Rozdział 24 - Cała prawda

11.5K 634 13
                                    

Rzucił mną jak starą szmatę na ziemię. Poczułam gniew, ale nic z tym zrobić nie mogłam.

   - Koniec pobłażania! - krzyknął

Te słowa dotarły do mnie po kilku sekundach. Modliłam się tylko w duchu, by nie wyciągnął broni palnej...

Ten nic niewarty śmieć chce mnie wykorzystać tylko po to, by osłabić Jeffa. To żałosne!

Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.

   - Jak się czujesz z tym, że twoja mamusia pieprzy się z moim ojcem?

Zacisnęłam zęby. To prawda... To ta cholerna prawda! Tyle wilkołaków zabił mój ojciec, tyle ja a ona i tak... Mam ochotę krzyczeć! DRZEĆ SIĘ!

    - A ty, jak się czujesz z tym, że nie potrafisz zabić Jeffa, tylko musisz porywać jego mate? - wstałam

Nagle poczułam ból na policzku. Ten gnój mnie uderzył!

Byłam zła, a raczej wściekła! Nie mogę patrzeć na mężczyzn taki jak on! Myślą, że jak są więksi, to mają władzę nad kobietami. Myślą, że z kobietą mogą robić, co im się żywnie podoba!

Zacisnęłam pięść i ze stołu wzięłam nóż.

   - Myslisz, że mnie pokonasz? - zaczął się śmiać, że aż chwycił się za brzuch

Wykorzystałam jego nieuwagę i szybko wbiłam mu nóż w nogę. Syknął i chwycił mnie za rękę, przez co z nim upadłam na ziemie. Chciał coś zrobić, ale szybko wstałam. Kopnęłam go w twarz i wyciągnęłam ostrze.

   - Nie wiedziałam, że pójdzie mi tak gładko - uśmiechnęłam się podle i wyszłam z pomieszczenia

Mogłam bym go zabić ale wtedy jego stado by mogło napaść na watahe Jeffa.

Szybko zamknęłam drzwi kluczami, które były w zamku i ruszyłam przed siebie. Muszę ją znaleźć... Pewnym siebie krokiem szłam, gdy zauważyłam jakiegoś mężczyznę przed sobą. Bez wahania do niego podeszłam.

   - Gdzie jest Dalia? - zapytałam

   - Jaki masz szacunek do byłej luny stada?! - oburzył się

Byłej luny stada?!

   - Pytam się jeszcze raz - przyłożyłam mu nóż do gardła - Gdzie jest Dalia?!

Pokazał pokój na drugim końcu korytarza. Czym prędzej się tam udałam. Kopnęłam z całej siły w drzwi, przez co się otworzyły. Tego, co zobaczyła, się kompletnie nie spodziewałam. Na samym środku pokoju moja matka lizała się z jakimś typem. Szybko się od siebie oddalili.

   - Nie wierzę! Jak możesz?! - podeszłam bliżej

   - Sabrina...

   - Z ojcem zabiliśmy więcej wilkołaków niż jak w tym domu i to wszystko przez ciebie! - zaczęłam się drzeć

   - A kim ty niby jesteś?! - zdenerwował się facet

   - Odeszłaś by ratować swój tyłek by on - pokazałam na mężczyznę - Nic ci nie zrobił? A może dla pieniędzy?!

   - Nie wiesz, jakie to uczucie jak się ma mate - powiedziała oschle, zaśmiałam się

Moja mama... W moich wspomnieniach została jako dobra, szczera i uczciwa kobieta. Jak to boli, jak się dowiadujesz że jest taką...

   - A tak się składa, że mam i jak w tej chwili nie odwieziecie mnie do domu, to nic nie zostanie z tej waszej watahy! - już nie krzyczałam

   - No przykro mi córeczko, ale ja jestem mate byłego alfy - spojrzała dumnie na swojego kochasia - Wyżej być nie możesz!

Kiedy ona stała się taka materialna i wredna. Zachowuje się jak jakaś... Nie powiem tego, bo to moja matka.

   - Mogę - zaśmiałam się ponownie - Jestem mate alfy Jeffreya!

Ich twarze momentalnie pobladły, a oczy się powiększyły.

   - To ciebie mój syn porwał... - zaczął facet

   - O pani! - spuściła głowę - J-ja przepraszam...

   - Milczeć! Jestem ciekawa co na to Jeff. Porwanie, pobicie, próba gwałtu... Niegrzeczny ten was synalek - powiedziałam

   - To nie jest mój syn! - szybko powiedziała kobieta

   - Powiedziałaś, że będziesz dla niego jak matka! - oburzył się jej facet

   - Takie rzeczy załatwiajcie później! Teraz macie mnie odwieźć do domu! - ponaglałam ich

Po chwili wszyscy troje wyszliśmy z pokoju. Szłam z kamienną miną za nimi.

Od kiedy ja się tak zachowuje?

Po nie długiej chwili byliśmy przed rezydencją. Weszłam do samochodu i usiadłam na tylnym siedzeniu. Sekundę potem wszedł szofer, który wiedział, gdzie ma jechać. Po chwili auto zaczęło opuszczać parking.

Ja chce do Jeffa! Do mojego Jeffa... Może mnie szuka? A może zabawia się z jakąś lafiryndą? On taki nie jest.

Nagle poczułam wewnętrzny spokój. Zara będzie wszystko dobrze i będę siedzieć w ciepłym domku przytulona do mojego alfy.

Po około dziesięciu minutach byliśmy na miejscu, wyszłam z auta i ujrzałam ten dom. Ten dom, przed którym tak chciałam uciec a teraz chce w nim zostać na zawsze.

Szybkim krokiem weszłam do środka. Budynek wydawał się trochę opuszczony, jakby nikogo nie było. Po chwili jakaś kobieta do mnie podbiegła.

   - Luna! Znalazła się luna! - krzyczała a ja tylko lekko się uśmiechnęłam

Nagle zobaczyłam go. Nie chciałam go widzieć... Nie chciałam widzieć Arona. Za nim szła Vanessa... Z uśmiechem na ustach do mnie podbiegli. Chłopak chciał mnie przytulić, ale co odepchnęłam.

   - Nie dotykaj mnie - powiedziałam oschle się odsuwając

   - Sabrina... J-ja - zaczęła mówić dziewczyna

    - Nie mów do mnie - nawetna nich nie spojrzałam

   - Alfa zaraz będzie! - poinformowała mnie kobieta

Skinęłam głową na znak, że rozumiem i poszłam do pokoju.

Nie chcę z nimi gadać... Naprawdę nie chcę. Idę machać swoimi czerwonymi włosami gdzieś indziej!

Gdy byłam na korytarzu, zatrzymałam się. Mam iść do pokoju luny czy do naszej sypialni? Po chwili namysłu poszłam do naszego pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, przypomniały mi się te wszystkie chwili. Te złe, jak i dobre... Bez rozczulania podeszłam do biurka i pogrzebając trochę w szufladach wyciągnęłam kartkę, długopis i kopertę. Usiadłam wygodnie i zaczęłam pisać.

Łzy poleciały mi po policzkach. Trudno mi się pisze o mamie. Miałam ją, za tak dobrą kobieta, a ona poleciała na majątek tego... Przez moje łzy papier trochę zaczął się falować, ale złożyłam go i schowałam do koperty. Napisałam na niej adres domu i że ten list ma dotrzeć do mojego taty. Ma prawo wiedzieć!

Wstałam, gdy usłyszałam dźwięk otwierania drzwi... 

Alpha, My Baby...Where stories live. Discover now