Rozdział 10

962 53 5
                                    

~ Oczami Sally ~
Obudziłam się o 13, głowa mnie bolała i leżałam w jakiejś misce. Obok mnie był Ben i L.Lili, krasnal był w różowej sukience, a Lili w ubraniach Bena. Które były na nią za małe. Dalej leżał Jeff, razem z ClockWork, i Candim. Na stoliku leżały jakieś strzykawki, a w ręku Candiego, była różowa farba. Ta, wcześniej nie zauważyłam ale Jeff ma różowe włosy. Dalej Lena, i Maksy. Leżeli razem na stole na smarowani jakimś pomarańczowym śluzem. Pewnie kisiel... Viktoria, no właśnie, naga, przyklejona do ściany taśmą... Rita była owinięta dywanem razem z Bloodym. Reszta leżała na podłodze. Ja postanowiłam zrobić śniadanie, i oglądać telewizje do puki ktoś się nie obudzi.

                             *15: 12*
Oooo, na reszcie Rita. - Hej Rita jak się spało? - spytałam. - Może by... - właśnie zobaczyła zegarek... Chyba nie jest zadowolona - idę się umyć, kochana możesz zrobić mi kanapki - poszłam do kuchni, a Rita do łazienki. Zrobiłam jej kilka kanapek. - Sally, pamiętasz coś z wczoraj? - Spytała zaspana. - Pamiętam, że piliście, i niektórzy wstrzykiwali narkotyki. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, bo po co kłamać. - Tak... To też pamiętam ale coś jeszcze? - Ohhh...
- Owinęłaś się dywanem - Taki naleśnik.
- Ehhhhhmmm, chcesz ich obudzić? - Spytała się, z szyderczym uśmiechem. Będą na nas źli ale trudno! - Tak! - Rita, wzięła pilot od telewizora i podgłosiła na maxa. Wszyscy się obudzili, a my się śmiałyśmy. - Która godzina? - wydukał Toby. - Jest 15:31, długo wam to zajęło -
NAGLE coś pękło, dźwięk z łazienki.
- Kto to kurwa zrobił! - I wszystko jasne...
Wszyscy zgromadzili się w łazience. Jeff rozbił lustro, kalecząc sobie ręce. - No kto to był? - na szczęście już był spokojniejszy. Oby Candy się przyznał bo będzie źle... Szybko usłyszeliśmy odpowiedź - Jeff... Przepraszam ale byłem pijany... - Przyznał się, ale Jeff nic nie zrobił, on stał przez chwilę, a potem wyszedł...

