani nigdy już z nim nie pogadam. Że po prostu go stracę.

Zakryłam twarz poduszką, by jak się tylko da uciszyć płacz.

Nie chcę tu być. Chce być przy moim alfie. Nic nie powiedział poza tym, że jest wojna i nie może ze mną być. Zawiózł mnie tu i kazał na siebie czekać. Ja nie chcę czekać!

Usiadłam na łóżku i otarłam łzy.

Nie mogę być jakąś beksą! Jestem silną kobietą i sobie poradzę! Tyle przeszłam, więc przeżyje też to!

Usłyszałam ciche pukanie. Wstałam z łóżka i przejrzałam się w lustrze. Szybko poprawiłam makijaż, by nie było widać że płakałam. Z kamienną twarzą otworzyłam drzwi.

- Dzień dobry, przyniosłem... - urwał, gdy na mnie spojrzał - Sabrina...

- Oscar...

Zamarłam. To był Oscar... Mężczyzna, który pozbawił mnie dziewictwa...

Alpha, My Baby...Where stories live. Discover now