~ Oczami Leny ~
Dobrze, że ten pajac dostał nauczkę.
- No idź do niego kretynko! - Usłyszałam głos Candiego. - Jeden, nie kretynka, dwa pierdol się - Powiedziałam i poszłam do pokoju Woodsa. On trzymał nóż w ręce, i patrzył się na niego. - Jeff?-
Powiedziałam, szczerze to trochę się o niego boje... No cóż, boje się też jego...
- Co? - Nawet nie spojrzał na mnie - Ty, ty nic sobie nie zrobisz, prawda? - Boje się o psychopatę... - Lena, to tylko jebane włosy - Powiedział patrząc na mnie miłym wzrokiem, nie rozumiem... - Raz jesteś agresywny, raz taki... Taki miły, o co chodzi? - miły morderco-psychopata.
- Jeśli wolisz abym był agresywny, to w każdym momencie mogę taki być, dla księżniczki wszystko. - Czy on wziął jakieś tabletki, a może udaje... - Czyli nie zabijesz mnie jeśli wezmę twój nóż - boje się, ale chce go sprowokować, chce sprawdzić czy jest tam Jeff z przed imprezy... - Zależy - jak to zależy, niby od czego...?  Od jego nastroju? - Od czego?-
Spytałam chwytając jego nóż, który położył na stoliku. - Czy, mi się chce, czy nie - powiedział, wyrywając mi nóż - O, zawołaj mi Candiego, mamy do pogadania - wskazał drzwi palcem. Ja wyszłam od Jeffa, i skierowałam się do salonu. Już po chwili zobaczyłam chłopaka o niebieskich włosach - Candi! Jeff chce cię widzieć! - Krzyknęłam, a on wstał - Lena, czy ja umrę? - Co to za pytanie... - Jeff ma świetny humor - chłopak powiedział coś pod nosem, i kierował się w stronę pokoju ,,pokrzywdzonego". Candy wszedł, a ja razem z nim - Jeff... Ja naprawdę nie chciałem, to była zabawa-
Szczerze to marne tłumaczenie, ale chłopak ma szczęście, Jeff jest szczęśliwy? Co takiego się stało?
- A więc zabawa? - Jeff rzucił nożem w ścianę, naprawdę blisko Candiego. - Czy to też zabawne? - Spytał, poważnym tonem. - Nie Jeff, to nie zabawne! - Krzyknęłam w obronie Candiego, mogło mu się coś stać - Księżniczko, moja cierpliwość ma granice - Powiedział, wstając, i podchodząc do noża. Wyjął go ze ściany. Przyłożył mi go do gardła, i powiedział szeptem - Jak bym miał zły humor to byś nie żyła - odszedł ode mnie, i zaczął mówić do Candiego, serce biło mi bardzo mocno, ale zdołałam usłyszeć - Ta zabawa farbą nie była taka zła - zaśmiał się, a to do niego nie podobne. - Jeff, nic ci nie jest? - Oooo, Candi też się zaniepokoił. Jeffowi uśmiech zszedł z twarzy i powiedział
- Raz jestem miły, a wy robicie z tego chorobę, wiem zawsze byłem taki zły, ojoj wredny Jeff, ale dajcie mi być miłym przez jeden dzień - Tego się nie spodziewałam, chłopak wyszedł z pokoju, a my zaraz po nim. On poszedł w głąb lasu, a my zostaliśmy w salonie. Wiem, że może zrobić sobie krzywdę...
Ale może też zabić mnie. Usiadłam na kanapie, po między obrażony mi Jane, i Niną. - I co, pokaleczył was? - Spytał Ben,  mały wścibski skrzat - Nie, był bardzo miły, oczywiście jak na Jeffa - Powiedział Candi, robiąc sobie kanapkę.
- Aż ci nie wieże, on nienawidzi różowego. - Powiedział E.Jack - Ja... Ja potwierdzam - Wtrąciłam się cicho, ale aby usłyszeli. Tylko, ta groźba... Ohhh...
- A ktoś wie gdzie on polazł? - Spytała Jane, a wszyscy jednogłośnie powiedzieli - NIE - Może go poszukam... Tylko nie chce patrzeć jak kogoś zabija, ale jeśli tak trzeba...  - Idę go poszukać, ktoś idzie ze mną? - Mam nadzieję że nie pójdę sama w nieznany mi las...
- Ja, idę - Powiedziała psychofanka naszego kochanego mordercy. - No to dalej - Powiedziałam i wyszłam a Nina, razem ze mną. Szłyśmy już, przez 10 minut - Wiesz gdzie on może być? - Spytałam, a Nina głośno się zaśmiała, o co jej chodzi? - Co cię śmieszy?! Twój kochaś może umrzeć! - Ona się zarumieniła i wyszeptała - Jeff sobie poradzi, i nie mów że to mój kochaś! - Trochę mi jej żal... Kocha się w psychicznie chorej osobie, przez co ona też się taka stała - Okej, to wiesz gdzie on jest? - Spytałam ponownie - Ta, pewnie znowu się bawi... Ale czy ludźmi czy sobą to nie wiem... - Zaczęła się ponownie śmiać.

Księżniczka [Jeff the killer]Where stories live. Discover now